– Dzień dobry – powiedział loczek, uśmiechając się do Louisa.
–Hej, Hazz – westchnął zaspany demon.
– Jak się czujesz? – spytał, niosąc tacę z jedzeniem.
–Wszystko mnie boli i strasznie mi zimno... i nie mam skrzydeł – jęknął, a w jego oczach pojawiły się łzy.
– Skrzydła leżą pod łóżkiem... A ogrzać cię to nie wiem jak – westchnął – ale wiem, że po tych lekarstwach poczujesz się lepiej.
– Dziękuję, Harry, nie wiem co bym zrobil bez ciebie. Będę ci dłużnikiem całe życie.
– Wystarczy, że mi wybaczyłeś tę głupią zdradę – westchnął cicho anioł.
– To naprawdę nic, kotku – przyznał Louis, biorąc leki od loczka.
– Jeszcze miesiąc i będziesz zdrowy jak rybka. – Zaśmiał się, siadając obok szatyna.
– Aż miesiąc? –jęknął demon.
– No niestety. Masz na coś ochotę? Zawołać kogoś? – zapytał kędzierzawy.
– Mam ochotę na ciebie, ale wątpię, że w tym stanie pozwolisz mi chociaż wyjść z łóżka – mruknął.
– Mogę usiąść na tobie i pocałować – zachichotał.
– Myślę, że w pewnym stopniu będę usatysfakcjonowany. – Louis usmiechnął się.
– To już, na plecki. – Harry zaśmiał się, oblizując wagi.
Louis posłusznie wykonał polecenie, ze zniecierpliwieniem przegryzając usta.
Harry uiadł na biodrach starszego i wpił się w jego wargi.
Louis jeknął cicho, czując duże, pulchne wargi na swoich. Ich pocałunek wydawał się zwykły, taki jak tysiące innych, ale mimo wszystko był magiczny. Zmienił cos w głębi serc tych dwóch istot. Harry zajaśniał bardziej niż jegoojciec, a Louis... jego serce po raz pierwszy od kilkunastu tysięcy lat zabiło.
– Lepiej? – Loczek zachichotał po chwili.
– To było...Wow – wydusił z siebie demon, kładąc rękę na piersi, i szeroko otworzył oczy. – Ono bije – wyszeptał cicho, jakby bał się, że zbyt głośne powiedzenie tego spowoduje, że serce na powrót zamilknie. Wział rękę Harry'ego i położył sobie na piersi, a w jego oczach pojaiwły się łzy szczęścia.
– To chyba dobrze – zachichotał cicho loczek, przymykając oczy.
– Nie wiem... nigdy nie biło – przyznał demon, i jakby wstydząc się prawdy, odwrócił wzrok.
– Cieszę się, że tak na ciebie działam, Lou... Znaczy Louis – powiedział.
– Nie lubię mojego imienia, mów Lou, ładnie brzmi – odparł demon, całując Harry'ego delikatnie.
– Jak uważasz – westchnął, kładąc się obok i opierając głowę o klatkę szatyna.
– Coś nie tak, Hazz? – spytał zmartwiony.
– Kocham twoją bliskość – westchnął cicho.
– Ja twoja też – westchnął Louis i korzystając z tego, że nadal jest tym drobniejszym, schował się w ramionach bruneta. Chwilę potem do pokoju wszedł archanioł Michał.
– O, wstałeś – powiedział, patrząc na nich.
– Kiedy wyzdrowiejesz, pozbędziemy się twojego brata.
Harry zesztywniał, przypominając sobie o tym, że są spokrewnieni.
– Spiąłeś się, Harry, coś nie tak? – spytał Louis, wychylając głowę.
– Em.. nic takiego. Nie przepadam za nim – powiedział cicho.
– Niech zgadnę, ten głupi wąż coś ci powiedział? – prychnał Louis.
– To już nieważne. Tylko tu i teraz, liczą się sekundy – zanucił, a Michał szybko teleportował się z pokoju.
Zostawiając za sobą paczkę gumek, na co obaj zaśmiali się tylko.
– On jest nienormalny – oburzył się młodszy, rzucając opakowaniem na koniec pokoju.
– Ja tam myślę, że on nie chce być dziadkiem tak wcześnie. – Zaśmiał się demon.
– Jest niemoralny – mruknął zielonooki – przecież wiadomo, że w twoim stanie seks nie wchodzi w grę.
– Ale... – jeknął Louis, ale rozzłoszczone spojrzenie Harry'ego od razu go zamknęło – to nie fair, czuję się jak małe dziecko... nie rób tego, nie rób tamtego.
– Musisz odpoczywać. Spokojnie, jak będziesz w pełni siły, będziesz mógł robić, co zechcesz, tatusiu – cmoknął młodszy.
– I tak powinno być, dziecinko – usmiechnął się Louis, próbując wstać, jednak ręce, na których się podpierał, odmówiły mu posłuszeństwa i znowu wylądował na łóżku.
– Widzisz – powiedział Harry, biorąc w palce paluszka rybnego i podając szatanowi.
– Będziesz mi teraz dawał jeść jak bobasowi? –Uniósł brew. – To, że nie jestem w stanie nic zrobić, nie znaczy, że masz robić ze mnie niemowlaka... Ahhh! – warknął, kiedy Harry sprzedał mu dość mocne uderzenie w tyłek.
Opiekuńczy Harry to najgorszy Harry, pomyśał Louis, posłusznie biorąc do ust paluszek rybny a potem kolejny i kolejny, aż zadowolony brunet pokazał mu pusty talerz.
– Zapamiętać, nigdy więcej nie doprowadzić się do stanu nieużywalności – mruknął pod nosem starszy.
– Mnie tam całkiem podoba się plnowanie ciebie, chyba chciałbym mieć dziecko – westchnął anioł, na co pan piekieł zareagował natychmiastowo.
– Możemy się o nie postarać, najlepiej teraz! – rzekł z entuzjazmem.
– Żadnego seksu, aż nie wyzdrowiejesz – I Louis znowu padł zrezygnowany na poduszki.
– To podchodzi pod sadyzm!
– Martwię się o ciebie. Wyzdrowiejesz, będziemy się pieprzyć po kątach. – Harry puścił mu oczko.
– Harry? Oznaczysz mnie? – spytał teraz już poważnie Louis.
– C-co? – zapytał zdziwony anioł, patrząc na kochanka.
– Chcę, abyś mnie oznaczył, chcę być tylko twój, tylko i wyłącznie twój – sapnął, patrząc na anioła. – Zrozumiem, jesli to dla ciebie za wcześnie.
– Ale... Ale że malinkę? J-ja nie umiem... – wymamrotał cicho brunet.
– Musisz po prostu ugryźć i zassać. Mój ojciec na początku proponował mi metodę posmarowania miejsca dżemem i potem zlizanie go za pomocą zębów, haha. –Zaśmiał się na wspomnienie, a tak się składało, że Harry miał przy sobie dżem, bo myslał że paluszki rybne to za mało dla demona, więc zabrał ze sobą dżem i chleb, by w razie potrzeby zrobić mu coś więcej do jedzenia.
– Spróbuję sam – powiedział cicho, siadając na biodrach szatyna i zniżając się.
Zęby Harry'ego lekko zatopiły się w skórze demona, ale ten nawet nie zareagował. Aniołek dołączył język i zaczął lizać i gryźć miejsce na szyi starszego, czując się jakby coraz silniejszy. I tak było. Według legendy, Harry oraz Louis rośli w siłę, kiedy jeden oddawał się drugiemy. Razem mogli osiągnąć moc równą Bogu, a raczej ich wspólny potomek mógł.
CZYTASZ
ᴍʏ ᴅᴀᴅᴅʏ ᴅᴇᴍᴏɴ ✓
Fanfiction[ #10 w ff ] Harry to przyszły Archanioł, a Louis to syn Lucyfera. Współpraca z @Nightiwolf Okładka zrobiona przez Darrrow