01. You cut me open and I keep bleeding

1.7K 105 11
                                    

Zima w tym roku zaskoczyła wszystkich.

Od wielu lat nie było śniegu, a tymczasem, gdy dziś otworzyła oczy i podbiegła do okna powitał ją sypiący się z nieba biały puch. Poczuła się jak dziecko, a świat od razu nabrał jeszcze więcej kolorów. Stała przy ogromnych oknach kiwając się w przód i tył z dłońmi splecionymi z tyłu. Dużymi, brązowymi oczami obserwowała spadające płatki śniegu. Wyglądała słodko i niewinnie, w białej, sięgającej kolan koszuli nocnej. Ciemne, skręcone i nieco roztrzepane włosy po nocy, opadały na jej plecy. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy usłyszała skrzypiące cichutko drzwi. Tak przeczuwała, że nie będzie tutaj całkiem sama. Nawet myślała, że pewnie tylko czekał, aż w końcu się przebudzi, aby do niej przyjść. Ostatnie miesiące były naprawdę zakręcone, a większości z nich nawet nie pamiętała. Jeśli już, były to ledwie przebłyski tego co się działo. Wiele złego, ale o tym wszystkim chciała zapomnieć. Bała się, że jeśli zacznie rozpamiętywać to, co jej robił będzie tylko gorzej. A przecież była szczęśliwa, zresztą nie tylko ona. Oboje byli, więc jaki był sens, aby niszczyć to co dobre? Nie ruszyła się ze swojego miejsca. Cierpliwie za to czekała, aż sam do niej podejdzie i obejmie ramionami. Może nawet zwróci uwagę, aby się nie bujała na piętach, bo chwila nieuwagi może doprowadzić do nieszczęścia. Sam jej zresztą nie raz udowodnił, że jest tylko słabym człowiekiem, którego bardzo łatwo skrzywdzić. Miała w głowie wydarzenia z czarnego okresu, którego nie lubił sobie ani jej przypominać. To był... zły czas. Bardzo zły. A teraz nie było przecież nawet śladu. Poza bliznami, o których na co dzień nie pamiętała. Wiedział też zresztą, jak sprawić, aby o nich nie myślała każdego dnia. Rzadko wspominała takie dni, nie było potrzeby robić tego na co dzień.

Delikatnie zadrżała, kiedy poczuła, jak jednak silne ramiona ją obejmują. Ułożyła swoje dłonie na jego przedramionach, a głowę spokojnie oparła o tors. Nawet lekko przymrużyła oczy i przez moment poczuła się jak w niebie. Była naprawdę zadowolona z tego, w jaki sposób potoczyło się jej życie. Pozwoliła sobie na milczenie, tak samo jak i jemu. Czy potrzebowali jakichkolwiek słów, aby się porozumieć? Znali się już chyba na tyle dobrze, że wcale ich nie potrzebowali. W szybie widziała jego odbicie. A zwłaszcza te niebieskie oczy, dla których była w stanie przepaść na dobre.

— Zadręczasz się — zauważył, a ton głosu miał nieco zmartwiony.

Uśmiechnęła się delikatnie, decydując na to, aby odwrócić w jego stronę. Założyła mu ręce na szyję.

— Czym kochany? — zapytała przekręcając nieco głowę na bok. — Mam wszystko, czego mogłabym chcieć. Naprawdę nie mam się czym martwić. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko jest dobrze.

— Oczy mówią coś innego, Fleur — uniósł brew spoglądając na nią w znaczący sposób, który oznaczał, że oczekuje od niej wyjaśnień. Już dawno się umówili, że nie ma prawa zaglądać jej do umysłu i sam wyciągać odpowiedzi. Nie mogła mieć stuprocentowej pewności, że tego nie robi, ale dopóki nie zaskakiwał ją jej własnymi myślami, których nigdy nie wypowiedziała na głos, nie miała się czego czepiać. — Martwisz się czymś? Coś zrobiłem nie tak?

Króciutko się roześmiała. Położyła mu obie dłonie na policzkach, a następnie wspięła na palcach, aby dosięgać chłodnych ust nieśmiertelnego. Złożyła na nich słodki pocałunek, nie pozwalając jednak mu na to, aby go odwzajemnił. Na to jeszcze przyjdzie czas.

— Wszystko jest dobrze, kochany — zapewniła — obiecuję.

Nie miał innej opcji i musiał jej uwierzyć, ale nie miał też większego powodu, aby twierdzić, iż jest inaczej. Była jego największą słabością i tego się najbardziej bał. Po raz pierwszy od wielu lat, jego martwe serce zabiło i poczuł w środku to dziwne ciepło, do którego nie był przyzwyczajony. Mężczyzna do tej pory nie mógł uwierzyć, skąd w niej tyle siły, miłości i wyrozumienia, aby wybaczyć mu każdy najmniejszy błąd. Wieczorami, czy nawet w ciągu dnia, kiedy sunął bladymi palcami po jej odsłoniętej skórze, gdy muskał ją wargami wyczuwał nierówności. Skóra na brzuchu nigdy nie będzie już gładka, a widniejąca na nim blizna już na zawsze pozostanie z Fleur. Na lewym biodrze trzy potrójne blizny. Zbyt głębokie, aby je na dobre usunąć i przypominające o tamtym wydarzeniu sprzed miesięcy. Pojawiające się wyrzuty sumienia, chęć ciągłego przepraszania i próby naprawienia tego, co było już nieodwracalne. Wiedział, że nie da mu się dotknąć i pozwolić, aby zajął się nimi. Twierdziła, że to blizny kształtują człowieka i że to dzięki nim, jest tym, kim jest. Była taka dzielna, mądra i przede wszystkim była jego, a nic innego się przecież nie liczyło. Kreowali wspólną przyszłość, starając się zapomnieć o tragicznych początkach ich znajomości i tym, jak bardzo to on ją skrzywdził. Za każdym jednak razem, gdy patrzył na tą drobną kobietę, na jej duże brązowe oczy, porcelanową cerę i słodki uśmiech wiedział, że to ona będzie jego końcem. Że to nie on tak naprawdę ją najbardziej skrzywdzi, ale ona jego. Przeczuwał to każdego dnia, gdy uparcie odmawiała mu przemiany, jak twierdziła, że jeszcze mają czas i przecież to nic złego, jeśli poczekają. Wiedział, że wciąż jest młoda i być może chciała nacieszyć się jeszcze ludzkim życiem, tym wszystkim co ją ominie, gdy zgodzi się, aby przyjąć jego krew. Oboje bali się przemiany. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo bolesny jest to proces i nie był pewien, czy potrafiłby wytrzymać kilka dni wiedząc, że ta krucha, niewielka istota wije się z bólu, umiera powoli w męczarniach, a całe jej ciało płonie żywym ogniem. Z drugiej strony był jednak na tyle samolubny, aby ją na to skazać. Byle tylko nie zostawiła go samego, bo to, zniszczy go doszczętnie.

Beauty and The BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz