Anabelle
Czas przestał mieć w tym miejscu jakiekolwiek znaczenie. Przez pierwsze miesiące próbowała liczyć ile jest tu już czasu, jednak po kolejnych karach, które spotykały ją za nic, przestała. Pory roku rozróżniała tylko dzięki temu co działo się na zewnątrz. Już dawno nie czuła na skórze ciepłych promieni słońca, ani chłodnego wiatru, który sprawiłby, że jej włosy byłyby w nieładzie. Tęskniła za tymi wszystkimi przyziemnymi rzeczami, które teraz wydawały się być młodej kobiecie zupełnie obce. Widywała teraz jedynie Alexandra, czasem tą złotowłosą pół-wampirzycę i ciemne ściany pomieszczenia. Odczuwała chłód, głód i czyste przerażenie. Nie potrafiła zliczyć ile razy w ciągu tych wszystkich tygodni, które tutaj spędziła została poniżona i wykorzystana. Z początku starała się zrozumieć dlaczego wampir tak postępuje, czemu wybrał sobie właśnie ją na swoją ofiarę... Nie była nikim specjalnym. Nie miała wybitnych ocen, ani tym bardziej sama w sobie nie była interesująca. Dobrze jednak wiedziała, że nie o jej oceny tutaj chodzi czy o to, że ma ładną buźkę. Była teraz pewna, że po tak długim czasie spędzonym tutaj ta w miarę ładna brunetka z błyskiem w oku dawno temu już zniknęła. Teraz była jedynie bezimienna dziewczyna, która służyła jako żywy worek krwi i rzecz, którą można wykorzystać, kiedy ma się tylko na to ochotę. Doskonale pamiętała wczorajszy wieczór, kiedy kazał jej przez kilka godzin z rzędu powtarzać, że jest nikim. Że nic nie znaczy. Do tej pory ze strachu, że może jej słuchać wypowiadała te słowa, zupełnie jakby chciała mu udowodnić, że jest posłuszna i nie lekceważy jego rozkazów. Można powiedzieć, że takie zachowanie dla niej było już codzienną rutyną. Nie każdego dnia przychodził do niej po to, aby ją upokorzyć. Czasem był miły. Rozmawiał z nią na tematy, które zupełnie nie miały znaczenia. Tak jakby była równa jemu, jakby nie była jego poddaną, a może... znajomą? To brzmiało tam absurdalnie i tak nieprawdziwie, ale jednak mimo to lubiła w ten sposób myśleć, kiedy przychodził tu na zwyczajną rozmowę. Było wtedy tak normalnie. Bez niepotrzebnego szarpania za włosy, bicia i upokarzania słowami. Wiele by oddała, żeby tak mogło zostać już zawsze. Świadomość, że to tylko przykrywka jej nie opuszczała. Zapewne miał jakiś ukryty w tym cel, a młoda kobieta nie potrafiła w żaden sposób przewidzieć tego co takiego będzie chciał w niedalekiej przyszłości zrobić, aby ją ponownie upokorzyć.
Leżała skulona na chłodnej podłodze, podciągnęła nogi pod brodę obejmując je mocno ramionami, aby w jakiś sposób spróbować się chociaż trochę ogrzać. Drżała z zimna. Pomieszczenie w którym się znajdowała w żaden sposób nie było ogrzewane. Na dworze szalał wiatr i padał deszcz. Cienkie ściany w pomieszczeniu tylko sprawiały, że było tu jeszcze zimniej, a ona miała wrażenie jakby stała na zewnątrz na tym wietrze. Zadrżała mocniej, kiedy tym razem było słychać świst powietrza. Przygryzła delikatnie wargę zębami, jednak zaraz zrezygnowała z tego pomysłu. Spierzchnięte usta ją bolały. Była odwodniona, było zimno i... Och, to wszystko. Tego było po prostu dla niej za dużo. Za dużo jak na takie jedno ludzkie życie. Powinna już dawno być martwa po tym co się wydarzyło, a mimo to, zupełnie jakby chciała pokazać światu, że przetrwa, była tutaj. Co prawda ledwo żywa, każdy ruch sprawiał jej ból i jedyne o czym marzyła to o nagłej śmierci z wyziębienia czy czegokolwiek innego. Śmierć najwyraźniej nie była jej pisana nawet w takich warunkach. Ile jeszcze będzie musiała tak naprawdę wycierpieć zanim nadejdzie ta wymarzona przez nią śmierć? Ta na której nadejście czeka z utęsknieniem od kilku miesięcy. Ta której jak nie było tak nie ma...
Minęły cztery miesiące od jednej chyba z najbardziej bolesnych kar jakie miała. Plecy wciąż się nie zagoiły, nie miały tak naprawdę prawa się zagoić. W tym miejscu nie było warunków do tego, aby mogła wyzdrowieć chociaż w jednej trzeciej tego jak powinna. Wydawało się, że te rany wciąż są tak samo otwarte jak tamtego dnia. Czasami czuła jak przy niektórych ruchach pękają po raz kolejny rany, które zdążyły się w jakiś sposób uleczyć. Brakowało jej już sił do tego, aby dalej żyć. W zasadzie to nawet nie było życie, a jedynie marna egzystencja, która się przedłużała. Była pewna, że osoby, które sprowadziły ją na ten świat mają się świetnie. Nie potrafiła pozbyć się żalu, który w niej był przez cały ten czas. Jej matka, ta chłodna i elegancka kobieta tak po prostu ją oddała. Jakby była rzeczą, którą można przenosić z miejsca na miejsce. Jej ojciec, ten czuły i wrażliwy zrobił dokładnie to samo. To bolało właśnie najbardziej, że rodzic, który kochał ją bardziej – bo bez wątpienia to Peter okazywał jej więcej miłości przez ten cały czas, niż matka – pozbył się jej. Ich nie próbowała zrozumieć. Skusiły ich pieniądze. Wysoka kwota pieniędzy, która najwyraźniej była dla niej ważniejsza niż dziecko.
CZYTASZ
Beauty and The Beast
VampirosŚwiat nigdy nie był taki jak sobie to wyobrażaliśmy. Nikt nie spodziewał się tego, że pewnego dnia z mroku wyłonią się istoty o których do tej pory tylko czytaliśmy w książkach. Wszystkie historie, filmy i seriale okazały się jednak być prawdą. Z po...