Rozdział pierwszy

10.5K 533 73
                                    

Anabelle

– Książeczka.

Zacisnęłam dłoń na klamce słysząc głos matki. Racja, zapomniałam o książeczce. Powoli odwróciłam się w stronę kobiety. Farbowane na ciemny brąz włosy wyblakły, a na zmęczonej twarzy widniał słaby uśmiech. Odwzajemniłam go i zawróciłam z powrotem do pokoju. Czasami ciężko było mi zrozumieć moich rodziców. Od kiedy tylko pamiętam, w moim życiu były obecne wampiry, a widok krwi nie był niczym szczególnym. Również idąc ulicą można było spotkać wampira, często nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że stoimy obok jednego z nich. Rzadko mogłam wychodzić z domu bez opieki swoich rodziców. Większość osób w moim wieku zwykle uwalniała się już od nich, ale nie ja. Ja nie mogłam, zaczynałam wiele razy temat wyprowadzki, która była nieunikniona, ale zawsze potrafili mnie szybko zbyć i zmienić temat na inny. Chronili mnie. To było proste, jednak dla mnie nie do końca zrozumiałe. Brakowało mi przyjaciół, własnego życia. Jedyne towarzystwo na jakie mogłam liczyć to moi rodzice, czasami zdarzyło się również, że pojawiła się jedna z moich koleżanek, ale owe wizyty też nie trwały zbyt długo. Na dłuższą metę takie życie było naprawdę uciążliwe.

Skierowałam się w stronę schodów, aby dostać się do swojego pokoju. Nieco szarawa książeczka leżała na szafce nocnej. Czerwonym tuszem było na niej napisane moje imię, data urodzenia oraz data, w której oficjalnie zaczęłam oddawać krew dla „potrzebujących". Wzięłam ją do ręki i przez kilka sekund przewracałam kartki. Od dwóch lat co miesiąc pojawiałam się w banku krwi, aby się podzielić swoją własną z wampirami. Byłam do tego przyzwyczajona. My wszyscy byliśmy. Schowałam książeczkę do torebki i zbiegłam na dół do mamy.

– Przepraszam, możemy już iść – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że mój pobyt w pokoju był znacznie dłuższy niż powinien i najpewniej się o mnie zaczęła martwić. Chociaż, co złego mogło mi się stać w moim własnym pokoju? Najgorszą możliwością było to, że mogłam się potknąć o dywan lub o własne nogi. – Może pójdziemy spacerem? Jest ładna pogoda, a mamy przecież cały dzień.

Wiedziałam, że spotkam się z odmową. Trzymała w dłoniach kluczyki od auta, więc nawet nie było takiej możliwości, żebyśmy mogły urządzić sobie spacer, który w jedną stronę trwałby około godziny. Nie rozumiałam ich paniki, wampiry nie mogły nas zaatakować. Nie miały takiego prawa. Owszem, zdarzały się wypadki, kiedy ludzie byli przez nie atakowani, ale to się działo tylko i wyłącznie z ich winy. Mieliśmy obowiązek oddawania krwi, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, a osoby, które tego nie robiły, były wystawione na ataki ze strony krwiopijców. Ja byłam bezpieczna, moja rodzina i osoby z którymi się przyjaźniłam - także.

– Anabelle, rozmawialiśmy o tym – zaczęła, a ja od razu rozpoznałam ten ton. Używała go, kiedy chciała przekonać mnie do swojej racji. – Nie będziemy nigdzie chodzić. Jedziemy tam i wracamy z powrotem. Twój ojciec nie byłby zadowolony.

– Nie ma go tutaj, więc możemy...

– Powiedziałam ,,nie." – ucięła stanowczo. Spojrzała na mnie ostro swoimi szarymi oczami. Nienawidziłam tego spojrzenia, tonu głosu i bardzo często też jej. – Wychodzimy tylko, kiedy jest to konieczne, Anabelle.

Skinęłam głową na jej słowa. I tak nie zdziałałabym nic w tej sprawie. Założyłam jeszcze szalik, który był bardziej do ozdoby niż do tego, aby chronić mnie przed chłodem. Wyszłam na zewnątrz jako pierwsza. Czekałam jednak tuż przy drzwiach na rodzicielkę, aby ta je zamknęła i równo poszyłyśmy w stronę samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, wzrok wbijając w swoje kolana. Skoro nie miałam nic do powiedzenia w tej sprawie, mogłam równie dobrze siedzieć cicho. Mama nie zwracała już na mnie większej uwagi. Skupiła się na tym, aby dojechać w wyznaczone miejsce. Cieszyłam się, że jedziemy tam we dwie, bez ojca. Zawsze, kiedy wychodziliśmy gdzieś we trójkę., było dziwnie. Sama nie wiedziałam czemu tak naprawdę nie przepadam za spędzaniem czasu w towarzystwie ojca, ale nie zamierzałam też w to wnikać. Jak tylko ruszyłyśmy, wyjrzałam przez okno. Mijałyśmy wielu ludzi, w tym pewnie też wampirów. Była ładna pogoda jak na październik. Zwykle o tej porze roku chmury zakrywały niebo i padało, ale dzisiaj świeciło słońce. Dzieciaki wyszły na dwór, żeby spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, to samo robiły nastolatki czy nawet dorośli. I wśród nich byłam ja, dwudziestoletnia dziewczyna, która nie mogła niczego zdziałać.

Beauty and The BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz