Rozdział 21

6.1K 552 248
                                    


Lochy wydawały się nie mieć końca, kiedy usłyszał nagły huk. W drzwiach wejścia do lochów stanął Lucyfer. Harry rzucił się biegeim w stronę dochodzącego głosu, a ludzki pomiot, jak sądził wąż, ruszył szybko za nim.

Kiedy był blisko krat, użył swoich mocy, dostając się do środka.

– Lou?! – powiedział, zakrywając sobie usta.

Jeśli to był jego Louis, Toni musiałby być księdzem. Karmelowe włosy wpadały dość młodem chłopakowi do oczu przez zbyt długie kosmyki grzywki. Jego twarz okalała niezadbana broda, podobna do takiej ludzkiej u drwali. Był w samych bokserkach, które teraz wydawały się zbyt duże. Loczek spokojnie mógł policzyć wszystkie kości demona. Demona, którego pozbawione skrzydeł plecy krwawiły, a pieczęć płonęła. Tym razem Louis okazał się tym drobniejszym. Nic nie usłyszał, jakby utknał w swoim własnym świecie. Harry telepatycznie przekazał ojcu, aby ten wezwał Lucyfera i zgodził się zabrać mu skrzydła. On weźmie Louisa do nieba, pomogą mu, przecież muszą.

*

Harry siedział na łóżku, opatrowując swoją miłość. Czuł się winny, że nie zauważył tego wcześniej.

Louis był podłączony do kroplowki, musiał byc bardzo długo w więzieniu bez jedzenia i picia, bo kiedy anioły przyniosły zwykłe posiłki, natychmiast po wzięciu gryza wyiotował. Jak się okazało, Toni studiował medycynę, jako striptizer tylko sobie dorabiał, i załatwił kroplówkę oraz inny sprzęt.

– Dzięki – powiedział loczek, łapiąc rękę śpiącego szatyna i zerkając na przyjaciela.

– Szybko wyzdrowieje, zobaczysz – pocieszał go mulat.

– Miejmy nadzieję – westchnął brunet, kładąc głowę obok ręki diabła.

– Kiedy poczuje się lepiej, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Przyszyję mu skrzydła – powiedział chłopak i Harry odesłał go na ziemię.

– Lou... Co on ci zrobił? – szepnął do siebie loczek.

Spokój nie trwał zbyt długo. Drzwi otworzyły i pojawił się Michał ze skrzydłami zawiniętymi w materiał, które jakby ożyły, wyczuwając Louisa, bo zaczęły się same poruszać.

– Połóż je obok – powiedział cicho młodszy, próbując nie płakać.

– Harry, myślę, że powinieneś dać mu spokój. Nie chcę, abyś płakał, aniołku – powiedział ojciec.

– N-nie potrafię go zostawić w takim stanie... I w ogóle. Ja go kocham, ojcze – odparł loczek.

– Wiem, Harry, ale boli mnie to, jak pęka ci serce, kiedy patrzysz na niego w takim stanie – przyznał archanioł.

– To moja wina. Gdybym zauważył to szybciej niż ty... – westchnął cicho.

Nagle, kiedy łzy Harryego spadły na wychudzone ciało Louisa, duże niebieskie oczy otworzyły się.

– Hazz?

– L-lou? – spytał, patrząc na starszego.

– Harry – wyszeptał szatyn, próbując się podnieść z marnym skutkiem.

– Leż... Proszę...– odparł loczek, wycierając łzy i nachylając się nad szatynem. – Boże... Jak dobrze... Już myślałem, że się nie obudzisz...

– Mam po co walczyć – wyszptał słabo, ściskając na tyle na ile mógł dłoń anioła.

– Tak.. masz. – Zachichotał cicho zielonooki, uśmiechając się delikatnie.

–Poleżysz ze mną? Nie chcę zostać sam – zapytał cicho, obawiając się, że jego brat zniszczył juz miłość Harry'ego.

– Oczywiście... – szepnął Harry, cmokając go w policzek i kładąc się obok.

–Czy ty... nadal mnie kochasz? – spytał niepewnie Louis.

– Oczywiście... Mimo że... Że cię zdradziłem... Ciągle o tobie myślałem... Przepraszam – westchnął anioł, łapiąc za rękę Lucyfera.

– To nic takiego, Harry, każdy ma do tego prawo – wyszeptał, wtulając się w ciało ukochanego i cóż, chyba mógłby polubić bycie tym drobniejszym, pod warunkiem, że to jego kutas będzie w dziurce anioła. 


Od: Autorek
No to narazoe spokój... Ale na trochę xD

ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz