Poranek, kłamstwa i kłótnia czyli droga ku katastrofie

1.7K 171 17
                                    

  Budząc się i leniwie przewracając na drugi bok, zająłem całą szerokość łóżka. Sen jest całkiem pożyteczny. Z drugiej strony jednak jest złodziejem bezcennego czasu. A to nie współgra z moim grafikiem, którego zresztą i tak nie przestrzegam. Zazwyczaj. Chowając twarz w puchową poduszkę, poczułem męskie perfumy — nienależące do mnie. Podnosząc się do siadu, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Steve. Jak mogłem o nim zapomnieć. Czasami mam wrażenie, że mój umysł bezwiednie wypiera pewne istotne fakty. Chyba że jest to zwyczajne poranne zamroczenie. Czy jakiś inny cholerny błąd w matrixie.

Wstając, podążyłem w stronę łazienki, wręcz marząc o porannym prysznicu. Jednak zaniechałem tego pomysłu, ponieważ w głowie kołatała mi się myśl o tym, że Rogers czai się gdzieś na dole. Ubierając czarny szlafrok i kapcie ruszyłem w kierunku schodów. Wolałbym jednak nie paradować przed nim w samych bokserkach. Nie zważając na fakt, że w tym przypadku nie mam już przed nim nic do ukrycia. Docierając do salonu i ziewając po drodze, usłyszałem hałas wydobywający się z kuchni. Wchodząc do pomieszczenia, poczułem zapach świeżo parzonej kawy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak nie ulotnił się z samego rana. Widząc go opartego o blat po jego zdołowanym wyrazie twarzy, mogłem spodziewać się tylko jednego.

- Jak mogłeś to przede mną ukryć? - powiedział, robiąc ten typowy dla niego szczenięcy wzrok. Czuć jednak było emanującą od niego złość zmieszaną z przygnębieniem.

- Włamałeś się do mojej pracowni? - zmieniłem temat, jednak ten nadal czekał na odpowiedź. Przyznaję, że świetnie to sobie zaplanował. - A więc to wczorajsze spotkanie było jedynie kolejną misją. Oszukałeś mnie.

- To nie tak. - odparł, zbliżając się, jednak ja wyminąłem go i wyciągnąłem kubek z szafki. Nie mogę powiedzieć, że mnie to nie zabolało. Mam wrażenie, że te słowa są podstawową bronią każdego kłamcy.

- Nie tak. - powtórzyłem, odkładając kubek na blat. Odwracając się w jego kierunku, pchnąłem go na szafę tak, że uderzył o nią plecami. Po czym przywarłem do niego, a nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. - Pamiętasz, jak mówiłeś, dlaczego nie chcę nikogo do siebie dopuścić? Myślę, że już znasz odpowiedź łgarzu!

- Te eksperymenty. Widok ciebie ledwie trzymającego się na nogach. Myślisz, że ot, tak bym odpuścił? Musiałem to zrobić. - odparł, mogąc z łatwością wymknąć się z mojego uścisku. Jednak stał bez ruchu gotowy na kolejny cios. - To cię zabija. - dodał łamanym głosem, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej. Gdzie znajdował się reaktor łukowy.

- Nie udawaj, że cię to obchodzi. - syknąłem, puszczając go i cofając się w do tyłu. - Jesteś tylko chłopcem na posyłki Furyego. Od samego początku chodziło ci tylko o to, aby zdobyć moje zaufanie. Aby potem móc to wykorzystać w zdobyciu informacji. Byłem naiwny. Nie znałem cię od tej strony. Chciałem ci pomóc. Tak cholernie chciałem dorwać tych, którzy cię torturowali i wykorzystali. Teraz już mi wszystko jedno.

- To nie prawda! Tony proszę. Tarcza nie ma tutaj nic do rzeczy. - odparł, gdy ja spiorunowałem go nienawistnym spojrzeniem. - Zależy mi na tobie.

- A ty dla mnie nic nie znaczysz. Wiesz, gdzie są drzwi. - powiedziałem, wychodząc i kierując się na górę po drodze, ignorując jego wołanie. Jeszcze niedawno zadawałem sobie pytanie na temat tego, co byłoby w stanie mnie złamać.

Właśnie poznałem odpowiedź.  

Witam :>

Cóż było pięknie i kolorowo, a wyszła drama :v Biedny Tony :x No i Steve :/ Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu ;) 

Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz