10.

553 45 0
                                    

- Iris?- zdziwiłam się na widok rudowłosej dziewczyny wychodzącej z autobusu. - Gdzie idziesz?
- Idę z bratem na zajęcia gitary- oznajmiła. Dopiero teraz zauważyłam małego rudego chłopca idącego za nią.
- Och, wybacz.- powiedziałam szybko przypominając sobie o Laeti. - Laeti, to Iris, koleżanka z liceum. Iris, poznaj Laeti, to moja przyjaciółka z dzieciństwa.
Podały sobie ręcę i uśmiechnęły się.
- A to mój młodszy brat, Thomas- powiedziała dziewczyna. Thomas przywitał się grzecznie.
- Nie chcę nic mówić Iris, ale zaraz się spóźnimy.- powiedział malec.
- Oh, masz rację, zapomniałam!- poprawiła nerwowo włosy.- Wybaczcie mi, dziewczyny. Muszę lecieć. Do zobaczenia!
Pożegnałyśmy się i wsiadłyśmy do naszego autobusu. Jechałyśmy prawie cały czas w ciszy, ale nie była niezręczna. Od czasu do czasu chichotałyśmy, a ludzie patrzyli na nas jak na idiotki. Już dawno nie czułam się tak lekko i tak.. jak dziecko.
Na naszym przystanku wysiadłyśmy, i zaczęłyśmy iść w kierunku mojego domu.
- Idę zostawić rzeczy w twoim pokoju, dobrze?
- Pójdę z tobą- zapewniłam. Odstawiłyśmy plecaki, a Laeti torbę z ciuchami, i usiadłyśmy na łóżku.
- O, jaa! Twój pokój.. jest słodki!- powiedziała Laeti- przypomina ten z Los Angeles..
- Wzorowałam się na nim- przyznałam.- Choć nie wiem, czemu. Jestem już duża, a różowy pokój..
- Jest dla księżniczek.- powiedziała Laeti i roześmiała się- Poprawka: uroczych księżniczek.
Uszczypnęła mnie w bok i również się uśmiechnęłam. To szczęście, mieć ją za przyjaciółkę. Choć bywała dziwna, wkurzająca, głupiutka i czasem wredna i humorzasta- była naprawdę złotą i bezproblemową dziewczyną.
- Gdzie będę spała?- spytała, sturlając się z łóżka na ziemię, zakrywając to jeszcze większą salwą śmiechu.
- Zaraz wyciągnę materac..- zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Ty dmuchasz!- krzyknęła Laeti wczołgując się z powrotem na łóżko.
- No chyba nie!- roześmiałam się.
- No, ej! Jestem twoim gościem.- zatrzepotała rzęsami.
- Przykro mi, Laeti, nie jestem Davidem, Jacob'em, ani żadnym takim. Nie działają na mnie twoje sztuczki- oznajmiłam i pokazałam jej język.
Poszłam przygotować obiad. Ugotowałam ryż, zrobiłam na szybko sos i ugotowałam warzywa.
- A właściwie.. to od kiedy to jest twoje mieszkanie? Gdzie przeprowadzili się twoi rodzice?- spytała Laeti wyciągając ryż.
- Oni wyjechali do Los Angeles- powiedziałam krótko. Podziękowałam jej za pomoc. Zaniosłam talerze z apetyczną potrawą na stół. Mój gość wziął sztućce.
- I nie chciałaś.. no nie wiem.. jechać z nimi?- spytała mnie.
- Nie, dlaczego?
- Ja bym chciała tam wrócić na kilka dni. Chciałabym zobaczyć znów Toma..
- Laeti, znów odbiegasz od tematu!- roześmiałyśmy się.
Spoważniałyśmy na chwilę.
- No, gadaj! Przecież cię znam..
- No dobrze- westchnęłam głośno i spojrzałam na nią. - Nie chcę, bo rodzice jadą na pogrzeb. Nie chcę w tym brać udziału.
- Domyślam się, że chcesz zmienić temat?- spytała zatroskana Laeti kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie, nie trzeba. Zmarła ostatnio moja babcia.- powiedziałam chłodno.
- Rozumiem..
Po krótkiej chwili się rozpogodziłam.
- Chyba nie dogotowałam ryżu.- roześmiałam się.
- Nie przesadzaj! Jest pyszne.. ale ten ryż mógł ci trochę lepiej wyjść..- po chwili śmiałyśmy się w głos. Bałam się że się udławię, dlatego uspokoiłam Laeti. Skończyłyśmy posiłek w miłej atmosferze.
- Hm.. co robimy jutro?- spytała mnie. Podbiosłam na nią wzrok.
- Możemy pójść do kina, co o tym myślisz?
- Okej, sprawdzę repertuar- powiedziała Laeti.
- A tymczasem chodźmy do parku!- krzyknęłam do niej. Złapałam bluzę, ubrałam buty i wypchnęłam Laeti za drzwi mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłyśmy z bloku. Było bardzo chłodno, żałowałam, że nie wzięłam kurtki.
