Rozdział 16

6.4K 624 161
                                    


– Daj nadgarstek, Harry, weźmiemy tylko trochę krwi i możesz iść do siebie. Nie musisz na mnie patrzeć – rzekł ponuro Louis, jakby wiedział, że młodszy chce go teraz unikać.

– Piekło zamarza? – spytał po chwili ciszy Michał, ale kpiący uśmiech Louisa od razu naprowadził go na odpowiedź.

– Nie, byłem odwiedzić matkę z ciasteczkami, wiesz? – prychnął. – Była blisko wyjścia, przez dwa tygodnie byłem bryłą pieprzonego lodu, dlatego się nie wykrwawiłem – skomentował. – Twój Harry powinien w końcu nauczyć się posługiwania łukiem międzywymiarowym. Z całym szacunkiem, ale starzejesz się, Michale, a razem z tobą słabnie twoja celność. Strzała zabiła dziesięciu moich wojowników, zamiast odpędzenia jej – mówił dalej zmęczony, a kielich wreszcie napełnił się krwią dwóch aniołów.

Diabeł obrócił się plecami, by archanioł mógł zacząć oblewać rany krwią z kielicha. Szatyn syczał cicho i cieżko oddychał. Teraz przyszła kolej na najgorsze – skrzydła.

Harry, nie wiedzieć czemu, złapał demona za rękę, co dodało mu otuchy i siły.

Jednak starszy szybko odrzucił jego rękę, na co młodszy spuścił głowę i ruszył do wyjścia.

– Harry, mógłbyś zając się drugim skrzydłem? Muszę póść do Gabriela, coś z jego synem... mniejsza. – Machnął dłonią i odszedł szybkim krokiem, więc Hazz musiał zająć się demonem.

– Jak się ma twój człowiek? – spytał Louis po chwili milczenia.

– Tony? Nie wiem... – Wzruszył ramionami, polewając skrzydło szatana.

Louis krzyknął z bólu.

– Delikatniej! – warknął, z trudem łapiąc oddech.

– Prze-przepraszam – szepnął anioł, cofając się do tyłu.

–Nie bój się, Harry. Zawsze taki jestem, gdy w grę wchodzą moje skrzydła – powiedział Louis, jakby zamyślony. – To jedyne, co zostało mi z anioła, z was... istot dealnych – mruknał pod nosem. – A niestety to one obrywają podczas każdej potyczki. – Westchnął cicho i syknął, kiedy Harry obrysował ranę pokrytymi krwią palcami, a ta natychmiast zaczęła się goić.

Michał brzydził się dotykać demona, ale Harry nie, a taki sposób był zdecydowanie delikatniejszą opcją.

– Rozumiem – powiedział tylko i skupił się na jego ranach, przy okazji używając swoich mocy, które jakiś czas temu odkrył.

Louis co jakiś czas cicho syczał, ale wreszcie, po jakiejś godzinie roboty, skończyli. Demon wstał, rozprostowując skrzydła, które zdążyły się już zagoić.

– Dziękuję. – Ukłonił się Harry'emu, tym samym oddając mu szacunek.

– Proszę – powiedział cicho brunet i ruszył w stronę drzwi.

– Jestem twoim dłużnikiem, Harry – odparł Louis, podając mu czerwoną różę, która miała być znakiem. Jej zwiędniecie miało oznaczać, że Lou oddał przysługę.

– Nie potrzebuje tego... – powiedział, patrząc w bok. Nie chciał już mieć z szatynem nic wspólnego. Przecież ten chciał go zabić. – I tak prędzej czy później albo ty zabijesz mnie, albo ja ciebie – dodał cicho.

– Jeśli tamta przepełniona fikcyjną miłością bajka jest prawdziwa, lepiej będzie, żebyś wziął różę. Jeśli wierzysz w nią chociaż trochę, weź ją – powiedział. – Dla mnie to jedyna szansa na odczucie jakiejś innej emocji prócz złości. – Głos na końcu zdania załamał mu się, ale nim Harry obrócił się, by zobaczyć, czy Louis na prawdę płakał, w miejscu, w którym jeszcze chwilę wcześniej był mężczyzna, została jedynie ta mała róża.

I od Harry'ego zależało, czy ją weźmie, czy wyrzuci.

Loczek westchnął cicho, biorąc różę, i ruszył do swojej komnaty, przytulając do siebie kwiat.

Chcąc czy nie chcąc, coś silnego ciągnęło ich do siebie. Jeden z nich wiedział, co to było, niestety drugi spędził z chłopcem zbyt mało czasu, by poczuć bicie własnego zlodowaciałego serca. 

ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz