Camila POV
Otworzyłam oczy i przewróciłam się na drugi bok. Sięgnęłam dłonią po telefon i jęknęłam niezadowolona, gdy ujrzałam, że jest po drugiej po południu. Musiałam w końcu wstać i się ogarnąć, bo czekała mnie rozmowa z Lauren. Po tym jak w nocy, mam nadzieję, ostatecznie zakończyłam sprawę z Cameronem, pojechałam na dach, gdzie mogłam wszystko na spokojnie przemyśleć. Może i miałam trochę namieszane w przeszłości przez moje pochopne decyzje, ale nie mogłam przez to odrzucić jedynej dziewczyny, na której mi zależało. Próbowałam niejednokrotnie poczuć coś do innej osoby. Lauren zawsze była dla mnie tą dziewczyną, którą powinna chronić i kochać, nie dać skrzywdzić. Zawsze miałam zakodowane w głowie, aby za wszelką cenę trzymać ją jak najdalej od niebezpieczeństwa, więc sama myśl, że cokolwiek mogłoby się jej stać przeze mnie sprawiała, że najchętniej wyprowadziłabym się na drugi koniec miasta. Ale z drugiej strony nie potrafiłam jej sobie odpuścić. Już jako dzieciak cierpiałam po utracie jej, a teraz, gdy na nowo miałyśmy kontakt i poznałam ją w tym wieku, wiedziałam jaka jest i jak wielkie serce ma... było mi o wiele gorzej. Każdego dnia, gdy widywałam ją w szkole, a na jej twarzy wypisany był smutek miałam ochotę najpierw dać sobie porządnie w twarz, a później iść ją przytulić.
Niestety, wybrałam o wiele gorsze rozwiązanie. Chciałam sprawić, żeby mnie nienawidziła, więc umawiałam się z każdą napotkaną dziewczyną. W sumie, wróciłam do swojego normalnego trybu życia sprzed ponownym zaprzyjaźnieniem się z nią. Gdy się do siebie zbliżyłyśmy, przez moje uczucia do niej nie potrafiłam się z nikim umawiać. A później? Odrzuciłam wszystko na bok i skupiłam się na tym, aby to jej przestało zależeć. Nieważne było dla mnie to jak ja się czułam. To, że moje serce niemiłosiernie bolało, a za każdym razem, gdy jakaś laska mnie całowała wyobrażałam sobie Lauren. Nie potrafiłam inaczej. W moim mózgu cały czas była ona i szczerze powiedziawszy, to nawet nie chciałam, aby stamtąd zniknęła. Teraz jednak zrozumiałam jak bardzo ją skrzywdziłam. Ponownie. Do tych wniosków pomogła mi dojść Lucy i obserwacja jej zmiany zachowania. Zachowałam się niczym najgorsza suka w stosunku do najważniejszej w moim życiu dziewczyny.
Siedząc na dachu uświadomiłam sobie jak bardzo ją kocham i byłam w stanie zrobić wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. Wiedziałam, że jeżeli na nowo się do siebie zbliżymy, będę bardziej czujna i nie pozwolę jej skrzywdzić. Zabiję każdego, kto tylko pomyślałby o niej w niewłaściwy sposób. To wszystko wciąż było dla mnie trochę niepojęte. Moje uczucia mnie przerażały, bo im częściej o niej myślałam, widywałam ją czy z nią rozmawiałam, wszystko się nasilało. Serce biło o wiele szybciej, a ona coraz częściej odwiedzała moje myśli. To nie było jakieś tam dziecięce zauroczenie. To było mocne zakochanie i nie miałam zamiaru jej ponownie dać odejść.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Ostatnie dwa dni pozwoliłam sobie na odpuszczenie ćwiczeń, przez co dodatkowo byłam na siebie zła. Kiedy moja siostra umarła ja nie potrafiłam poradzić sobie z tym, co czułam. Mimo młodego wieku popadałam w depresje, nie wychodziłam z domu i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Jak miałam piętnaście lat zaczęłam się samookaleczać, ale szybko doszłam do wniosku, że to nie to czego chcę. Dodatkowo zostawiało ślady, a nie chciałam narazić się ani nauczycielom, ani rodzicom, którzy i tak w kółko się kłócili. Wtedy pierwszy raz poszłam na siłownię. Mój tata opłacił trenera, który robił mi naprawdę ciężkie treningi. Niejednokrotnie po skończeniu z mojego nosa wyciekała krew, a następnego dnia zakwasy były tak intensywne, że nie potrafiłam wstać z łóżka. I to było to. Od tamtego czasu siłownia stała się moim uzależnieniem i tylko tam potrafiłam pozbyć się psychicznego bólu, przemienić go w fizyczny.
Szybko ubrałam czarne dresy, a na głowę wsunęłam czapkę z daszkiem. Telefon schowałam do kieszeni i zbiegłam po schodach na dół. Usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące z kuchni, więc szybko się wycofałam. Ubrałam buty i wyszłam jak najszybciej z domu. Nie miałam ochoty widzieć ani mojej matki, ani ojca. Oboje irytowali mnie naprawdę od dłuższego czasu. Nie rozumiem. Kłócili się odkąd pamiętam o wszystko, co możliwe. Mojej matce raz nawet nie pasowało to, że ubrał inne skarpetki i od tak błahego powodu zaczęła się kłótnia stulecia. Oczywiście nie tylko w niej leżała wina. Mój ojciec też wcale święty nie był, szczególnie, gdy robił jej wyrzuty zazdrości o każdego człowieka w jej otoczeniu. Raz miał nawet pretensje, że spędza za dużo czasu ze swoją przyjaciółką. Oboje byli gorsi niż dzieci i nie miałam pojęcia jakim cudem oni ze sobą jeszcze byli. Przez nich bałam się zakochać, mimo że już dawno to zrobiłam. W mojej głowie wciąż tkwiły myśli, że ja skończę tak samo jak oni i mimo mojej miłości do Lauren będę ją wykańczać. Nie chciałam tego. Chciałam sprawić, aby jej życie było jedynie pasmem szczęścia, dlaczego chciałam zrobić to wszystko powoli.
CZYTASZ
Perfect Strangers/Camren
FanficJedna pechowa impreza zaburzyła spokojne życie Lauren. Jeden chłopak sprawił, że cała szkoła o niej plotkowała. Jedna dziewczyna w dzieciństwie złamała jej serce i ta sama dziewczyna po siedmiu latach sprawiła, że ono ponownie ożyło. #95 w fan...