6.

601 55 0
                                    

- Co się stało?- spytałam. Dopiero teraz zauważyłam spuchnięte oczy mamy.
- Moja mama zmarła dziś rano.- kolejne łzy zaczęły spływać z oczu mamy. Przytuliłam ją mocno.
- Dlatego wyjeżdżamy do Los Angeles jutro z rana- uciął temat tata.
Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Byłam smutna, ale nie mogłam płakać. Przytuliłam poduszkę i myślałam chwilę. Pierwsza łza spłynęła po mojej twarzy, gdy pomyślałam o babci. Odsunęłam wszystko na bok i poszłam pod prysznic. Ubrałam luźne dresy i bluzę. Weszłam do kuchni zwabiona zapachem naleśników.
- Zapomniałam ci powiedziec, sąsiadka prosiła cię dziś o wyprowadzenie psa..- mówiła mama. Stała do mnie tyłem i była widocznie przygnębiona.- Pieniądze da ci, jak wrócisz. Możesz to zrobić po obiedzie, kochanie?
Przytaknęłam i usiadłam do stołu, a mama podała mi talerz z naleśnikami i dżem.
- Jak było w szkole?- spytała.
- Hm.. dobrze.- powiedziałam. Nie za bardzo miałam ochotę rozmawiać. Mama pokiwała głową, uśmiechnęła się smutno i wyszła z kuchni.
Wyszłam z mieszkania i zeszłam jedno piętro schodami. Zapukałam do drzwi po lewej. Po chwili otworzyła mi uśmiechnięta pani w starszym wieku.
- Ach, to ty.. Wejdź, skarbie.- powiedziała, gestem zaprasząc mnie do środka.
- Dzień dobry pani.
- Tak, spójrz.. tu jest smycz Azorka.
Wzięłam ją i czekałam chwilę, a uśmiechnięta pani Moon wróciła z psem na rękach.
- Wybacz, że proszę cię o to w środku tygodnia, ale zaraz przychodzą goście, a ja muszę odkurzyć..
- Nie ma problemu- uśmiechnęłam się do niej i przypięłam smycz kundelkowi. Był malutki i miał kolor biszkoptowy, przechodzący w rudy. Był taki słodki! Głaskałam go przez chwilę na rękach, a potem wypuściłam go i zeszliśmy po schodach na sam dół. Wyszliśmy na zewnątrz i poczułam powiew zimnego powietrza.
- Cholera!- zaklęłam.- Nie wzięłam telefonu!
W odpowiedzi na to Azor zamerdał ogonem i przyspieszył. Miałam zamiar iść do parku. Przed bramą do parku zaczęłam przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy- chciałam kupić sobie sok.
- Ałć!
Coś, a raczej ktoś, wpadł na mnie przewracając mnie. Azor niebezpiecznie zawarczał i cofnął się.
- Wybacz, nic ci się nie stało?- spytał. Podniosłam wzrok i przyjrzałam się mojemu oprawcy. Był wysoki, miał czarne włosy i niebieskie oczy. W jednej ręce trzymał konsolę do gier, drugą wyciągnął do mnie chcąc pomóc mi wstać.
Moje plecy.. Upadłam tak mocno, że na moment straciłam dech. Wstałam sama, ignorując jego rękę.
- Patrz jak chodzisz..- mruknęłam i minęłam go, a on znowu zatracił spojrzenie w swojej konsoli. Idiota.
Weszłam w końcu do parku i odetchnęłam. Lubiłam tu przychodzić gdy miałam złe dni. To rzadko odwiedzane miejsce.
Tak jak się spodziewałam, prawie w ogóle nie było tu ludzi. Usiadłam na ławce i spuściłam Azorka ze smyczy. Gdy już się wybiegał, przypięłam mu smycz i wyszliśmy z parku. Już się zciemniało i robiło chłodno. Dotarłam do bloku w którym mieszkałam i weszłam po schodach. Zastukałam lekko do drzwi pani Moon.
- Cześć, kochanie!- powiedziała do mnie, a ja się miło uśmiechnęłam.- Azorku! Stęskniłeś się?
Rzuciła się na kundelka. Wycałowała go i wyprzytulała tak, że po chwili już się szarpał i chciał uciec. Zaśmiałam się patrząc na tę scenę.
- Och, całkiem zapomniałam!- krzyknęła wypuszczając psa z objęć.- Proszę.
Dała mi do ręki 10$. Zawsze dawała mi pięć, dlatego się zdziwiłam. Już chciałam zaprotestować, gdy uprzedziła moją wypowiedź.
- Weź i nie dyskutuj- nakazała uśmiechając się.- To przeprosiny za to, że jest środek tygodnia.
Westchnęłam. Nauczyłam się, że z tą panią nie ma co dyskutować. Podziękowałam i poszłam do domu. Ale nie ma nic gorszego, niż siedzieć w domu, w którym mama płacze, a ojciec ją pociesza. Czuję się taka samotna i zagubiona.. Kładę się na łóżko, niechcąc myśleć o babci. Jutro spotykam się z Laeti. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę moją przyjaciółkę!
Bijąc się z myślami przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Szybko zasnęłam.
Ze snu wyrywa mnie delikatna, acz głośna muzyka budzika. Nie ukrywam, jest też dość irytująca. Szybkim ruchem podnoszę się do pozycji siedzącej i dotykam dwoma palcami głowy. Syczę cicho z bólu. Migrena, świetnie. Akurat dziś. Uśmiechnęłam się z bólem i wstałam. Wybrałam ubrania i poszłam z nimi do łazienki. Szybko się ubrałam, zjadłam śniadanie i ruszyłam do szkoły. Weszłam do budynku i skierowałam się w stronę szafek. Schowałam do szafki zadanie domowe na historię, którą miałam za kilka lekcji. Nagle usłyszałam czyjeś krzyki, bardziej jęki z bólu. Poszłam za dźwiękiem. Byłam ciekawa a także chciałam pomóc tej osobie. Niewiele myśląc pobiegłam na klatkę schodową, skąd dochodziły odgłosy.
- Ał! Moja kostka!- piszczała Li, leżąc na ziemi i trzymając się za nogę.
- Co się stało?- spytałam, i kucnęłam przy niej. Teraz nie liczyło się wszystko to, co mi kiedykolwiek zrobiła. Teraz liczyło się to, by jej pomóc.
- Złamałam kostkę, idiotko, nie widzisz?- prychnęła na mnie. - W każdym razie, idź po Charlotte. Nie przyjmę pomocy od ciebie.
- Ech, co najwyżej skręciłaś kostkę..- powiedziałam, ignorując jej uwagę.- Chodź, wezmę cię do pielęgniarki.
Li opierała się przez chwilę, nerwowo rozglądając się wokół, potem jednak pozwoliła mi wziąć ją pod ramię.
- Ostrzegam cię, jak mnie ktoś z tobą zobaczy, to..- zaczęła, ale przerwała jej nadchodząca Charlotte.
- Li! Ach, szukałam cię- spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.- A ty co tu robisz?
- Hej! Spuść z tonu, koleżanko! Pomagałam właśnie Li, która skręciła kostkę.
- Ach? Ciekawe.. cały czas mi dokuczałaś!- żachnęła się Li.
Okej, nie ma sensu dalej w to brnąć.
- Dobra, jak chcecie- wywróciłam oczami i wróciłam do swojej szafki. Ale zaraz.. zostawiłam ją otwartą? Hm..
- Och, Laura! Szukałam cię!- zawołał ktoś, kogo nie spodziewałam się ani nie chciałam słyszeć. I nie był to Kastiel..
- Amber?!- wytrzeszczyłam oczy na dziewczynę, która z wielkim uśmiechem szła w moim kierunku.
- Spójrz.. hm..- udała że się zamyśla i przysunęła mi pod nos kawałek podartej kartki, i w tym momencie dotarło do mnie, czym jest ten papierek.
- Moja praca domowa! Ale skąd..- wyciągnęłam rękę by pochwycić kartkę, lecz moja ręka natrafiła na powietrze, bo Amber była szybsza i schowała moją pracę do torebki.
- Ha ha, myślałam, że głupszym się już być nie da. Li zasymulowała całe zajście na klatce schodowej, a ja wykradłam ci to z szafki. Ależ z ciebie pomocna koleżanka, że pędziłaś z pomocą nawet nie zamykając szafki.- Amber roześmiała się a ja spuściłam głowę zawstydzona. Jak mogłam dać się tak wrobić? - Swoją drogą, Li to niezła aktorka, nie uważasz?
Westchnęłam. Kłótnia z nią jeszcze pogorszy sprawę, więc zmusiłam się do spokojnego tonu.
- Amber, ja.. proszę, oddaj mi tę pracę.. Jest w jeszcze dobrym stanie.
- Pewna jesteś?- wyjęła kartkę z torebki i nim zdążyłam cokolwiek zrobić zaczęła drzeć moją kartkę na konfetti.
Wtedy czara złości i skrywanych emocji się po prostu przelała. Ona musi wiedzieć, że ze mną się nie zaczyna. Zbliżyłam się do niej ogarnięta złością i żalem. Amber momentalnie zmieniła wyraz twarzy na "wystraszoną dziewczynkę" i zaczęła się cofać. Z prędkością światła moja stopa powędrowała za Amber, tak, że jakby zrobiła kolejny krok w tył to by się przewróciła. Ale miała za mało czasu, by zdecydować. W tym czasie mocno ją pchnęłam, pozwalając, by potknęła się o moją nogę i wywróciła się. Upadła na plecy, a cała zawartość jej torebki wysypała się na ziemię.
- Jeszcze raz mnie sprowokujesz, Amber..- nie dokończyłam, bo coś leżącego pośród pierdół z torebki dziewczyny zwróciło moją uwagę. Pochyliłam się i wzięłam do ręki naszyjnik.. mój naszyjnik.
- Czy to jest mój naszyjnik?- spytałam Amber, podtykając jej go pod nos. Dziewczyna już zdążyła wstać, masując sobie plecy.
- ODPOWIEDZ!- warknęłam tak głośno i gwałtownie, że aż podskoczyła.
- Ech, może pożyczyłam go sobie na jakiś czas..- poprawiła włosy, i znów wyglądała "perfekcyjnie", zupełnie jakby nic się nie stało.- I nie waż się mówić do mnie takim tonem!
- Posłuchaj mnie teraz uważnie..- zaczęłam, patrząc na nią czy rozumie- Teraz napiszesz mi zadanie domowe. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Ma być dobrze zrobione.
- Bo co?- Amber podniosła na mnie wzrok. Już nie wyglądała jak wystraszone dziecko, tylko jak pewna siebie żmija, a jej oczy płonęły nienawiścią.
- Bo jeśli nie odrobię zadania i zostanę po lekcjach, dopilnuję, byś została razem ze mną. Nawet, jeśli miałabym cię cały czas trzymać za rękę tak mocno, byś nie uciekła.- mówiłam starnnie dobierając słowa. Spojrzałam na nią; z jej wzroku można było wywnioskować, że poważnie wątpi, czy zatrzymałabym ją w szkole. - Nie wierzysz mi?- uśmiechnęłam się i złapałam jej nadgarstek w żelaznym uścisku. Zaczęła się wyrywać, a ja mimo to dalej trzymałam jej rękę. Po dłuższej chwili ją puściłam, a gdy spojrzała na swój nadgarstek zobaczyła czerwony ślad w miejscu, gdzie ją trzymałam.
- Ty jesteś w-wariatką!- zawołała.
- Dostanę moje zadanie, czy będziemy razem siedzieć po lekcjach?
- Hm.. rozkażę Charlotte coś wymyślić..- powiedziała Amber i szybkim ruchem mnie minęła.- Powiem o tym bratu. Na pewno wyrzuci cię ze szkoły!- zawołała mi przez ramię.
Odetchnęłam głęboko. Może rzeczywiście posunęłam się za daleko? Nie martwię się konsekwencjami, lecz mam takie.. hm.. wyrzuty sumienia? To wszystko, co zrobiłam przed chwilą, to był impuls. Przeczucie. To wszystko było zrobione gwałtownie i niezamierzone.. chyba powinnam ją przeprosić..
Z transu wyrwał mnie czyjś głos.
- Niezła akcja, dziewczynko.

Niech czas się zatrzyma- Słodki Flirt✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz