Rozdział 17

6.4K 565 552
                                    


Harry przymykał oczy, bujając się na huśtawce. Cisza i spokój, tego było mu potrzeba.

Gdzieś w tyle głowy miał pytanie, co dokładnie znaczyły słowa diabła? Jedyna nadzieja? Szansa na poczucie czegoś? Czym dokładnie były demony i o co chodziło z tą pieczęcią? Wszystko co mu mówiono... nic mu nie mówiono. Nic nie wiedział. Jak miał zająć miejsce swego ojca, nic nie wiedząc? Na samą myśl o tym wszystkim, co Michał i rada przed nim ukrywają, dopadała go złość i zawiedzenie.

– You're my sunshine, my Only sunshine – zaczął nucić piosenkę znaną mu od małego.

Uspakajała go ona, ale w ty momencie równiez niepokoiła. Nie pamiętał, by ojciec mu ją śpiewał. Pamiętał raczej chłodny, wyrazisty głos. Nie należał on do żadnego anioła, więc do kogo?

Westchnął cicho, śpiewając dalej. Uwielbiał tą piosenkę.

Śpiewał tak beztrosko, aż nie zafturował mu znajomy głos demona.

Louis.

Podniósł głowę do góry, patrząc na szatana.

– Mój ojciec często to śpiewał. – Pokręcił głową i zaraz pojawił się przy nich archanioł Michał.

– Twój ojciec był gnidą i lisem jak ty, często włamywał się do pałacu, był tu praktycznie co dwa dni – warknął, zakrywając Harry'ego.

– Tak dobre geny nie mogłyby się zmarnować – prychnął Louis i odsunął się lekko. – Przyniosłem zapłatę za krew. – Przewrócił oczami.

Czyli Michał nie wiedział o róży, pomyślał Harry.

– Tato, spokojnie – szepnął młodszy, patrząc na archanioła i odsuwając się delikatnie.

– Zabiję twojego syna dopiero wtedy, kiedy on bedzie gotowy zabić mnie. Demony mimo wszystko grają fair, w przeciwieństwie do was – warknął demon, kładąc na ziemi stos czarnych piór, dzięki którym anioły były silniejsze. Zazwyczaj przerobiano je na broń, na przykład miecz Michała zrobiony był ze skrzydła należącego do pierwszego Lucyfera.

Louis spojrzał na dwa anioły i westchnął cicho.

– Nie chcę wojny. – Po tym zniknął, tak jak jak miał w zwyczaju.

– Odstraszyłeś go! – warknął młodszy. Chciał porozmawiać z szatanem na osobności, ale nigdy nie mógł znaleźć dogodnej do tego chwili.

– Nie powinieneś tak na niego reagować, Harry. Nadal jest demonem, nadal jest naszym wrogiem – warknął Michał. – W tym tygodnu mnie nie będzie, więc nie będziesz miał też treningów.

– I dobrze – prychnął loczek, kierując się do swojej sypialni i rzucając się na łóżko.

Harry wyjął swój telefon i z nudów postanowił wejśc na czat, który kilka dni temu polecił mu Liam, mówiąc, że jest to portal międzywymiarowy, bo on znalazł tam Ni i Zee, cokolowiek te skróty znaczyły.

Westchnął cicho, przeglądając zdjęcia i opisy. Nic ciekawego ani szczególnego.

Od razu zaczęli pisać do niego różni ludzie, ale ich celem było jedynie wsadzenie w niego kutasa, więc chłopiec dość szybko rezygnować z rozmów z nimi.

Jednak wreszcie udało mu się trafić na ktoś normalnego.

LoUiS: Miłego dnia

AngelHS: Em... Dziękuję x

LoUiS: Jak mija ci dzień?

AngelHS: Źle.... Ale nie narzekam. Przynajmniej będzie spokój przez najbliższy czas ;–;

LoUiS: Cóż, ja też nie mam zbyt dobrego dnia.

AngelHS: Widocznie mamy coś wspólnego.

LoUiS: Powiedziałbym, że to znak od Boga, ale nienawidzę drgania.

AngelHS: Demon czy potwór?

LoUiS: Demon, jedyny w swoim rodzaju.

AngelHS: Ulala, no to miło poznać 😜

LoUis: Grzeszny aniołek?

AngelHS: Umiem pokazać różki

LoUiS: Ciekawe, musiałeś mieć już do czynienia z jakimś demonem

AngelHS: Miałem, ale to nie skończyło się dla mnie fajnie. Zakochałem się. A to jest zakazane.

LoUiS: Mam podobnie, to zabawne

AngelHS: No widzisz...

LoUiS: Cóż, obowiązki wzywają, muszę kończyć, aniołku

AngelHS: Do zobaczenia, diabełku x

ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz