Rozdział czwarty

6.7K 383 116
                                    

Anabelle

Chociaż bardzo chciałam nie potrafiłam oderwać wzroku od błękitnych oczy mężczyzny.

Alexander. On ma na imię Alexander, poprawiłam się w myślach. Musiałam przyznać, że był niesamowity, a raczej jego wygląd. Do tej pory nie spotkałam na swojej drodze żadnego mężczyzny, który w taki sposób by mi zawrócił w głowie. Przyłapałam się na tym, że patrzę się na niego zdecydowanie zbyt długo, a on też nie przestawał się na mnie patrzeć. Oblałam się rumieńcem, po chwili odwracając wzrok. Jeśli tylko bym mogła – cóż mogłam, ale wtedy nie wyszłabym na osobę, która jest wychowana – popatrzeć się na niego trochę dłużej z całą pewnością bym to wykorzystała i pogapiła się jeszcze trochę.

Usiadłam przy stole, zajmując miejsce naprzeciwko Alexandra. Nie wiem co mnie podkusiło, aby właśnie tam siąść, ale już nie zamierzałam zmieniać swojego siedzenia. Zresztą byłam zbyt ciekawa mężczyzny i tego całego spotkania. Było w nim coś czego nie potrafiłam wyjaśnić, ani tym bardziej zrozumieć. Obserwowałam uważnie, kiedy mężczyzna zajął swoje wcześniejsze miejsce. Oprócz naszej dwójki nikogo więcej nie było, a rodzice gdzieś nagle zniknęli. Nie miałam zamiaru narzekać na ten stan rzeczy. Nawet mi to odpowiadało, że jestem z nim sama. Rzadko miałam okazję porozmawiać z kimś kto nie był moimi rodzicami, a skoro teraz mogłam miałam zamiar jak najlepiej wykorzystać tą sytuację. Zresztą mężczyzna wydawał się być całkiem przyjazny, a przynajmniej to sugerował mi jego uśmiech na twarzy i wesołe iskierki w oczach.

– Uczysz się czegoś, Ano? – zapytał. Drgnęłam lekko słysząc ten skrót. Nikt tak do mnie nie mówił już od dawna, a ja na pewno nie wspominałam mu o tym, aby tak do mnie się zwracał. Przełknęłam ślinę.

– Nie, po tym jak zakończyłam obowiązkową naukę nie zdecydowałam się jej kontynuować – odparłam. Brakowało mi nauki, musiałam przyznać. Rodzice twierdzili, że nie będzie mi ona potrzebna. Jestem w końcu z nimi, a oni zapewnią mi dobrą przyszłość. Może i wierzyłam w to co mi mówili, ale z czasem mimo wszystko pragnęłam tego, aby taka jak wszyscy inni. Móc skosztować życia, które było dla mnie niczym zakazany owoc.

Alexander mi odpowiedział skinięciem głowy. Wydawał się nad czymś intensywnie myśleć, a ja próbowałam odgadnąć co takiego chodzi mu po głowie. Wydawał się być naprawdę czymś zaintrygowany. Nie odzywałam się przez następne kilka minut szukając jakiegoś odpowiedniego, neutralnego tematu. Wcale go nie znałam, a nie chciałam też zacząć się o wszystko wypytywać.

– Czym się zajmujesz? – zapytałam w końcu nie mogąc się powstrzymać. Rodziców jeszcze nie było. W pewien sposób ich nieobecność zaczynała mnie martwić, ale jak tylko Devile znowu na mnie spojrzał zapomniałam o swoich wcześniejszych obawach całkiem skupiając się na brunecie.

– Można powiedzieć, że prowadzę swój własny biznes – odpowiedział, właściwie nie dając mi żadnej konkretnej odpowiedzi. Cóż najwyraźniej miał swoje powody dlaczego nie chciał powiedzieć. Byłam momentami wścibska, ale tym razem postanowiłam sobie darować jakiekolwiek dochodzenie. W końcu jakby chciał mi odpowiedzieć to by to zrobił.

Mogłam chcieć wymusić na nim odpowiedź, ale czułam, że będzie lepiej jeśli to zostawię.

Chciałam wiedzieć o nim więcej. Nie potrafiłam tego sama wyjaśnić, ale czułam potrzebę wiedzieć o mężczyźnie więcej. Intrygował mnie, a ja czułam, że skrywa jakąś mroczną tajemnicę, którą powinnam rozwiązać. To było głupie. Niby to takiego mógł skrywać ten mężczyzna? Raczej to, że ciężko było od niego odwrócić wzrok nie wiązało się z tym, że ma jakąś tajemnicę. Był po prostu diabelnie przystojny. Heh, diabelnie przystojny pan Devile.

Beauty and The BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz