Rozdział 19

6.3K 580 328
                                    


Harry siedział na krześle ojca, bawiąc się figurkami.

Toni, po wzięciu prysznica, wreszcie opuscił łazienkę, udając się do pomieszczenia, w którym był Harry.

– Serio? Znowu on? – usłyszeli głos Louisa. – Nie przejmujcie się, ja tu tylko zostawiam paczkę do Liama, Zayn i Niall nie mają ostatnio czasu – tłumaczył.

– Rozumiem i dziękuję, Lou... Znaczy, Lucyferze – odparł spokojnie Harry.

Louis przytaknął lekko głową, położył pakunek na stole i obrócił się, by ruszyć z powrotem do swojego pałacu.

– To ten, szczęścia – rzucił na odchodne.

Młodszy teleportował Toniego na ziemię.

– Masz problem? – powiedział Harry, pojawiając się przed Diabłem.

– Tak, mam! – przyznał Louis. – Myślisz, że łatwo jest mi patrzeć, jak ktoś, kogo mogę pokochać, pieprzy się z jakimś ludzkim ścierwem? Chyba już wiem, dlaczego pierwszy Lucyfer odmówił pomocy tym gównom – warknął. – Miałeś być mój, ale nie jesteś, i nie ma na to żadnego wpływu, lecz najbardziej boli mnie jednak fakt, że możesz mnie zastapić pierwszym lepszym. A ja ciebie nie potrafię! – wykrzyczał, a w jego oczach zebrały się łzy. – Powinieneś dobyć miecza i rozpocząc polowanie – dodał gorzko, wymijając chłopca. Wolał umrzeć niż patrzeć na to wszystko.

– Robię to, by zapomnieć o mocy uczucia do ciebie! O tym głupim zakochaniu w tobie – krzyknął loczek.

– A nie pomyślałeś czasem, że ja tego nie chcę? Że chociaż jeden pieprzony raz ja chcę kochać?! – warknął szatyn, a po jego policzku spłynęła łza. – Nieważne, zapomnij – dodał, wycierając oczy.

– To pokaż mi, że chcesz. A nie mówisz o jakiś pustkach! – odparł cicho.

– Jak mam ci to pokazać, kiedy przy pierwszej lepszej okazji on zajmuje moje miejsce? – warknął. – Rozumiem, że bedąc demonem, w twoich oczach jestem tylko marną podróbką takich jak ty, ale chyba zasługuję na szansę, by stać się kimś ważnym, nie sądzisz?

– Przepraszam – szepnął cicho Harry, zaczynając szlochać.

– Nie przepraszaj, Harry, nie zrobiłeś nic złego. To ja za bardzo wczułem się w bajkę, w której wcale nie gram głównej roli – powiedział zagadkowo i zostawił pod stopami anioła zwykłą różę, po czym zniknął.

Zielonooki podniósł kwiat, patrząc się na niego ze zdziwieniem.

Już za dwa dni Michał miał wrócić do domu, a diabeł i anioł nie byli coraz bliżej. Według Lucyfera oddalali się, Harry odpychał go za każdym razem, gdy tylko chciał zrobić jakiś miły gest, kiedy to Styles wyklinał wszystkich bogów, że pan piekieł tak to odbierał.

Przez te dwa dni Harry nie spotkał diabła ani razu, a ten często pojawiał się w pałacu, kiedy nie było archanioła. Pałac wydawał się teraz taki pusty. Liam też nie odwiedzał anioła, od kiedy w jego sercu, albo tyłku, zagościły dwa demony. Czerwona róża przez ten czas zdążyła zwiednąć, a Harry patrząc na nią, czuł się, jakby patrzył na Louisa.

– Czy on też przestał już wierzyć w szczęśliwe zakończenie? – spytał niby samego siebie, ale odpowiedział mu zznany mu głos.

– Czarne charaktery nie mają szczęśliwych zakończeń w bajkach. – Mimo mrocznych słów Harry obrócił się z uśmiechem w strone diabła, lecz zaraz potem jego uśmiech zniknął.

Louis był inny. Czarne rurki, bokserka i długi płaszcz. Wyglądał teraz naprawdę... podle.

Ale ubiór był najmniejszą wartością tutaj. Twarz Louisa bardzo się zmieniła. Zapuścił lekką brodę i jego oczy... te niebieskie tęczówki, które Styles tak kochał, teraz były całkiem czarne.

– C-co ci się stało? – spytał zdziwony loczek, patrząc na ukochanego. Powoli tracił nadzieję, że kiedykolwiek będą mogli żyć razem.

– Mi? Nic, po prostu przestałem żyć bajką. – Przewrócił oczami, co właściwie nie było widoczne w jego przypadku. – Żaden Lucyfer nie kończył szczęśliwie czy też dobrze, więc dlaczego ja miałbym być inny? – prychnął. – Czekam na twojego ojca, w ciągu kwadransa powinien sie zjawić.

– Mia... Dobra, nieważne – powiedział cicho Harry, ruszając do swojej komnaty ze złamanym ponownie sercem.

Louis przejąłby się tym, ale Louisa nie było już w sercu demona. Zawładnął nim Lucyfer i wszystkie poprzednie jego wcielenia.

Po minionym kwadransie główna brama otworzyła się, a Michał z powrotem znalazł się w swoim zamku.

– Lucyfer? – zdziwił się, patrząc na niego. Nie spodziewał się go tutaj.

– Chcę nawiązać tymczasowy pokój – mruknął Lucyfer. – Żaden anioł z bronią nie wtargnie do piekła, a ja w zamian dam wam moje skrzydła.

– Nie potrzebuję twoich skrzydeł – powiedział Michał, idąc do zamku.

– Może i racja, broń teraz się wam nie przyda... Chyba że dla twojego syna, jeśli kiedykolwiek zacznie na mnie polować – mruknął pod nosem cicho. – Co mogę wam dać wzamian? Czego chcecie? mojego brakuobecności w twoim zamku? – spytał z kpiną.

– Żebyś przestał ranić Harry'ego. Mimo że wiem, co ci zrobił, to trzymam jego stronę. Nawet nie wiesz, co on sobie robi – powiedział cicho, wchodząc po schodach.

– To, co było między twoim synem a mną, zniknęło. Chociaż może powinienem powiedzieć, to, co było między Louisem a nim, zniknęło, a wiesz dlaczego? Bo pieprzonego Louisa Tomlinsona już tu nie ma – warknął i kłęby czarnego dymu zaczęły okalać jego ciało. – Niech twój syn zajmie się tym marnym ludzkim striptizerem – warknął, a chwilę potem został po nim tylko smród palonej siarki. 




Od: Autorek
E.... Co? Co tu się dzieje xD

ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz