20.01.2018, sobota, godz. 20:36
Mama wie, że jest źle. Dziś w emocjach powiedziałam jej, że nic o mnie nie wie. Przyszła i zaczęła pytać czy mam o to wszystko żal, że sama ją namawiałam. Mówię, że to nie przez nią. Chciałam wywrzeszczeć, że to chodzi o mnie. Nie umiałam jej powiedzieć wszystkiego, tego, że się tnę, że nie umiem o niczym myśleć. Myśli dalej, że to przejściowe, że mam żal do niej, mimo, że kurwa mówiłam, że nie chodzi o nią. Pytała czy chcę iść do psychologa, nie wiem sama, ja pierdole. Dla niej dalej liczy się tylko matura, już kurwa nie mogę tego wszystkiego znieść.
Potraktowała mnie na luzie. Nie sądzę by się tym przejęła, dlatego nie chciałam jej mówić, bo gada tylko o tym, że mam żal i że tak to odbiera. W ogóle mnie nie słucha.Dotrze do niej, że nie tylko ona cierpi? Nie umiem tego pisać bez łez, jestem kurwa taka bezsilna. Mówiła tylko: "jesteś silną i dużą dziewczynką, dasz radę" NIE. KURWA NIE DAM RADY.
Poszła i znowu jestem sama. Co jej miałam powiedzieć? Że prawdopodobnie ten frajer wpędził mnie w depresję? Jak to kurwa brzmi? Nie umiałam jej tego określić. Mojej przyjaciółce potrafiłam, a jej nie. I nie umiem tego zrobić.
Sama nie wiem czy jestem teraz wkurwiona, smutna, zła? Nie wiem co czuje, wszystko naraz. Najbardziej boli mnie to, że przez półtora roku nie zainteresowała się co czuję, musiałam wybuchnąć.
Powiedziałam jej o koszmarach. Jest w nich ojciec. W jednym byłam w jakimś miejscu i go widziałam, sklep? Nie pamiętam. Nie wytrzymałam, nie wiem skąd wzięłam nóż, ale go wyciągnęłam i po prostu go zabiłam, z zimną krwią. Przedwczoraj na przykład znowu śnił mi się, że uczestniczy w moim dorosłym życiu, kupuje mi mieszkanie, pomaga się w nim ulokować. Wariuję. Ja już kurwa wariuję. Zaraz wezmą mnie za psycholkę.
Kap, kap, kap.
Tym razem chyba zrobiłam to za mocno, ledwo tamuje krew. Mało mnie to obchodzi. Tak bardzo przestaje mi zależeć na czymkolwiek. Płynie powoli, już nawet nie boli, nie czuję tego. To było takie proste.
Za proste.Kolejne cięcia przychodzą łatwo, już się tym nie przejmuje. Ktoś powie "weź się w garść", ale on nie rozumie, nie wie jak to jest. Budzisz się z myślą kompletnej beznadziejności, bezradności. Nie czuję nic. Może nienawiść i wściekłość dla tej sytuacji. Pierdolone gówno. Gdyby ktoś mi teraz zaproponował spotkanie tego człowieka albo szybką śmierć, wybrałabym to drugie bez wahania. Umrzeć albo spotkać kogoś, przez kogo umierasz każdego dnia? No halo, prosty wybór. Sam na sam z problemami.

CZYTASZ
Dziennik depresji
NonfiksiPiszę ten dziennik, historię, ponieważ sobie nie radzę. Robię to bo jestem tutaj chociaż po części anonimowa i może da mi to jakąś ulgę. Zależy mi na uwolnieniu tego wszystkiego co we mnie siedzi, tych wszystkich demonów, z którymi walczę każdego dn...