- Nie jest ci chłodno?- spytałam przyjaciółkę.
- Niee- uśmiechnęła się. Po chwili zdjęła szalik z szyi i zarzuciła go mi.
- Dzięki.
- Luzik.
Park był prawie pusty. Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Interesuje cię ktoś z liceum? Sama widziałam, niezłych masz przystojniaków!- nawijała Laeti.
- Zadajesz mi to samo pytanie już chyba z piąty raz..- wywróciłam oczami.
- Bo odpowiadasz mi ciągle tak samo! Co to znaczy:"Jest za wcześnie aby coś stwierdzić"? Ja cię pytam, kto ci się podoba, a nie o to, z kim byś poszła do łóżka!- wybuchła.
- Laeti! Uspokój się!- poczułam jak się rumienię.
- Uspokoję się jak będę miała odpowiedź!- oznajmiła Laeti. Udała obrażoną, usiadła nieco dalej i zaplotła ręcę na piersi.
- Hm.. no, dobrze, najbardziej zainteresował mnie..
- Laura?- usłyszałam głos. Ocknęłam się nagle i zdałam sobie sprawę, że patrzę na Nataniela.
- Och, Nataniel- zmieszałam się. Mam nadzieję, że niczego nie usłyszał z naszej wcześniejszej rozmowy.
- Wszystko gra?- spytał, widząc moją bladą twarz.
- Tak, taak.. Och, spójrz, to Laeti, moja przyjaciółka z dzieciństwa. Laeti, to Nataniel, kolega z liceum.- przedstawiłam ich sobie, uścisnęli sobie ręcę.
- A tak w ogóle, gdzie idziesz?- spytałam kolegę.- Z tego co wiem, nie mieszkasz w pobliżu..
- Ach, tak.. widzisz, szedłem właśnie odebrać..
- Ajj, nieważne!- przerwała mu Laeti i złapała za ramię.- Jesteś słodki.. Musimy się bliżej poznać!
Nataniel zaczerwienił się. Laeti zaczęła swoje podrywy, prawie mu współczułam. Po chwili w końcu zaczęli rozmawiać bez skrępowania, dlatego odeszłam od nich. Spacerowałam chwilę, zanim usłyszałam kolejny znany mi głos, a właściwie głosy.
- O, dziewczyny, patrzcie kto idzie!
Amber. Jej burza złotych loków spływała po twarzy. Idealny, jak zawsze, makijaż pokrywał każdy kawałek jej twarzy, a ubrania jak zawsze z pierwszej linii modowej.
- Mój Boże, jak ona wygląda!- odezwała się Li. Dopiero teraz zobaczyłam ją i Charlotte, które szły za nią.
- No co tam, Amber? Mało ci od ostatniego razu?- uśmiechnęłam się.
Najgorsze jest to, że Amber naprawdę jest bardzo ładna. Tylko ma paskudny charakter, który odstrasza wszystkich w ciągu kilku sekund.
- N-nie możesz mi grozić, jestem z d-dziewczynami- zaczęła się jąkać, pobladła lekko.
- Właśnie, śmieciaro!- odezwała się Li, która, najwyraźniej próbowała wesprzeć blondynkę.
- Naprawdę chcecie się bić? Tak się zachowują tylko głupi chłopcy- Charlotte pokręciła głową i usiadła pod drzewem.
- Nie chcemy się bić.. Chcemy dać jej tylko nauczkę. Nie zadziera się ze mną- powiedziała wyniośle Amber. Spojrzałam na nią z rozbawianiem. Ona? Chce dać mi nauczkę? Co prawda, pierwsza zasada brzmi: nigdy nie lekceważ przeciwnika.
Ale.. walcząca Amber? Już to widzę..
- Nauczkę? Już to widzę.. Amber, lepiej odpuść sobie, póki nic ci się nie stało..- powiedziałam.
Amber kompletnie olała moje słowa. Odwróciła się do Li, powiedziała jej coś na ucho, i zachichotała. Czekałam, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czy one naprawdę chcą się bić? Przecież to najgłupszy pomysł świata! Charlotte ma rację, przecież tak się zachowują głupi chłopcy! I, gdy tak stałam, Li podbiegła do mnie i kopnęła mnie w piszczel. Zacisnęłam zęby i próbowałam utrzymać się na nogach. Właśnie zrozumiałam, jak wielki błąd popełniałam. One są we dwie, idiotko! Poza tym, straciłam Amber z pola widzenia. Przegrana sprawa. Pozostaje mi tylko unieszkodliwić rzucającą się we wszystkie strony Li, która znowu próbowała mnie kopnąć. W ułamku sekundy założyłam jej dźwignię. W tym momencie zostałam tak silnie pchnięta przez Amber, że przez chwilę miałam ciemno przed oczami. Po chwili już leżałam na ziemi tkwiąc w bezdechu..

Niech czas się zatrzyma- Słodki Flirt✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz