- Do reszty ci odbiło Rogers. Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego to zły pomysł, zapytaj Banera. - burknąłem wściekły, gdy ten jedynie westchnął, powstrzymując się od zabrania głosu. Choć widać było, że jedynie cichy szept gdzieś wewnątrz jego czaszki, utwierdzał go w tym, że to dobry pomysł. Korzystając z okazji, zniknąłem w garderobie, chcąc się w końcu ubrać. Cała ta sytuacja zdecydowanie wymyka się spod kontroli. I nordycki bóg piorunów mi świadkiem, że gdy skończy się areszt, zniknę i końcu odpocznę od ciągnących się za mną prześladowców. Tylko sam mogę sobie pomóc. Zawsze tak było i to pozostaje niezmienne. Wracając, zatrzymałem się, słysząc ich rozmowę. Mówili cicho, ale nie na tyle, abym nie mógł usłyszeć, jak pada moje imię. I ludzie dziwią się, dlaczego robię wszystko, aby być poza ich zasięgiem.
- Nie wiem co robić Nat. Myślałem, że jak będę blisko, to otworzy się przede mną, ale wydaje mi się, że nic się nie zmieniło. Wiem, że sprawa z Pepper nie jest tak odległa i Tony potrzebuje czasu, ale...
- Boli cię, że wasze relacje ograniczają się do seksu? - zapytała Natasza, która jak zwykle grzeszyła swoją niepokojącą przenikliwością. Zastanawiając się chwilę, uśmiechnęła się pod nosem, zbijając swojego rozmówcę z tropu. - Mylisz się Steve. Sam masz przed nim tajemnice. Nie sądzisz, że on też ma prawo je mieć?
- Oczywiście, że ma. Chwila. Czy ty właśnie stajesz po jego stronie?
- Gdyby mu nie zależało, nie byłoby cię tu teraz. Postarałby się o to, wierz mi. Wydaje mi się, że traktuje cię tak, bo przez ciebie złamał złożoną sobie obietnicę. Widziałam już u ludzi to spojrzenie. Zakochał się, wiedząc, że kolejne rozczarowanie okaże się tragiczne w skutkach. Szczerze nie wiem, czy ci gratulować, czy współczuć. Stajesz się jego osobistym workiem treningowym, na którym może wyładowywać swoje frustracje. Może nie fizycznie, ale psychicznie na pewno.
- Komuś najwyraźniej wydaję się, że mnie zna. Mówisz o miłości, a jedyny związek, w jakim byłaś, to Związek Radziecki. Litości. - sarknąłem, schodząc do salonu, ubrany w ulubiony grafitowy garnitur.
- Mógłbyś w końcu przestać być dupkiem i dla odmiany zacząć brać życie na poważnie. - odparła poirytowana, odgarniając rude loki z czoła. - Dziwie się, że Steve dalej próbuje.
- Ile pani psycholog bierze za godzinę?
- Przestańcie. - przerwał Steve, wyraźnie przybity całą sytuacją. - To do niczego nie prowadzi.
- Dobra. Rób, jak uważasz. Wracam do Triscelionu. A wy dalej bawcie się w podchody chłopcy. Przy okazji gratuluję oczyszczenia się z zarzutów. Fury dostał kopię. Masz szczęście blaszaku. W sumie to wszystko, co miałam do przekazania. - zabierając skórzaną kurtkę z oparcia, skierowała się w wyjścia. Po chwili zatrzymała się, obracając się w naszą stronę. - Nie zapomnij, że zeznania Steve'a dały ci solidne alibi.
- I co w związku z tym? - zapytałem, unosząc brew i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ta zaśmiała się, puszczając oczko zdezorientowanemu Rogersowi.
- Jesteś mu coś winien dziś wieczorem. Kto wie, czy nie przyda się szampan, którego zamówiłam. Tak na przełamanie lodów.- stojąc osłupiały, powędrowałem wzrokiem w stronę drzwi, za którymi zniknął rudowłosy pomiot.
- Myślisz, że znów powinienem zmienić zamki? - zapytałem, siadając na kanapie i udając, że nie widzę wzroku przeszywającego mnie na wskroś.
- To nic nie da. - odparł Steve, cała ta sytuacja robiła się dziwnie niezręczna. - I nie zmieniaj tematu.
- Wiem. - mówiąc to, westchnąłem, opierając głowę o oparcie i gapiąc się w sufit. - Naprawdę uważasz, że jesteś tutaj z tak błahego powodu, jak seks?
- Zawsze unikasz rozmów, po których stwierdziłbym, że jest inaczej. Ciężko cię rozgryźć Tony.
- Pamiętasz, jak mówiłem, abyś wyjechał na jakiś czas w pewne miejsce? - zapytałem, wiedząc, że nie spodoba mu się wspomnienie o tym, ale nie byłbym sobą, gdybym nie włożył kija w mrowisko.
- Chciałeś mnie zbyć, ale nie uda ci się to dopóki nie wyzdrowiejesz. Mamy sporo na głowie.
- Steve do cholery. - podnosząc głos, zamilkłem na moment, chcąc uspokoić drżenie głosu, które wkradło się do tych kilku słów. - Chciałem do ciebie dołączyć, zaraz, gdy tylko załatwiłbym kilka spraw. To by wiele zmieniło.
- Spraw? Masz na myśli porwanie? Myślałem, że ten temat mamy już za sobą.
- Nie tylko. - odparłem, patrząc w jego kierunku. - Zostawmy to wszystko. Znam jedno miejsce, pojedźmy tam. Chociaż na weekend. Już jakiś czas temu planowałem cię tam zabrać.
- Nie mogę wyjechać ot, tak. Chciałbym, ale...
- Możesz. I to właśnie zrobimy. Spakuje się, a potem pojedziemy po twoje rzeczy. Jesteśmy cholernymi mścicielami, ale to nie znaczy, że musimy być cały czas pod telefonem. Nawet ulubiony żołnierzyk ameryki ma prawo wziąć sobie urlop. - powiedziałem, wstając i ignorując jego pełen sprzeciwu bełkot, skierowałem się w stronę garderoby. Mogłem spodziewać się oporu, ale to ciągnie się już zdecydowanie zbyt długo. Czasami odnoszę wrażenie, że jeśli czegoś z tym nie zrobię, to eksploduje od środka z nadmiaru strachu i wątpliwości. Jak to mówią – czas chwycić byka za rogi. I choć nie przywykłem do rzucania dziwnych cytatów, raz na jakiś czas warto wyjść poza schemat.
WItam :D
Darujcie, że tak długo, ale utknęłam na początku i nie mogłam nic z siebie wykrzesać D: Rozdział taki sobie, ale postaram się o coś lepszego na raz następny :> Udanego weekendu ^^
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.