Sznurek, para młoda i przyciasne spodnie, czyli czego nie robić przed ślubem

1.1K 74 12
                                    

* Miesiąc później * 

- Nie. Nie ma mowy. - odparłem, widząc karcący wzrok Nataszy. Mimo tego na mojej twarzy wykwitł grymas niezadowolenia, spotęgowany kolejną godziną bezowocnych poszukiwań. Rudowłosa jednak nie wyglądała na przejętą, a wręcz przeciwnie jedynie zbliżyła się z moją stronę tym razem z większą determinacją. Unosząc głowę, zerknąłem raz jeszcze na trzymany przez nią garnitur, po czym prychnąłem, odwracając się z miną urażonego dziecka, co musiało być nad wyraz komiczne, ponieważ na jej twarz ukazał się cwaniacki uśmiech. - Już powiedziałem. Zdzierżę niebieski garnitur, ale biały? Po moim trupie. Zabierz mi to sprzed nosa. Poza tym muszę jeszcze obejrzeć salę i znaleźć jakąś dobrą kwiaciarnię. Nie mam nawet jeszcze tortu. Czy na weselach musi być tort? Cholera jasne, że musi, co ja gadam. Boże. Nat. Jeśli tak to ma wyglądać, to ja już wolę zamknąć się w warsztacie i nie wychodzić przed gwiazdką. Może... - zatykając mi usta dłonią, westchnęła, siadając obok mnie.


- Szczerze nie sądziłam, że przejmiesz się tym bardziej niż inwazją kosmitów. Tony do jasnej cholery weź się w garść. - opierając głowę o oparcie, przewróciła oczami, wyglądając na wykończoną. - Gorzej niż nastolatka przed pierwszą randką.


- Przezabawne. - odparłem niemrawo, po czym zamyśliłem się na moment, tępo wpatrując się w wystawę przede mną, co nie umknęło uwadze wytrawnego szpiega zajmującego miejsce obok. No bo jakby inaczej.


- Masz wątpliwości? - zapytała, na co odwróciłem się w jej stronę, zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią. A ta jak na złość grzęzła mi gdzieś w gardle za każdym razem, kiedy musiałem wydobyć z siebie coś, co choć odrobinę zakrawało na uczucia. Dobrze, że przynajmniej to pozostało bez zmian.


- Nie. Myślę, że nie. Steve to wspaniały facet i tak dalej. Ze świecą takiego szukać. Chociaż zważając na jego wiek, to raczej z gromnicą...


- Wyczuwam jakieś ''ale'' - wtrąciła, unosząc pytająco brew i badając mnie przenikliwym wzrokiem, co zawsze trochę mnie przerażało. No może nawet bardziej niż trochę.


- Wydaje mi się, że jest pierwszą osobą w moim życiu, co do której nie mam żadnej wątpliwości, jeśli chodzi o prawdziwość uczucia względem mojej osoby. I dlatego po latach doświadczeń boję się, że może mocno się na mnie zawieść. Nie twierdzę, że zrobię to celowo po prostu... - zacinając się, odwróciłem głowę w kierunku okna, pogrążając się w zamyśleniu, po czym zaśmiałem się pod nosem, odruchowo przeczesując dłonią włosy. - Odnoszę wrażenie, że Stark'owie po prostu już tak mają. I tak wiele już przeszedł tylko dlatego, że starał się mnie ochronić.

- I zrobiłbym to ponownie. Bez zastanowienia. - słysząc głos Steve'a zamarłem w bezruchu, widząc, jak kładzie dłonie na moich ramionach, gdy siedziałem oparty na kremowej sofie. Czując jego usta na swoim policzku, odwróciłem się w jego kierunku, posyłając mu niezadowolony grymas.


- Śledzisz mnie? - mruknąłem pod nosem, widząc zadowoloną minę Nataszy. - Ty mu powiedziałaś? - zapytałem, chociaż brzmiało to raczej jak stwierdzenie. - Nikomu już nie można zaufać.


- Nie dramatyzuj Tony. Jeśli macie się dogadać w kwestii garniturów to jego obecność jest wręcz niezbędna. - odparła rudowłosa, puszczając oczko Rogersowi, który usiadł tuż obok mnie. - A tak poza tym, to naprawdę dziwi cię obecność narzeczonego we własnym mieszkaniu?


- Wydawało mi się, że pan młody nie powinien widzieć swojej drugiej połówki przed ślubem. - odparłem z przekąsem, opierając się o jego ramię.


- To dotyczyło głównie pań młodych, które nie chciały psuć przedślubnej atmosfery, ale skoro wywlekłeś ten temat, to powinieneś jednak go przymierzyć. - mówiąc to, rudowłosa skierowała dłoń w kierunku wiszącego naprzeciw kanapy białego garnituru. Wędrując wzrokiem w jego kierunku, mimowolnie zmarszczyłem brwi co, nie umknęło uwadze Steve'a, który objął mnie ramieniem, unosząc kącik ust.


- Będziesz wyglądał wspaniale kochanie. - mówiąc to, parsknął śmiechem, całując mnie w czoło. - Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. - mówiąc to, powędrował wzrokiem w stronę pokoju obok. Pomóc. Dobre sobie. Już ja wiem co się teraz dzieje w jego głowie.



- Nie ma mowy. Przysięgam, jeszcze słowo, a miesiąc miodowy prześpisz w schowku na szczotki. - odparłem, usiłując wstać, jednak ten uniemożliwił mi to, chwytając mnie w pasie.


- Uznam to za tak. - słysząc to, ten wstał, podnosząc mnie, jakbym nic nie ważył, po czym drugą ręką zgarnął po drodze wspomniany już wcześniej garnitur.


- Nie przeszkadzajcie sobie, mam jeszcze coś do załatwienia. - usłyszałem, nim drzwi zatrzasnęły się tuż za nami, a Rogers postawił mnie na ziemi.


- Nat! - krzyknąłem za nią, lecz ta zdołała się już ulotnić. Cholera. Steve stając naprzeciwko mnie, odłożył garnitur, wieszając go na klamce od drzwi, po czym przyparł mnie do ściany. Wymieniliśmy zachłanne pocałunki, delektując się tą chwilą po długim czasie rozłąki. No może te kilka godzin odkąd wybrał się na trening, nie były jakąś wielką wyrwą w czasie, ale chwile, w których mogliśmy się widywać jedynie przez metalowe kraty, utwierdziły nas w przekonaniu, że warto było nacieszyć się każdym momentem. - Spokojnie wielkoludzie. Jeśli liczysz na coś więcej, to najpierw sprawdź, czy Cię nie ma pod prysznicem.


- Czasami bywasz tak prostolinijny, że jednocześnie przerażasz i wzbudzasz podziw. Nie wiem, co podoba mi się bardziej. - odparł kapitan z uśmiechem na ustach, kiedy ściągnąłem z niego górną część ubioru.


- Oh no co mogę powiedzieć. - odparłem z cwanym uśmieszkiem, wymijając go i stając w drzwiach od łazienki. - Najgorsze dopiero przed tobą. - dodałem, szczerząc się jak idiota. Steve na szczęście zdołał jednak pojąc moje zamiary, idąc tuż za mną, lecz po chwili przystanął na moment. - Czekasz na specjalne zaproszenie?


- Wiesz... - zaczął lekko unosząc kącik ust, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Nie jestem pewien, czy powinienem oglądać pana młodego przed ślubem. Może powinienem iść do łazienki na piętrze? - dodał zamyślony i rozbawiony jednocześnie, wywołując na mojej twarzy poirytowany grymas. Żałuje dnia, w którym odkrył, że istnieje coś takiego jak sarkazm.


- Masz pięć sekund na przekroczenie progu tych drzwi Rogers, jeśli nie chcesz, abym stanął przed ołtarzem w znoszonych dresach. - cofając się za próg, zamknąłem drzwi, przekręcając zamek.


- Miało być pięć sekund! - usłyszałem za drzwiami, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. - Dobra. Wygrałeś. Tony kochanie, proszę, otwórz drzwi, zanim będę musiał użyć bardziej destrukcyjnych metod.


- Niestety nie mogę. Właśnie pozbyłem się ostatniego elementu ubioru. To mogłoby być przecież niestosowne, nie uważasz? - zadrwiłem, gdy zrobiło się dziwnie cicho. Słysząc chrzęst wyłamywanego zamka, zaśmiałem się głośno, widząc w drzwiach blondyna patrzącego na mnie z mieszanką poirytowania i pożądania.


- Widzisz, wystarczyła mała motywacja, a już współpracujesz. Nawiasem mówiąc... - odchrząknąłem zdenerwowany, kiedy zatrzymał się tuż przede mną, przyciągając do siebie. - Chyba muszę kupić ci większe dresy. - mówiąc to, powędrowałem wzrokiem w dół, ku sporemu wybrzuszeniu w jego spodniach. Steve rozumiejąc aluzję, przewrócił oczami.


- Na co nam one teraz. - słysząc to, uśmiechnąłem się pod nosem i pociągnąłem za sznurek, powoli zsuwając materiał z jego bioder.



Witam! 

Eh miało być tak rozluźniająco i bez większych dram, ale chyba przedobrzyłam :X Tak czy inaczej napisałam go w końcu jejj! Tak więc, mam nadzieje, że wyszło dobrze (bo im się raczej podobało XD)  i widzimy się na weselu pa ! :D





Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz