W całym swoim życiu tylko raz znalazłem się w sytuacji, z której nie potrafiłem się wyplątać. Nie mam na myśli jakichś błahostek, a raczej poważnej, zagmatwanej sprawy przesądzającej o twoim dalszym losie. I nie mówię tego tylko po to, aby udowodnić, jak pewny siebie jest ze mnie gość. To fakt, więc nie muszę tego robić. Mimo wszystko obecne położenie sprawia, że powoli tracę grunt pod nogami. I nie zanosi się na poprawę.
- Tony? - słysząc zaniepokojony głos blondyna, powędrowałem wzrokiem w stronę stojącego na podjeździe Harleya Davidson'a. Wszystko byle nie patrzeć mu w oczy. Dlaczego tak mnie to przeraża? Jakby miał mi zaraz wydrzeć duszę z ciała. To zbyt irracjonalna myśl jak na tak mądrą głowę. I w dodatku od dwóch dni jestem na nogach. - Tony. Spójrz na mnie. - tym razem w jego głosie można było wyczuć nutę zdenerwowania. I ta charyzma, która raczej nie pasuje do ludzi w jego wieku.
- Steve ja... Jestem trochę zajęty. - powiedziałem, motając się we własnej wypowiedzi. A nie zdarza mi się to często. Po informacji, którą uzyskałem z więzienia, niemal nie wychodzę z pracowni. Nawet z najlepszym sprzętem nie tak łatwo jest znaleźć gości, którzy od dwóch lat zacierają ślady. - Jeśli chodzi o tamtą noc to... - widząc mroczki przed oczami, oparłem się o ścianę, czując kłucie w klatce piersiowej. Niech to szlag nie teraz. Tracąc władzę w nogach, po raz kolejny zostałem ocalony przed upadkiem. I to przez tę samą osobę.
- Tony! - podtrzymując mnie asekuracyjnie, po chwili dotarliśmy do salonu gdzie bezsilny padłem na kanapę.
- To ja powinienem cię niańczyć. W końcu byłeś w szpitalu. - powiedziałem, siląc się na zgryźliwy uśmiech. Teraz jednak zdecydowanie nie było mi do śmiechu. - Jarvis.
- Tak sir?
- Wykreśl trzydziestą szóstą próbkę z listy. Kolejne skutki uboczne. Jak mogłem to przeoczyć.
- Skutki uboczne? - słysząc głos Rogersa, poczułem, jak chwyta mnie za rękę, na której były ślady po igle. Po czym podwinął rękaw, patrząc na mnie w sposób, który nie potrafiłem rozszyfrować. - Co mam zrobić, abyś przestał się krzywdzić. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego to robisz?
- Nic nie możesz zrobić. - odparłem, tym razem wyjątkowo poważnie wywołując tym samym chwilę niezręcznej ciszy. - Wiesz to głupie, ale przez ostatnie dni myślałem, że nie odzywasz się do mnie przez mój ostatni wyczyn. Nawet myślałem nad zaaranżowaniem naszego przypadkowego spotkania. A tu proszę, zjawiasz się w drzwiach.
- Byłem w okolicy. - mówiąc to, brzmiał niezbyt przekonująco, jednak nie miałem zamiaru go przesłuchiwać. Po chwili jednak podniósł głowę, uśmiechając się lekko. - A więc myślałeś o mnie.
- Tego nie powiedziałem.
- Owszem powiedziałeś.
- Niech ci będzie. - widząc satysfakcje malującą się na jego twarzy, prychnąłem, robiąc mu miejsce obok siebie. - Ale na pewno nie uwierzę, że przypadkiem zabłądziłeś aż tutaj.
- Masz rację. - siadając obok mnie, odetchnął, wlepiając oczy w sufit. - Lepiej się czujesz? Mogę zawieźć cię do szpitala.
- Nie ma mowy. Przejdzie. Jak zawsze. - odparłem, odwracając głowę w jego stronę. - Steve?
- Tak?
- Czy gdybym poprosił cię, abyś na jakiś czas wyjechał z miasta i przyczaił się w jednym z moich apartamentów, to zrobiłbyś to?
- Skąd to pytanie?
- Z ciekawości.
- Musiałbym znać powód. - wydając pełne niezadowolenia westchnięcie, oparłem głowę o jego ramię. To było do przewidzenia.
- Myślę, że mały urlop z dala od Tarczy dobrze by ci zrobił i...
- Przydałby się nam obu. - przerwał, zerkając w moją stronę. Gdy znów nastąpiła chwila milczenia, powoli wstałem, kierując się w stronę kuchni. Mam nadzieje, że to już koniec niespodzianek, jeśli chodzi o nagłe zawroty głowy. Wolałbym uniknąć nagłego braku kontaktu w trakcie rozmowy.
- Co powiesz na seans filmowy? Jeśli nie masz już nic do roboty. - powiedziałem, wracając z sokiem pomarańczowym i dwiema szklankami. Choć nie jestem dobry w przyjmowaniu gości, to jednak byłaby to dobra alternatywa dla samotnego przesiadywania w sobotni wieczór.
- Fury odsunął mnie od działań w terenie, więc mam sporo wolnego. Nie wiem, czy w najbliższym czasie będę w stanie wrócić. Potrzebuję przerwy. - odparł z lekkim wahaniem i przygnębieniem. Zwykle nie widuje go w tym stanie, ale przez to, co mu zrobili wcale się nie dziwie. Muszę jak najszybciej zakończyć tę sprawę, a dzieli mnie od tego stos zaszyfrowanych plików. - A seans filmowy brzmi świetnie. - dodał, czym wywołał u mnie lekki uśmiech. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie rzucił jakimś zgryźliwym tekstem. Więc najbliższe godziny zleciały nam na komentowaniu nieudolnych działań głównych bohaterów i objadaniu się prażoną kukurydzą. Po kilku godzinach zmęczony niemal nie przysnąłem w trakcie trzeciego filmu, gdyby nie lekkie szturchnięcie w ramię.
- Tony już późno. Dzięki za wieczór. Pora wracać do domu. - wstając, podążyłem za nim w stronę drzwi wyjściowych. Otwierając je, zaskoczył nas deszcz, który przypominał raczej oberwanie chmury.
- Wygląda na to, że ten wieczór trochę się przedłuży. - powiedziałem, widząc zaskoczoną twarz blondyna, który ściągnął brązową skórzaną kurtkę z wieszaka. - Na pewno nie puszczę cię w taką ulewę w dodatku na motocyklu.
- Jeszcze chwilę a pomyślę, że się o mnie martwisz. - usłyszałem za plecami, gdy obserwowałem strumień płynący po betonowym placu przed domem.
- Wbrew pozorom nie jestem z kamienia. - powiedziałem, odwracając się w jego stronę. - A więc co kolejny film?
- Mam lepszy pomysł. - zamykając drzwi, zbliżył się i uniósł mój podbródek, łącząc nasze usta. Po chwili wahania oddałem pocałunek, obejmując go wokół szyi. Podnosząc mnie, dotarł do salonu, gdzie wylądowaliśmy na kanapie.
- Kanapa Rogers? Jak romantycznie. - sarknąłem, gdy ten ściągnął moją koszulkę. Nie chcąc być gorszy, zacząłem rozpinać guziki jego koszuli, zanim ten dotarł ustami do czułego punktu na mojej szyi. Przestając, cofnął się, przeczesując dłonią włosy i odwracając wzrok.
- Wybacz. Za każdym razem wszystko wraca. Nie mogę... - zamykając mu usta swoimi, przestałem, biorąc jego twarz w dłonie.
- Wiem. Nie musisz nic mówić. Czuj się jak u siebie. - chcąc wstać, Steve chwycił mnie z tyłu w pasie, opierając podbródek na moim ramieniu i wtulając się we mnie. Nawet ktoś taki jak on ma problemy, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Może i jest Kapitanem Ameryką, ale jest również Steve'em Rogerse'em. Cholernie pociągającym, żywym muzealnym eksponatem.
- Dzięki Tony. - słysząc to, oparłem się o jego tors, czując, jak powieki robią się coraz cięższe. Nawet nie wiem, jak dotarłem do sypialni, leżąc w łóżku i mając obok siebie wtulonego we mnie śpiącego Rogersa. Już dawno nie spałem tak dobrze.Witam :D
Rozdział miał być wczoraj, ale przez bardzo późny powrót do domu nie miałam już siły nawet włączać komputera >.< Mam nadzieję, że te 1000 słów wam to wynagrodzi :D Pozdrawiam cieplutko.
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.