Szkocka, zdjęcia i Sąd Najwyższy, czyli ostateczna rozgrywka

967 77 19
                                    

Stojąc w garniturze na środku garażu, wpatrywałem się w zbroję znajdującą się tuż przede mną. Krzyżując ręce na klatce piersiowej, poczułem dłoń na ramieniu, przez co mimowolnie drgnąłem, odwracając się w stronę nowo przybyłego gościa.

- Gotowy? - usłyszałem, przybierając nieprzekonany wyraz twarzy.

- Rhodey. Długo tutaj jesteś? - mówiąc to, jednym machnięciem dłoni sprawiłem, że wspomniana wcześniej zbroja zjechała w dół, znikając pod metalową klapą. Po ostatnich atrakcjach nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś zapragnął połasić się na moje zabawki. Przez co dodatkowe zabezpieczenia wydawały się inteligentnym posunięciem. Przynajmniej do czasu, aż czegoś nie wymyślę.

- Wystarczająco długo, aby wiedzieć, co chodzi ci po głowie. To byłoby bardzo głupie Tony.

- Wiesz, że jeśli słowem nic nie zdziałasz, zawsze można użyć innych środków. Jesteś żołnierzem. Chyba wiesz jak do działa. - odparłem, poprawiając niesforny kosmyk włosów, po czym łypnąłem na niego kątem oka, sięgając po szklankę szkockiej. Nie był to mój ulubiony trunek, ale po tym, jak Steve dręczył mnie, abym pozbył się większości alkoholu, udało mi się zachować, choć kilka butelek. Eh wciąż nie wierzę, że ma na mnie aż taki wpływ. To trochę niepokojące. Może nawet bardziej niż trochę.

- Wpadając do więzienia i wyciągając go z tamtą siłą, załatwiłbyś sobie plakietkę terrorysty i zdrajcy. Nie wspominając już o ciągłej ucieczce, a dla kogoś, kto był już chyba na okładce wszystkich gazet i portali internetowych, mogłoby to być dosyć problematyczne.

- Zabiją go tam. Wiesz o tym. Jeśli coś pójdzie nie tak, zrobię to bez zastanowienia. - W pomieszczeniu znów zapanowała nieprzyjemna cisza, przerwana jedynie moim drżącym oddechem. Opróżniając szklankę, odłożyłem ją, opierając się o kant biurka.

- Rogers nie wygląda mi na bezradnego. Da sobie radę. Przynajmniej do czasu, aż znajdą prawdziwego winnego.

- Prawda, ale problem w tym, że winowajca zatarł po sobie wszystkie ślady. Jest nie do namierzenia. Był pod moim domem, a ja mając najnowocześniejsze zabezpieczenia, nie mogłem... - przerywając przez nagłe olśnienie, ruszyłem w stronę pomieszczenia, gdzie trzymam wszystkie uszkodzone i wadliwe modele. W tym jeden szczególny. - Cholera jak mogłem to przeoczyć.

- Co jest? - usłyszałem, będąc zajęty przeglądaniem pozostałości.

- Nie ma elementu korpusu pancerza. Steve zniszczył jedną z prototypowych zbroi, kiedy usiłował dostać się do apartamentu. W ten sam dzień zrobiono nam zdjęcie.

- Przyznaje, że trochę się pogubiłem. Sugerujesz, że to Steve stoi za tymi zdjęciami?

- Nie. Oczywiście, że nie. Jeśli nie ma wszystkich elementów, to część z nich nadal wala się gdzieś przed domem. To był model monitorujący, mający trzymać intruzów z daleka, więc zawierał więcej kamer niż broni. Każda z oddzielnym zasilaniem, by mieć pewność, że w przypadku ataku, czy przepalenia obwodów zbroi dalej będzie działać.

- Któraś z kamer mogła go uchwycić. - wtrącił, a ja nie nie zwlekając, chwyciłem za komputer, przeszukując wszystkie nagrania. Po dłuższym czasie odsunąłem się od monitora, nie kryjąc szoku i zdenerwowania.

- Mam to. Cholera Rhodey mogę go stamtąd wyciągnąć. - powiedziałem z nadzieją, patrząc na przyjaciela, który widząc osobę na zatrzymanym nagraniu, podzielił moją wcześniejszą reakcję. - Jeśli dobrze to rozegram, samo nagranie może wystarczyć, ale sprawca też raczej nie da za wygraną.

- A więc będzie miał godnego przeciwnika. Jedźmy już. Ktoś będzie się gęsto tłumaczył. - odparł w końcu, ruszając w stronę wyjścia. Zastygając chwilę w miejscu, próbowałem pozbierać myśli, jednak pchany determinacją zgarnąłem z blatu okulary przeciwsłoneczne, zakładając je i znikając za drzwiami.

Bad Thoughts ► [STONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz