- Myślę, że obaj jesteśmy zgodni co do tego, jak brzmi moja odpowiedź. - powiedziałem z prowokującym uśmieszkiem, leżąc na plecach i wyrównując oddech. Rogers jedynie okrył bardziej kołdrą dolne partie ciała, próbując wykorzystać tę puchową tarczę, jako zasłonę przed moim wciąż wygłodniałym spojrzeniem. Jestem zwolennikiem pewnego założenia, które głosi, że jeśli los daje ci szanse, to zaciągnij ją do łóżka i zobacz, co z tego wyjdzie. Nie mam pojęcia skąd u mnie ta koncepcja. Możliwe, że przez jednego z najseksowniejszych blondynów na świecie leżącego tuż obok. A przez takiego nie sposób o tym nie myśleć. Zwłaszcza, gdy nie ma na sobie ubrań. Skoro powiedziało się 'A', to reszta alfabetu powinna być formalnością. Chyba że ładujesz się w coś, co dla większości ludzi przeczy zdrowemu rozsądkowi. Najlepsze w tym jest jednak to, że ludzka opinia — jak i rozsądek — traci wszelkie znaczenie, gdy jest się Starkiem.
- To miała być poważna rozmowa. - burknął Steve nieco skrępowany. Co jest dosyć zabawne jak na fakt, że jeszcze jakąś chwilę temu znajdował się tuż nade mną. W wiadomym celu rzecz jasna. - Masz dar do denerwowania i rozpraszania ludzi.
- Skończ z tymi komplementami. - odparłem, na co ten uśmiechnął się, przyciągając mnie do siebie i obejmując w pasie. - Muszę przyznać, że przed chwilą też pokazałeś kilka ukrytych talentów. - mówiąc to, zarobiłem mocne szturchnięcie w bok. - Ej!
- Cicho. - mruknął, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Mimowolnie wzdrygnąłem się, czując, jak pozwala sobie na coraz więcej, wędrując dłonią po moim boku i sunąc ku dołowi. No proszę. - Chyba nigdy jeszcze nie byłeś taki uległy.
- Uległy? - nie kryjąc oburzenia, usiłowałem się odsunąć, jednak Steve przywarł do mnie jak kraken do statku. Kraken z serum super-żołnierza mający uścisk jak pieprzone imadło. To był cios po niżej pasa. W przenośni i dosłownie. Nie pytajcie. - Powinieneś się cieszyć z najlepszej nocy w twoim życiu. Zawsze mogę jeszcze rozważyć zmianę zdania. Wstać, ubrać się i trzasnąć drzwiami wychodząc.
- Nie ma takiej opcji. - powiedział i mógłbym przysiądź, że wzmocnił uścisk. Jakby bał się, że ucieknę. Przyznaję, że przeszło mi to przez myśl. Stałe związki? Ja? Zdaje się, że ten pamiętny upadek ze schodów, zaszkodził mi bardziej, niż zakładałem. Co ja do cholery robię ze swoim życiem.
- Wyjątkowo masz rację. Nie ruszę się stąd bez choć jednej godziny snu po zarwanej nocy. I najlepszego śniadania, jakiego jesteś w stanie zrobić. - powiedziałem, gdy nasz twarze dzieliły jedynie centymetry. - Przyzwyczajaj się, bo gdy zamieszkasz u mnie, będziesz mi je robił codziennie.
- Wszystko już sobie zaplanowałeś co? - powiedział z rozbawieniem, patrząc mi prosto w oczy.
- No cóż, jak powszechnie wiadomo, jestem futurystą o licznych potrzebach. A jedną z nich mogę już wykreślić z listy. - odparłem, łącząc nasze usta i sunąc dłońmi po bliznach na jego plecach. Słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu, westchnąłem z niezadowoleniem, wstając i siadając na brzegu łóżka.
- Mamy problem. - usłyszałem zaraz po odebraniu, jednocześnie poprawiając sterczące włosy.
- Nat? Znów nie dali ci widelczyka do sałatki?
- Zamilcz i słuchaj. Wczoraj w nocy w Triscelionie uaktywnił się alarm. Ktoś włamał się do systemu zabezpieczeń.
- Niemożliwe. Sam je projektowałem. - odparłem, zerkając na Steve'a, który był wyraźnie zaniepokojony.
- Wstępnie przejrzeliśmy pobrane pliki. Skopiowano wszystkie dane związane z tobą. Nawet się z tym specjalnie nie kryli.
- Prowokacja? - odparłem, a mój dobry humor, zaczynał powoli topnieć. Niech to szlag. - Komuś najwyraźniej nie podoba się, że wykopuje ich brudy.
- Też tak sądzę. Większość jednak twierdzi, że to twoja sprawka. Podobno tylko ty potrafisz obejść ten system.
- To nie ja. Byłem... - zacinając się, zerknąłem w stronę Rogersa, który z zainteresowaniem uniósł brew, zaczepnie się uśmiechając i czekając na odpowiedź. Odwracając się do niego plecami skonsternowany, szukałem w głowie odpowiednich słów. - ...w domu.
- Oczywiście. I stąd ta przerażająca pauza. - zakpiła i mogłem się tylko domyślić, co teraz roiło się w jej głowie. - Po tonie twojego głosu wnioskuję, że przeprosiny wypadły pomyślnie. - Cholerni szpiedzy i ich sztuczki.
- Przyjadę po południu. Skoro już po fakcie nie ma powodu do pośpiechu. - odparłem, zastanawiając się, czy był to odpowiedni dobór słów. Zdecydowanie potrzeba mi snu. - Wgram nowe zabezpieczenia jeszcze przed kolacją.
- Przekaże Furyemu. A i przy okazji powiedz Rogersowi, aby pojawił się na odprawie. - słysząc to, natychmiast się rozłączyłem, odkładając telefon na szafkę. To podchodzi pod molestowanie psychiczne. Opierając łokcie o kolana, wlepiłem wzrok w drewniane panele, zastanawiając się, czy lepszym rozwiązaniem będzie kawa, czy sen. Jak i nad tym jakim cudem Steve wygląda, jakby wypił już z pięć. Czując, jak ciągnie mnie z powrotem na łóżko, położyłem się, a ten przykrył mnie kołdrą. Sam wstał, zbierając ubrania z podłogi.
- Co się stało? - zapytał, przerywając panującą od kilku chwil ciszę.
- Zhakowali system S.H.I.E.L.D. Dowiesz się wszystkiego na odprawie. Ktoś usilnie próbuje zepsuć nam urlop. - Ubierając spodnie, stanął obok łóżka i nachylając się, pocałował mnie.
- Odpocznij. Ja pomyślę nad śniadaniem. - powiedział, kierując się w stronę drzwi do kuchni. Nie spodziewał się jednak, że zarobi poduszką w tył głowy. Strzelanie z repursorów zdecydowanie poprawiło moją celność. Stając w drzwiach, odwrócił się w moją stronę, posyłając mi pytające spojrzenie.
- Niech ta nadopiekuńczość nie wejdzie ci w nawyk. - burknąłem, wtulając twarz w puchową poduszkę i zamykając oczy. - Jesteś moim facetem, nie matką.
Witam :D
Eh nie powiem, ciężko było, ale kawa pomogła :D Upragniona relacja, typowa dla Stony, w końcu się pojawiła. Jej. Zobaczymy jednak co z tego wyjdzie.
Ps. Zostaw po sobie gwiazdkę. Spraw Starkowi miłą pobudkę XD :D MIŁEGO WIECZORU ^-^ <3
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.