Frisbee, lata czterdzieste i kurczak z ryżem, czyli od raju do koszmaru

1.8K 161 41
                                    

  Czasami odnoszę wrażenie, że przebywając w jego towarzystwie, przestaje być sobą. Ekscentrycznym, pewnym siebie dupkiem, który kocha w sobie każdą — nawet najbardziej problematyczną — cechę charakteru. W szczególności te, które resztę doprowadzają do obłędu. Sporo czasu zajęło mi przekonanie samego siebie, że to, co robię, jest słuszne. Choć długo zastanawiałem się, czy nie jest to jeden z moich licznych kaprysów. Który zakłada sprowadzenie Rogersa na dość niemoralną drogę. Oczywiście zakładam, że wiecie, co mam na myśli. Wisienką na torcie jest jednak fakt, że Rogers też wcale nie jest święty. I z dumą przyznaję, że jestem jedną z przyczyn, które pozbawiły go tego cnotliwego stanu. Dosłownie i w przenośni.

Oh, jak bardzo myli się ten, kto wierzy w jego nieskazitelność.


Zabawny jest fakt, że nie spodziewałbym się po nim tak odważnego posunięcia. Pan idealny. Uosobienie narodowych wartości i cnót. Zwolennik dyplomatycznych rozwiązań, propagujący pokój na świecie. Pieprzy się ze znanym producentem broni.

- Dobrze jest w końcu zobaczyć cię bez sińców pod oczami. - stwierdził Rogers, kiedy zaspany i odziany jedynie w bokserki wparowałem do kuchni. Rozbrzmiewał w niej spokojny rytm typowy dla lat czterdziestych. I choć już od dekad nie widnieje na liście przebojów, domownikowi zdaje się to wcale nie przeszkadzać. Opierając się o blat, obserwowałem, jak miesza warzywa na patelni. Bo przecież nie wystarczy, że jest dobry w łóżku. Musi też umieć gotować.

- W mojej branży nie ma czasu na sen. - odparłem, kiedy wsypał przygotowane warzywa do miski z ryżem. - To dla mnie się tak postarałeś? Wiesz, że im bardziej będziesz się starał, tym większa jest szansa na to, że nie pozbędziesz się mnie z mieszkania? Ja bym to przemyślał na twoim miejscu.

- Kurczak, warzywa, ryż i sos. Sam dał mi kiedyś ten przepis. O ile czegoś nie pominąłem, powinno być jadalne. - powiedział, uśmiechając się, chcąc tym samym ukryć narastające zakłopotanie. - Lubie twoje towarzystwo.


- Chyba muszę uwierzyć ci na słowo. - zapytałem, rozbawiony zabierając mu łyżkę i nabierając sobie sporą ilość. - Hydra nie dała rady mnie otruć, więc tobie też to się nie uda.


- Nie wiem, czy przyjąć to jako komplement. - powiedział, kiedy już zdążyłem spożyć pierwszy kęs.


- Jeśli znudzi ci się bieganie z frisbee, powinieneś zająć się gotowaniem. - mówiąc to, oddałem mu łyżkę, sięgając po karton z sokiem. Steve usiłował zignorować przytyk dotyczący jego tarczy, jednak jego wyraz twarzy mówił całkiem coś innego.


- Ty mógłbyś robić za catering. Z pewnością jako ludzka rakieta, nie miałbyś konkurencji, jeśli chodzi o czas dostawy. - słysząc to, zakrztusiłem się sokiem, a Rogers był tym faktem w ogóle nieporuszony. Wycierając usta, zauważyłem u niego jednak niemrawe uniesienie kącików ust. Zachodząc go od tyłu, wsunąłem dłonie pod materiał jego koszulki, na co drgnął, zaprzestając wykonywanych przez siebie czynności.


- Tak pogrywasz? - mruknąłem, zatrzymując się na biodrach, po czym mocno szarpnąłem za sznurek od dresów. A te wciąż wyglądały na nim zaskakująco dobrze, pomimo swojej wiekowości. Odwracając się przodem do mnie, podniósł mnie z łatwością, sadzając na kuchennym blacie. - Zwolnij trochę. Najpierw obiad.


- Trzeba było mnie nie prowokować. - odparł zaczepnie, co nie obyło się bez mojego zduszonego śmiechu.


Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz