W zasadzie, nigdy nie zastanawiałem się jak umrę. To nie to, że naszła mnie chęć lamentów i snucia niedorzecznych teorii, ale zawsze zbywałem ten temat. Żyjąc w tych dziwacznych czasach, gdzie przybysze z innej planety, nie robią już na nikim większego wrażenia. Dochodzi się do momentu, w którym trzeba zadać sobie standardowe pytanie. A mianowicie, kiedy zjawi się ktoś, z kim tym razem sobie nie poradzimy? Co jeśli zaatakuje dziś, bądź jutro, a my nie będziemy na to przygotowani? I co jeśli, tym razem Kapitan nie będzie w stanie, znów dzierżyć tarczy? Choć wydawało się, że nie ma takiej rzeczy, która była by go w stanie złamać. Więc pytanie też, co było by w stanie złamać mnie? Co, a może raczej kto?
Siedząc na krześle tuż obok jego łóżka, starałem się opanować targające mną, negatywne emocje. Długo przekonywałem go, aby odpoczął. A teraz przypatruje mu się, pogrążonemu w głębokim śnie. Czuję się fatalnie wiedząc, że gdyby nie moje odejście z mścicieli, do tej sytuacji prawdopodobnie by nie doszło. I najchętniej zgotował bym jego oprawcom piekło, gdyby nie fakt, że obiecałem tego nie robić. I w tym tkwi mój problem. Nie potrafię określić, co tak naprawdę myślę o tym człowieku. Czy przeważa długo skrywany uraz z dzieciństwa, czy może wiedza, że gdy będę go potrzebował, on się zjawi. Ojciec zawsze uważał, że nigdy nie będę tak dobry jak Steve. Zawsze o nim mówił w sposób, który spychał mnie na dalszy plan. Przynajmniej ja zawsze tak uważałem. Ten jednak akceptuje to jaki jestem. I troszczy się o mnie, gdy ja gardzę jego pomocą. To nie sprawiedliwe. I choć nie przychodzi mi to łatwo, czas najwyższy, abym przyznał się do błędu. I odpłacił mu się, tym samym.
- Tony? - słysząc głos Kapitana, jak wybudzony z transu spojrzałem w jego stronę. - Myślałem, że będziesz już w domu.
- Byłem. I przywiozłem ci mały prezent. - wyciągając z torby paczkę kukurydzianych chrupek, położyłem ją na stoliku obok. - Obiecałem, że je przywiozę. I są o wiele lepsze od tego co tu podają. Wiem co mówię. Ale o to się nie martw, załatwiłem ci indywidualne menu. Prosto z mojej ulubionej restauracji. I zadbałem też o to, aby nic ci nie brakowało. Myślałem też nad...
- Dlaczego? - Steve przerywając mój monolog sprawił, że pokoju znów zapanowała cisza. Ja natomiast, szukałem odpowiednich słów na wybrnięcie z tej sytuacji.
- Cóż... Z jednego prostego powodu. - pomimo tego, że mi się to nie zdarza, tym razem jednak na mojej twarzy, wykwitł konkretny, buraczany odcień. - Za to, że jesteś i zawsze przy mnie byłeś. I za to, że byłem zbyt uparty, aby to dostrzec. - wbijając wzrok w podłogę pełny zażenowania, ubliżałem sobie w myślach, za to, że te słowa opuściły bezpieczna sferę mojego umysłu. A spojrzenie mu w oczy, wydawało się teraz czymś niemożliwym. Coś jak popełnienie uczuciowego harakiri.
- To chyba najmilsza rzecz, jaką od Ciebie usłyszałem. - unosząc głowę, zobaczyłem lekki uśmiech na jego twarzy.
- Miło, że cię rozbawiłem. - unosząc brew, skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu ciesze się, że twoja opinia o mnie zmieniła się na lepsze.
- Nie wykpisz się. Wiem, że w duchu masz ze mnie niezły ubaw. A i jeszcze jedno. Cofam to co mówiłem.
-Nie. No może trochę. Ale to nie zmienia faktu, że...
- Ha wiedziałem! - wstając z udawanym oburzeniem, zakryłem mu twarz kołdrą. - A teraz zaśniesz, a ja wcisnę ci, że to był tylko sen. Co ty na to? - czekając na reakcję z jego strony, ten jednak nie dawał żadnych znaków życia. - Steve? - odkrywając go, ten leżał z zamkniętymi oczami nie wykonując żadnego ruchu. - Steve! Proszę cię, nie rób mi tego. - przerażony położyłem dłoń na jego szyi, sprawdzając tętno, po czym próbowałem ustalić czy oddycha, nachylając się nad nim.
- A myślałem, że to ze mnie jest marny kłamca. - słysząc jego głos, odsunąłem się mierząc go wściekłym spojrzeniem. Jednak po chwili miejsce złości, zastąpił ledwie widoczny uśmiech. - Właśnie udowodniłeś, że to co powiedziałeś wcześniej jest prawdą. I nie masz pojęcia, jak długo czekałem na te słowa. - siadając na krześle, szturchnąłem go w ramię, czując się przegrany. Jednak z drugiej strony, myślę, że może to być początek czegoś lepszego.
Witam :D
Ostatnio było dość ponuro, więc postanowiłam trochę ożywić atmosferę. Wygląda na to, że Tony zaczyna nam pękać, a tym samym Steve'owi się poprawia. Zobaczymy co z tego wyniknie ;) Kolorowych :D
A to wszystko przez piosenkę w linku :/ XD
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.