Rozdział 18

6.2K 547 258
                                    


Loczek siedział na murku bramy łączącej niebo z piekłem, kiedy Louis akurat szedł blisko tego miejsca.

– Ty tutaj? Gdzie twój ojciec, będzie wściekły.

– Udał się na ziemię. – Brunet wzruszył ramionami.

– Jak mam to rozumieć? – spytał demon. – Masz wolne, czy zaczynasz na mnie polować? – mruknął, podchodząc do Harry'ego.

– Ja cię nie zabiję – westchnął cicho.

– Ja ciebie też nie zamierzam. Wniosek nasuwa się jeden, twój ojciec wypatroszy nas obu. – Louis usmiechnął się głupio.

– Chyba tak. – Loczek zachichotał, machając nogami.

Louis machnął skrzydłami i wzniósł się, siadając obok anioła.

– To o czym gadamy? – Zaśmiał się.

– Em... Tak naprawdę to nie wiem – westchnął cicho, kładąc się na plecy.

Louis powtórzył za nim ruch.

– Nie ma twojego ojca. Nareszcie moglibyśmy o czymś pogodać i akurat nie mamy o czym... to się nazywa szczęście.

– Można tak powiedzieć – szepnął anioł.

– Kiedy twojemu ojcu wypada termin oddania posady? Nie żeby coś, ale z chęcią już bym się go pozbył – skomentował Louis.

Młodszy zachichotał cicho.

– Jak skończę tysiąc osiemset lat – westchnął zielonooki.

– Wybacz, że pytam, ale... ile ci jeszcze brakuje?

– Dwa lata – mruknął młodszy, patrząc w górę.

–O Boże – jeknał Louis z niezadowoleniem.

– No niestety – odparł chłopak, bawiąc się skrzydłami.

Louis sam nie wiedział, dlaczego jego ręka podążyła za skrzydłem, lecz delikatnie położył na nim dłoń, wpatrując się w jego biel niczym zahipnotyzowany.

– Wszystko okey? – spytał zdziwiony Harry.

– Może to dziwne, ale kiedy rodzi się nowy Lucyfer... pamięta życie pierwszego. Przy narodzinach czuje, jak przeszywa go miecz, a skrzydła zalewają się krwią i stają się czarne. Każdy z nas pamięta miecz Michała pozbawiający nas serca i każdej pojedynczej anielskiej części – mówił, zabierając rękę. – W przeciwieństwie do was, przed nami nie da się nic ukryć, pamiętamy poprzednie wcielenia, znamy historię od naszej strony, nikt nie musi nam jej opowiadać – mruknął pod nosem.

Świat, który znał Harry, był bardziej skomplikowany, niż anioł myślał. Pokiwał głową, patrząc teraz na demona. Był tak blisko, ale w tym samym czasie daleko.

– Coś nie tak? –spytał demon, patrząc na Harry'ego, który nie odrywał od niego wzroku.

– Nie... Przepraszam – westchnął cicho młodszy, patrząc w drugą stronę i próbując nie płakać.

Louis złapał go delikatnie za rękę.

– Przepraszam, jeśli czymś cię zraniłem – powiedział, wyczuwając smutek Hary'rego. – Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić – wyznał.

– To nie tak... Lepiej jest, gdy się nienawidzimy... wtedy jest szansa, by uczucia zanikły... – westchnął.

–Jeśli tego właśnie chcesz – mruknął Louis, zabierając rękę i siadając prosto. Podkurczył nogi i objął je ramionami.

– Zacząłem coś czuć... Ale jesteś przeznaczony dla kogoś innego.

– Niby dla kogo? – prychnął demon. – Proszę cię, dzieciaku, nie mam serca, nie jestem przeznaczony nikomu, nie licząc własnej pustki – warknął i zeskoczył z powrotem do piekła.

– Lou... – szepnął młodszy, patrząc na piekło.

– Jesteś strasznie podobny do matki – wytknął mu Louis. – Potrafisz zranić nawet pustkę – wytłumaczył. – I nie nazywaj mnie Lou. – Skierował się smutny do zamku.

Młodszy teleportował się do sypialni, padając na łóżko i zaczynając płakać.

On nie znał swojej matki, ale nie to było teraz najważniejsze. Nie chciał skrzywdzić Lou... Louisa. Szybko wstał, wytarł łzy i teleportował się do pubu. Wolał właśnie tu zalewać smutki.

– Lou, najmocniejsze jakie masz – warknął do dziewczyny, szukając wzrokiem Toniego. Chłopak aktualnie miał występ i cóż, kiedy tylko dostrzegł loczka, zaczął wpatrywał się w niego, ściągając ciuchy i dotykając swojego ciała. Po chwili niebieski drink wylądował przed loczkiem. Anioł szybko go wypił i podszedł do sceny, ściągając z niej Toniego. Jego wystep i tak się skończył, więc nikt nie zwrócił na to uwagi. Szybko udali się na górę, do jednego z pokojów człowieka.

Harry potrzebował zapomnieć. 



ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz