Zagadki, brawura i szczypta arogancji, czyli między zaufaniem, a rozsądkiem

1K 115 43
                                    

Przyznaje, że odkąd wpuściłem go swojego życia, sporo się pozmieniało. Czy na lepsze, czy na gorsze? Można by spekulować. Tak czy inaczej, babranie się w odmętach umysłu futurysty, jest niczym wejście do łodzi bez wioseł na środku oceanu. Wiesz, że gdzieś w końcu dopłyniesz, ale dokąd? Czy da się przewidzieć, że obierasz właściwy kierunek? Czy próbujesz go znaleźć tylko dlatego, że boisz się, iż stabilny grunt zniknie ci z oczu, pozostawiając cię ze świadomością, iż każda kolejna sekunda to powolna tortura. Bo myślisz o tym. O tak. Właśnie. Dokładnie o tym. A mianowicie, co jeśli rzeczona łódka zatonie, zanim zdążysz podjąć decyzję. Bo przecież czas nie będzie czekał, aż się zastanowisz.

Ja na szczęście nie mam już takich dylematów. Powiedzmy. A teraz tak na poważnie. Prawie poważnie. W końcu zmierzam do Triscelioniu. Do siedziby jednookiego pirata, którego najchętniej umieściłbym we wspominanej wcześniej łódce. Wcześniej robiąc w niej dziurę. To nie to, że jestem bez serca. Jest na swoim miejscu. I dobra. Przecież dałbym mu te wiosła. Wcześniej wsadzając mu je w...

- Tony! - wybudzając się z transu, jakim było wpatrywanie się w grupkę kobiet stojących na chodniku przy barze, skierowałem wzrok w stronę prowadzącego samochód Rogersa. Czyżby znów ominął mnie jego monolog?


- Tak. Tak kochanie, jak zawsze masz racje. - mruknąłem pod nosem, wiedząc, że w ten sposób tylko bardziej go zdenerwuje. Nienawidzi, kiedy tak robię.


- Nienawidzę, kiedy tak robisz. - odparł, na co ja posłałem mu bezczelny uśmiech. Futurysta. Jak już wspominałem. Moja osobista klątwa.


- Oh daj spokój. Jesteś w centrum mojej uwagi przez większość czasu, czasami potrzebuje chwili dla siebie.


- Wiesz, że nie o to mi chodziło. - mówiąc to zmieszany, podrapał się po karku, po czym przeczesał dłonią przydługie włosy. Nie zapominając o zaroście, który tylko dodawał mu uroku. Cóż, pewnie by go już nie było. Gdyby jego brzytwa nie zaginęła w tajemniczy sposób. Nie dziękujcie.


- Wiem. Dlatego to powiedziałem. - odparłem z uśmiechem, kładąc dłoń na jego kolanie i opierając głowę o zagłówek, wsłuchiwałem się w muzykę wydobywającą się z radia. - Cokolwiek będzie się działo, nie daj się wyprowadzić z równowagi. Zrobi wszystko, byle by tylko wybrnąć z sytuacji.


- Wiem o tym. - powiedział, po czym zerknął w moją stronę z mieszaniną czułości i pewności siebie. - Ufam Ci.


***


- Jak zawsze miło mi was widzieć przyjaciele, ale ktoś mi powie, jaki jest cel tego spotkania? - słysząc głos Thora, oparłem łokcie o szklany blat stołu, siedząc na obrotowym krześle. Tak jak i pozostali.


- Jesteśmy tu, ponieważ znalazłem osobę, która stała za kradzieżą danych S.H.I.E.L.D. Dotyczących również i mnie. - odparłem, gdy reszta przyglądała mi się z zaciekawieniem. Wstając, dotknąłem panelu, po czym wyświetliły się wszystkie istotne pliki zdradzające tożsamość sprawcy.


- Chyba oszalałeś Stark. - słysząc głos Fury'ego odwróciłem się w jego kierunku.


- Nie przepadam za obgadywaniem ludzi za plecami, ale trzeba było się nie spóźniać. - powiedziałem, krzyżując ręce na piersi. Co było błędem, bo rana wciąż bolała jak cholera.


- A więc uważasz, że sam wrobiłbym się w kradzież? To niedorzeczne.


- Kradzież to twój najmniejszy problem. Co innego wciąganie ludzi w pułapkę i przyzwolenie na ich torturowanie. - mówiąc to, zbliżyłem się no niego, przymrużając oczy, po czym odwróciłem się teatralnie, wskazując na ekran. Widniało na nim wejście do kryjówki Hydry, z której wyciągnąłem ledwie żywego Rogersa. Po chwili przy wejściu pojawili się rzekomo martwi agenci S.H.I.E.L.D. a jeden z nich rozmawiał przez telefon. Zatrzymując obraz, odwróciłem się do milczącej publiki siedzącej przy stole. Spoglądając na Steve'a, poczułem ukłucie w sercu, kiedy zobaczyłem na jego twarzy mieszankę wściekłości i smutku. - A teraz zgadnijcie, z kim rozmawiali.


- Nie masz dowodów. Nie mam z tym nic wspólnego. - odparł Fury zdenerwowany, jednak wciąż utrzymywał powagę. Czyżbym uderzył w czuły punkt?


- Przyznaje, że aby dokopać się do zaszyfrowanych przez Ciebie rozmów, potrzebowałem dwóch dzbanków kawy i marudzącej nad głową blondwłosej niańki, którą na mnie nasłałeś. - mówiąc to, zerknąłem na Steve'a posyłając lekki złośliwy uśmiech, po czym spojrzałem na Fury'ego tym razem z niespotykaną u mnie powagą. - Ale skrzywdziłeś najważniejszą dla mnie osobę, więc nie ma takiej rzeczy, która przeszkodziłaby mi we wpakowaniu cię do najciemniejszej celi, jaką tylko uda mi się znaleźć.


- Pozwalasz sobie na zbyt wiele Stark, ale skoro mam już to, czego chciałem, to nie widzę sensu, aby to ciągnąć. - powiedział, wyciągając broń i mierząc w moją stronę. Wszyscy wstali przerażeni, jednak zatrzymali się, widząc, jak ten kładzie palec na spuście w ostrzegawczym geście.


- I wszystko po to, aby dostać to cholerne serum? - odparłem niewzruszony, patrząc mu prosto w oczy. - Myślałem, że wielki Nick Fury ma większe ambicje. - podchodząc bliżej lufy, miałem ją kilka centymetrów przed klatką piersiową, po czym zmierzyłem go z góry do dołu, unosząc brew - Tyle że nie jestem pewny czy tak powinienem się do Ciebie zwracać.



Witam :D

Darujcie te poślizgi czasowe, ale po robocie ciężko mi się tu zwlec D: Więc, cóż zrobię co się da, żeby to jakoś ogarnąć i ruszyć to leniwe dupsko. Tak więc trzymajcie kciuki i do następnego ^-^  

Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz