Odkąd wypuścili mnie ze szpitala, minęły dwa tygodnie. Dwa cholernie długie tygodnie, przez które zatęskniłem za niczym nieskrępowaną wolnością. Przyznaję jednak, że pomysł przeprowadzki Rogersa do mojego apartamentu, był moją osobistą fanaberią. A może raczej, pilną potrzebą, jaką jest ta, że lubię go mieć przy sobie. I to możliwie jak najbliżej. Brzmi to może trochę egoistycznie, ale kim bym był, gdybym nie pozwolił sobie na trochę samolubstwa. Może faktycznie powinienem przywiązywać większą wagę, do jego potrzeb, ale hej! Doskonale zdawał sobie sprawę, z kim ma do czynienia, a ja nie mam zamiaru się zmieniać z powodu czyjejś zachcianki. I nie, nie obchodzi mnie, że biorę z nim ślub, to żadna wymówka. Ślub z Kapitanem Ameryką. Stary ja pewnie zepchnąłby mnie za to z dachu Avengers Tower.
- Tony. - jęknął zbolałym głosem, przekraczając próg sypialni. - Odłóż tego laptopa i zjedz coś. Jeśli tak dalej pójdzie, znów wylądujesz w szpitalu.
- Tak, tak. Masz racje. - mruknąłem pod nosem, nie odrywając wzroku od ekranu. Przeglądając pliki S.H.I.E.L.D. poirytowany, trafiałem jedynie na stosy prawniczego bełkotu. Jestem bezsensu. Cała ta sprawa jest bez sensu. - Ej! - dodałem, kiedy zabrał mi go sprzed nosa.
- Mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz. - bąknął poirytowany, krzyżując ręce na piersi i stając obok łóżka. Leżąc na plecach, podparłem się łokciami tak, abym mógł swobodnie na niego patrzeć. A ostatnio przyłapałem się na tym, że cholernie lubię to robić. Zwłaszcza kiedy stoi przede mną, w tych swoich ulubionych, znoszonych, dresowych spodniach. Z niedbałym zarostem na twarzy, który zawsze skutecznie na mnie działa. Jakim cudem, może wyglądać z nim jeszcze lepiej? O ile to jest w ogóle możliwe, ponieważ on zawsze wygląda świetnie. - Chyba mam deja vu, bo ta scena jest dziwnie znajoma.
- Nie przesadzaj. Byłoby dużo prościej, gdybyś wpuścił mnie do kuchni. Mojej własnej kuchni, tak w gwoli ścisłości. - odparłem, przesuwając się w górę i opierając plecami o wielką puchową poduszkę. - Potrafię zrobić sobie śniadanie.
- Włożyłeś wafle ryżowe do tostera, a później o nich zapomniałeś. - odparł, unosząc brew, na co ja uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie wczorajszy wybuchowy poranek.
- Cóż nie był to jeden z moich najlepszych pomysłów. - powiedziałem, siadając na brzegu łóżka i wiercąc się przez opinający mnie bandaż. - Czy fakt, że zabrało chleba, jest jakimś wytłumaczeniem?
- Nic nie wytłumaczy, pomysłu umieszczenia wafli ryżowych w tosterze. - odparł, siadając tuż obok z dziwnym grymasem, potęgując tym jedynie moje rozbawienie.
- Powtarzasz się kochanie. - sarknąłem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Ostatnio bycie dla niego miłym, przychodzi mi zbyt łatwo. Tak nie może być.
- Czym sobie zasłużyłem, na tak czułe traktowanie? - odparł z przekąsem, zbliżając się z ironicznym uśmieszkiem i całując mnie w szyję. Z premedytacją omijając usta, tym samym wystawiając moją cierpliwość na próbę.
- Zrobiłeś naleśniki. - odparłem beznamiętnie, czując zapach, który ogarnął już chyba cały dom. - I odkurzyłeś w salonie...
- Nie drażnij mnie Tony. - przerwał mi, lecz w odwecie dostał jedynie zaczepny uśmiech. Dlaczego to imię w jego ustach brzmi tak wyjątkowo dobrze?
- A jaką miałbym z tego przyjemność? - odparłem, drażniąc dłonią jego udo. Po czym uszczypnąłem go, nie widząc żadnej reakcji z jego strony. Jakby inaczej. Niezbyt oszałamiająca gra wstępna przyznaje, ale przynajmniej nie może narzekać na brak uwagi.
CZYTASZ
Bad Thoughts ► [STONY]
FanfictionWracając myślą do ubiegłego wieczoru, kąciki ust mimowolnie wędrowały ku górze. Wstrzymując oddech, poczułem przyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Miniona noc, na długo zapadnie mi w pamięci sprawiając, że nic już nie będzie takie samo.