Alkohol, rozmowa i złe decyzje czyli ucieczka od problemów.

2.2K 199 15
                                    

Rogers. Rogers. Cholerny Rogers. Kręcąc się na obrotowym krześle z ołówkiem w ustach, wprowadzałem poprawki do nowego projektu, który w zasadzie miałem oddać już dawno temu. Ale, no właśnie. Nie ma czym się przejmować, gdy się jest szefem nie? Czy jakiś pracownik zaryzykowałby stołek, wchodząc do mojego gabinetu z taką błahostką? Zdecydowanie nie. Chyba, że jest seksowną blondynką o niebieskich oczach, która całkiem ,,przypadkiem'' upuszcza dokumenty mając na sobie obcisłą i zdecydowanie za krótką sukienkę. Tuż przed moim nosem. Nie żeby mi to przeszkadzało. No może nie zawsze. Czasami po prostu nie ma się ochoty, na tego typu podchody. A już na pewno nie, gdy głowę zaprząta mi inna blond-włosa istota. Dlaczego ta sprawa, aż tak mnie interesuje. 

- Sir, panna Romanoff oczekuje w salonie. - jak wybudzony z transu, nienaturalnie wyprostowałem się na krześle, wypuszczając z ust ołówek, który wylądował na białym puchatym dywanie. Zawsze miałem do niego słabość. 

- Spać nie może? Eh, dobra. Powiedz, ze zaraz do niej zejdę. - siląc się na stanowczy ton, sięgnąłem po kubek z kawą, dopijając jej zimne resztki. Paskudne. 

- Być może sir. Czy mam zadać to pytanie pannie Romanoff i zaproponować tabletki nasenne? - kładąc dłoń na twarzy, oparłem łokieć o blat biurka. Wdech i wydech, spokojnie. Bez nerwów. 

- Jarvis. Zapomnij, że coś mówiłem. - powiedziałem, wstając i kierując się w stronę wyjścia, zgarnąłem po drodze marynarkę. Zapowiada się wyjątkowo trudny dzień. 

***

Schodząc po schodach, agentka uważnie mierzyła mnie spojrzeniem. Siedząc w kremowym fotelu i odgarniając włosy z czoła, założyła kosmyk włosów za ucho, wręcz emanując tą typową dla niej pewnością siebie. Poprawiając krawat i zerkając na nią z ukosa, podszedłem do barku nalewając sobie do szklanki kosztowny trunek. 

- Też chcesz? Moment. Zapomniałbym. Wzorowa pracownica, nie piję podczas pracy. - biorąc łyk, odstawiłem szklankę na miejsce.

- Wzorowa pracownica dba o swoją formę, w przeciwieństwie do niektórych tu obecnych. - posyłając mi czarujący uśmiech, założyła nogę na nogę. - A whisky nie nalicza się do mojego menu. A już zwłaszcza nie przed popołudniem. 

- Moja forma ma się świetnie. I znam wiele uroczych dam, które z całą pewnością nie będą temu zaprzeczać. - posyłając jej prowokujacy uśmieszek, ta prychnęła dając mi odczuć pełne zażenowania spojrzenie. - Myślę jednak, że nie przyszłaś tu rozmawiać o mojej anatomii. A więc?

- Powiedział coś? - powiedziała, no co niemal natychmiastowo przypieczętowałem szczerym śmiechem.

- Co za bezpośredniość. Już myślałem, że użyjesz na mnie tej swojej słynnej perswazji. No, no ktoś tu chyba... 

- Stark! - warknęła, szybko jednak się opanowując opanowując. - Możemy chociaż raz przeprowadzić normalnej rozmowy? 

- Bum! Własnie przebiłem się przez tą twoją otoczkę opanowania i powagi. Wpiszę to sobie to na listę małych zwycięstw. - siadając w fotelu naprzeciwko niej, westchnąłem poprawiając włosy. - Dobra, spokojnie. Pracuje nad tym.

- Czyli nic ci nie powiedział. - stwierdziła, a wyraz jej twarzy mogło opisać tylko jedno słowo. Rezygnacja. 

-  Chwila. - wstając pogładziłem zarost, po czym włożyłem dłonie do kieszeni spodni. - Dlaczego pytasz o to mnie. Skoro nie jest skory do rozmowy z tobą, dlaczego zachciałby powiedzieć cokolwiek mi? To bez sensu. Wiesz, że pałam do niego raczej pogardą, niżeli sympatią. - powiedziałem i przechadzając się po salonie dotarłem do szklanej ściany wierzowca, za którym rozciągał się widok ruchliwego miasta. 

- To z tej pogardy, jako pierwszy poleciałeś go ratować? - słysząc jej słowa, odwróciłem się w jej kierunku, mierząc ją ostrzegawczym spojrzeniem. Ta jednak, wydawała się być tym faktem wyjątkowo rozbawiona. 

- Sugerujesz mi coś? Jeśli tak to się pospiesz, bo projekt sam się nie zrobi. - wstając, odgłos kroków poniósł się po pomieszczeniu, spowodowany jej szpilkami uderzającymi o posadzkę. Zbliżając się, stanęła tuż obok mnie z uwagą przyglądając się otoczeniu za szybą. 

- Owszem. Ale wolałbym, abyś to ty się do tego przyznał. I jestem niemal pewna, że wiesz do czego zmierzam. - patrząc na mnie z uśmiechem, zignorowałem to szykując w głowie jakiś plan odwetu. Jednak ten jak na złość, nie pojawiał się w mojej głowie. Bez słowa ruszyłem w stronę barku, nalewając sobie większą ilość. - No proszę. Nagle uciekasz od tematu? Nie poznaje cię Tony. Z drugiej strony jednak, jest to bardzo typowe w twoim przypadku. Ucieczka od problemu. 

- Daruj sobie. - burknąłem, czując się w tej sytuacji wyjątkowo niekomfortowo. Cholerni szpiedzy. Ta jednak nie miała zamiaru dać za wygraną, drążąc ten wyjątkowo bezsensowny temat. Biorąc szklankę do ręki, zbliżyłem ją do ust biorąc spory łyk. 

- A więc, co do niego czujesz? - powiedziała czym omal nie przypłaciłem życiem, dusząc się alkoholem. Wybuchając głośnym śmiechem, oparłem dłonie o blat nie tracą dobrego humoru.

- Nienawiść, wrogość, irytację, niesmak, niechęć... - łapiąc mnie za szczękę, zmusiła mnie do spojrzenia sobie w oczy. 

- Kłamiesz. - powiedziała z uśmiechem, na co ja niemal natychmiast spoważniałem. - Lubisz go. A raczej, mam na myśli coś więcej niż przyjaźń. - powiedziała, na co ja zerwałem się oburzony nie dowierzając, że te słowa naprawdę padły z jej ust. 

- To wyjątkowo bezpodstawne insynuacje. Aż dziwne, że w ogóle nich pomyślałaś. Oprzytomniej Romanoff. A teraz wybacz, praca wzywa. - robiąc dobrą minę do złej gry, odwróciłem się, zabierając szklankę i zmierzając w stronę schodów. 

- Bezpodstawne tak? - ignorując ją znalazłem się przed schodami w chodząc na górę. - Nie zaprzeczyłeś i to chciałam wiedzieć. Do następnego Tony.  - powiedziała na co zatrzymałem się, zerkając na nią przez ramię, po czym byłem już prawie na górze. Wchodząc do gabinetu z impetem zamknąłem drzwi, siadając przy biurku i wyciągając z szafki sporej wielkości butelkę alkoholu. 

Niech to szlag. 

Witam :D 

Darujcie, że tak długo, ale po prostu nie dałam rady :x Pozdrawiam gorąco! :)


Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz