Dom, żółta linia i odwiedziny, czyli nie ma granic nie do przekroczenia

966 94 15
                                    

Odgłos kroków niósł się echem po wyłożonym betonowymi płytkami korytarzu, oznajmiając przybycie kolejnej - podobno ważnej - osobistości. Jednak nie zaszczyciłem jej spojrzeniem, wpatrując się tępo w ścianę przede mną, szczególnie upodobawszy sobie jeden punkt, którym był umazany na czerwono wklęsły ubytek pozbawiony farby. Poczułem dreszcz przechodzący mi po plecach, kiedy mój umysł postanowił wykreować możliwe przyczyny jego powstania.

- Panie Stark? - usłyszałem, zostając wybudzony z transu, znów dając się złapać w pułapkę własnej wyobraźni. A nie ma nic gorszego niż kreowanie przerażających scenariuszy, będąc podpartym do muru przez stres, bezsenność i wciąż narastające obawy. Zgniatając w dłoni pusty piankowy kubek po kawie, uniosłem głowę, widząc stojącą przed sobą szczupłą, uśmiechniętą brunetkę. Uśmiech ten jednak zanikł, kiedy dostrzegła mocno podkrążone oczy i zmęczenie, którego nie ukryłaby nawet najmocniejsza dawka kofeiny. Nie, żeby sen ostatnio był stałym elementem mojej codzienności, jednak ostatnio większość nocy spędzałem na przekopywaniu sądowych papierów, starając się znaleźć lukę, którą mógłbym wykorzystać przy kolejnej rozprawie. - Proszę pójść za mną.

Podążając za wspomnianą już wcześniej kobietą, dotarłem do żelaznych krat, obstawionych przez trójkę strażników, których twarze zakryte były przez czarne ochronne policyjne hełmy. Gdy tylko opuściliśmy poprzednie pomieszczenie, do moich uszu dotarł skowyt metalu uderzającego o metal oraz wrzaski, które zdawały się zlewać w jedno. A mianowicie w bezowocne grożenie mi śmiercią. Niewzruszony, choć wyczerpany ruszyłem przed siebie, wiedząc, że od dotarcia do celu dzieli mnie jeszcze kilkanaście ciągnących się w nieskończoność kroków. Stając przed żelaznymi drzwiami, zbliżyłem kartę do panelu tuż obok, aby następnie usłyszeć chrzęst otwierającego się zamka. Nim jednak wszedłem do środka, zatrzymałem się, odwracając się w kierunku strażnika i brunetki.

- Chciałbym porozmawiać z nim na osobności. - powiedziałem, co nie spotkało się z aprobatą z ich strony, jednak po chwili zastanowienia cofnęli się za próg, zamykając na mną drzwi. Przez krótką chwilę stałem tak odwrócony, nim w końcu zebrałem się w sobie, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Prosiłem, abyś tu nie przychodził. - usłyszałem, czując dziwne ukłucie gdzieś wewnątrz klatki piersiowej, które było zupełnie inne od tego, jakie odczuwałem, kiedy odłamki postanawiały przypomnieć mi o swoim istnieniu. - To niebezpieczne.

- I naprawdę sądziłeś, że posłucham? - odparłem, siląc się na kpiący ton, jednak widząc na jego twarzy głęboką szramę i opuchliznę, zbliżyłem się, stając przed ciągnącą się wzdłuż pomieszczenia żółtą linią. - Staram się namierzyć adres IP twórcy tego nagrania. Jestem już blisko. Jeszcze tydzień i to rozgryzę. Wyciągnę cię stąd.

- To samo mówiłeś tydzień temu. I jeszcze tydzień wcześniej. Tony... - wstając z zajmowanego wcześniej miejsca, jakim było jednoosobowe łóżko, również się zbliżył, chwytając się krat i uważnie się we mnie wpatrując. - ...musisz dać sobie spokój. Im dłużej będziesz to rozgrzebywał, tym większe jest prawdopodobieństwo, że mogliby znaleźć coś na ciebie.

- Jesteś idiotą Rogers, wiesz o tym? - przerywając mu, przekroczyłem linię, stając tuż przed nim.

- Jeśli strażnicy to zobaczą...

- Nie zobaczą. Jarvis wysłał im fałszywy obraz kamer, jak tylko za trzasły się za mną drzwi. - mówiąc to, również objąłem dłońmi kraty, będąc kilka centymetrów od niego. Westchnąłem z ulgą, kiedy położył swoje dłonie na moich, gładząc kciukiem stare blizny, powstałe po nocach spędzonych w warsztacie, stykając się ze mną czołem na tyle, na ile pozwalała na to przestrzeń między metalowymi prętami. - Nie tak to miało wyglądać. Nie wierzę, że po tym wszystkim, co dla nich zrobiłeś, potraktowali cię, jak zwykłego kryminalistę. Nat i reszta też chcieli przyjść, ale gdy Ross o tym usłyszał...

- Bał się, że Banner zrówna to miejsce z ziemią? - przerwał, uśmiechając się nieznacznie.

- Coś w ten deseń. - odparłem, kiedy trącił czubkiem nosa o mój, po czym pocałował mnie w kącik ust. - Stevie...

- Tak? - zapytał, choć po tonie mojego głosu doskonale zdawał sobie sprawę, co mam na myśli.

- Naprawdę resztkami sił staram się teraz, aby nie przyzwać zbroi i nie wyrwać tych cholernych krat, by móc się do ciebie dobrać. Więc nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę jeszcze bardziej.

- To byłoby naprawdę głupie. - powiedział, całując wewnętrzną stronę mojej dłoni, kiedy usiłowałem przyjrzeć się opuchliźnie. - Brakuje mi ciebie.

- Jeszcze trochę. - odparłem, kiedy z moich ust wydostało się przeciągłe ziewnięcie. - Musisz wytrzymać.

- Wracaj do domu. Odpocznij. Poradzę sobie z nimi. - powiedział przygnębiony, chcąc brzmieć jak najbardziej pewnie, jednak do jego głosu i tak wkradła się nuta niepewności. Słysząc zgrzytnięcie zamka, cofnąłem się za linię zmierzając w stronę drzwi jednak przystanąłem w pół drogi odwracając się.

- Ciężko mi go teraz nazywać domem, kiedy cię tam nie ma. - odparłem z dziwną mieszaniną smutku i rozczarowania. Chyba jeszcze nigdy nie powiedziałem tak jednoznacznego, ''kocham cię''.



No cóż, była drama jest i trochę słodkości :v Pominęłam wątek rozprawy, aczkolwiek spokojnie wszystko się wyjaśni w trakcie budowania kolejnej części fabuły. Tak więc, przesyłam wam trochę ciepełka, w te chłodne wrześniowe dni i do zobaczenia w kolejnym <3

Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz