- Dzień dobry panie Rogers. - usłyszałem, leniwie przekręcając się na drugi bok. Leżąc zawinięty w śnieżnobiałej pościeli, poczułem dłoń gładzącą moje plecy, a zaraz po tym nieśmiały pocałunek złożony na szyi. Mruknąłem z zadowoleniem, gdy dopiero po chwilowym porannym otępieniu, zdałem sobie sprawę z tego co powiedział. Odwracając się przodem do blondyna, uniosłem brew, spotykając się z jego pytającym spojrzeniem.
- Rogers? Chciałeś powiedzieć Stark-Rogers. - burknąłem, posyłając mu wyzywający uśmiech. - Wybaczam ci to przejęzyczenie panie Stark.
- Szczegóły. - odparł siadając na brzegu łóżka i przygładzając odstające włosy. Próbując wstać, tym samym testując moją cierpliwość, został sprowadzony z powrotem na łóżko, przez mocne pociągniecie za bokserki.
- Pierwszy dzień, a ty już próbujesz zwiać? Co się stało z ,,mogę tak cały dzień''? - zakpiłem, gdy ten zerknął na mnie przez ramię z politowaniem.
- Chciałem zrobić śniadanie narzeczonemu. Co w tym złego? - zapytał łagodnie, przysuwając się bliżej i opierając głowę o mój brzuch. Jednocześnie posyłając mi uśmiech, który roztopiłby nie jedną górę lodową. Narzeczonemu. Cholera. Chyba nigdy nie przywyknę.
- A co jeśli najpierw wole deser? - mruknąłem, gdy jak na złość mój żołądek postanowił temu zaprzeczyć. Niech to szlag,
- Mamy cały dzień tylko dla siebie. Znajdziemy czas na wszystko. - mówiąc to zawisł nade mną, zbliżając swoją twarz do mojej. Słysząc jeszcze głośniejsze burczenie brzucha, zaśmiał się cicho, widząc mój karcący wzrok. - Najpierw jednak poskromię tę bestię w twoim brzuchu. - obrywając poduszką w głowę, cofnął się osłaniając twarz rękami.
- Przezabawne. Pamiętaj kto tu jest starszy i mądrzejszy. Więc nie podskakuj. - sarknąłem wstając z łóżka i z uśmiechem zwycięzcy rozmasowując obolałe plecy.
- Schlebiasz mi kochanie. - mruknął bezczelnie z impetem klepiąc mnie w tyłek. Widząc wściekły grymas na mojej twarzy, powoli zaczął się wycofywać, aż w końcu zniknął za drzwiami, unikając lecącego w jego stronę buta. - Cykor! - krzyknąłem za nim i choć atmosfera wydawała się być napięta, nie mogłem się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Nie sądziłem, że doczekam się chwil w których dziecinne zaczepki, okażą się być receptą na udany poranek.
***
Opierając się o barierkę na tarasie i trzymając parujący kubek z kawą, obserwowałem okolicę, próbując zignorować dzwoniący od godziny telefon. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie rozumieją pojęcia słów ,,wolny weekend''. Zapewne wyciszyłbym go, gdyby nie rozterka między tym co chce zrobić, a tym co powinienem. Litości. Niemal chce mi się śmiać, kiedy pomyślę, że dawniej po prostu wyrzuciłbym go do rzeki. Odpowiedzialność. Też mi coś. Odwracając się w celu odstawienia pustego naczynia na stolik, poczułem silny ból w klatce piersiowej, przez co zachwiałem się, a kubek wyślizgnął mi się z ręki roztrzaskując się na posadzce. Biorąc kilka płytkich wdechów, złapałem się za bolące miejsce, czekając aż ból ustanie. Przyznaje, że miewałem już tego typu sytuacje, ale nie aż tak intensywne. Myślę, że lekka panika, jest jak najbardziej adekwatna do sytuacji.
- Tony? Słyszałem... - wchodząc na taras, Steve zmierzył mnie zaniepokojonym spojrzeniem, gdy ja jakby nigdy nic próbowałem się wyprostować, stwarzając pozory normalności.
- Wyślizgnął mi się. - powiedziałem, wyprzedzając jego pytanie. Tylko tego mi teraz brakowało. Kiedy w końcu udało mi się go przekonać do tego, że wszystko jest ze mną w porządku.
- Jesteś okropne blady. - odparł, podchodząc bliżej. - Powinniśmy wracać. Co jeśli...
- Uspokój się. - siadając na krześle i czując już znaczną poprawę, przyciągnąłem go do siebie zmuszając, aby usiadł mi przodem na kolanach. O dziwo nie jest tak ciężki, jak mogło się wydawać. Chyba, że nagle też straciłem czucie w nogach. - Powinienem robić to częściej. - mruknąłem, drażniąc ustami jego szyję.
- Czasami ciężko cie rozgryźć. - odparł, unosząc mój podbródek i całując kącik ust, powoli się do nich zbliżając. - I choć doceniam starania, to wiem, że kłamiesz. - dodał, ostrożnie napierając swoją klatką piersiową na moją. Jęknąłem cicho prosto w jego usta, sprawiając, że odsunął się wyglądając na zawiedzionego. - Nienawidzę, gdy próbujesz mnie oszukać.
- Chciałem oszczędzić ci zmartwień. - opierając czoło o jego bark, objąłem go, splatając dłonie w dole jego pleców.
- Wiem o tym, ale nie rób tego więcej. - powiedział, całując czubek mojej głowy. - Twoje problemy, są moimi problemami.
- Ze mną możesz mieć ich sporo. - odparłem, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy, posłałem mu zgryźliwy uśmiech. - Teraz jednak mam kogoś, kto skutecznie powstrzymuje mnie od ich popełniania. I nie wiem, czy jestem z tego faktu zadowolony. Lubie realizować nawet najgłupsze plany.
- Nie zrobiłbym czegoś, czego byś nie chciał, ale nie pozwolę, aby przez twoją lekkomyślność działa ci się krzywda. - odparł, szturchając mnie wskazującym palcem w klatkę piersiową. - Jak wrócimy poddasz się leczeniu. Koniec z eksperymentami. Tak nic nie zdziałasz.
- A co jeśli odmówię? - zapytałem uśmiechając się zaczepnie, jednocześnie wędrując dłonią pod jego koszulkę. - Te eksperymenty, mogą rozwiązać wiele problemów. Wierz mi.
- Nie wątpię, że wiesz co robisz, ale trafisz do specjalisty, choćbym miał cię tam zanieść. - mruknął, wstając i podnosząc mnie do góry, złapał mnie za uda tak, abym mógł nimi opleść jego biodra. Czasami przeraża mnie fakt, że robi to bez jakiegokolwiek wysiłku. W zasadzie to zmęczenie to coś, co ciężko u niego zaobserwować. Przydatne w nocy, ale również i uciążliwe. Zwłaszcza dla strony biernej.
- Coś nowego. - zauważyłem, kiedy wniósł mnie środka kładąc na łóżko. - Jakaś cudowna terapia o której nie wiem? - zaśmiałem się, podkładając rękę pod głowę i posyłając mu prowokujący uśmiech.
- Coś w tym stylu. - mruknął z zadowoleniem, ściągając koszulkę i rzucając ją w kąt.
No witam :D
Miałam mały tryb zawieszenia, ale teraz mam trochę więcej czasu, także rozdziały powinny wpadać częściej ;) Branoc ^-^
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.