Rozdział trzydziesty

2.4K 146 14
                                    

Alexander


Trudno było stwierdzić czy jest zaskoczony, skoro doskonale wiedział kogo tutaj spotka.

Bezczelność Ericka uderzyła w niego teraz bardziej, niż powinna. I chociaż cholernie tego nie chciał, czuł ten niepożądany szacunek przed pierwszym. To było silniejsze od niego, jak pewnie silniejsze od każdego chodzącego po świecie wampira. W dodatku pieprzony Erick był jego stwórcą, a to zobowiązywało do pewnych rzeczy. Alexander już dawno temu dał mu wyraźnie znać, że nie zamierza być jego cholerną służką i naśladować swojego stwórcy. Nieśmiertelny miał swoje własne, wykraczające poza kodeks zasady i to ich się chciał trzymać. To ile razy złamał prawo nadane przez Pierwszych było listą bez końca. Oczywiście nie robił tego wprost, widywał na każdym kroku wampiry, które nie przestrzegały zasad, sam je karał i sam unikał jednocześnie kary. Czym innego było przecież drobne złamanie jednej z wielu zasad, a buntowanie się przeciwko Pierwszym, zbieranie armii i prowadzenie jej na nieśmiertelnych, którzy trzymali władzę nad tym całym gównem, prawda? Sam doszedł do tego kim teraz jest. Bardzo się starał, aby ludzie i jemu krewni czuli przed nim respekt. Musiało minąć wiele lat, w zasadzie wieków, zanim Devile został postrzegany jako ktoś lepszy, a nie tylko podrzędny wampir, który został przemieniony przez Pierwszego. Sam fakt, że to właśnie Erick go przemienił dodawał mu kilka punktów, jednak niewiele i po prawdzie były one nieznaczące. Czas spędzony z nieśmiertelnym dał mu kilka ważnych, przydatnych lekcji. Miał szansę obserwować jak rozwiązywać spory, jak rozmawiać i jakich słów używać. Byłby kłamcą, a kłamstwem — chociaż czasami uwielbiał kłamać i się bawić ze swoimi ofiarami – się brzydził. Wyniósł wiele cennych lekcji, a te przydawały mu się po dziś dzień. Sam nigdy nie zamierzał się bawić w opiekuna nieśmiertelnych. Obowiązkiem każdego kto kogoś przemieni była opieka nad nowo narodzonym, jedynym wyjątkiem była tak naprawdę Florence i Alexander sam sobie nie umiał wytłumaczyć co takiego w niej było, że ją sobie zatrzymał. Cóż, na pewno okazała się być przydatna przy niektórych rzeczach, ale poza tym... poza tym wciąż była momentami irytującą blondynką, którą miał ochotę rozszarpać na malutkie kawałeczki i zakopać głęboko w ogrodzie razem z innymi.

Przychodząc tutaj miał pewien plan. Nieco zbyt pewny siebie, a cały ten plan się posypał, kiedy zobaczył Florence w objęciach Ericka. Oczywiście, że nie tak sobie wyobrażał ten wieczór dla blondynki. W ogóle nie spodziewał się tego, że mężczyzna się tu pojawi. Wiedział, że będzie, ale patrząc na poprzednie uroczystości miał się pojawić na rozpoczęciu i na tym koniec; wrócić do swoich niezwykle ważnych zajęć i nie zajmować się podrzędnymi wampirami, które nie miały wpływu na to co się działo. Zabranie ze sobą Anabelle było trochę ryzykowne. Po pierwsze ze względu na to jak wyglądała, a wyglądała źle. I chociaż Florence robiła wszystko, aby doprowadzić ją do porządku pewnych rzeczy nie można było zakryć czy zmienić w przeciągu kilku tygodni. Jednak nie zamierzał zrezygnować z niej, jakby nie patrzeć dziewczyna była naprawdę ładna — a gdyby nie była przecież nawet nie zawracałby sobie nią głowy! — a jakby była tylko nieco bardziej pewna siebie, zadziorna byłaby niezłym materiałem na wampirzycę, ale tego już nawet nie brał pod uwagę. Zawiodła go podczas pierwszej nocy w nowym domu. Nie walczyła tak jak tego oczekiwał, może wtedy coś by z niej było, a tak? Sam chyba jeszcze do końca nie był pewien na co ją trzyma. Musiał przyznać jedno — wciąż trzymała się całkiem nieźle. Mimo tego wszystkiego co jej wyrządził, każde zło w jakiś sposób się od niej odbijało, ale to wraz dla Alexandra było o wiele za mało.

Oglądanie jej w tej chwili z Erickiem było... nie tyle co bolesne, a nieprzyjemne. Miał w głowie sporo obaw, a jak się potem okazało całkiem słusznie. To był w końcu Pierwszy. Miał o wiele więcej zdolności, lepiej potrafił przemienić fantazję w rzeczywistość, bawić się umysłem. Nawet jakby chciał nie mógłby się z nim pod tym względem równać, a nie był idiotą, który rzuca wyzwanie Pierwszemu. Widział jak tacy kończą, a to zdecydowanie nie był koniec dla Alexandra Devile. Jego obawy były potwierdzone, tylko nic nie mógł z nimi zrobić. Obserwacja sama w sobie też niewiele mu dała. Nawet wampirzy słuch niewiele mu dał, a wchodzenie teraz do umysłu Anabelle byłoby zwyczajną głupotą. I w zasadzie, to aż tak mu chyba nie zależało. W najgorszym wypadku po prostu by mu ją odebrał i z powrotem odstawił do rodziców, albo zapewnił jakiś cholerny azyl. Słusznie podejrzewał, że prędzej wróciłaby do niego, niż została z Marthą i Peterem. W końcu kochana matka zaraz po otrzymaniu jej z powrotem, z całą pewnością, szukałaby kogoś, kto za zadowalająca ją kwotę, zająłby się jej jedynym dzieckiem. Może nie musiał się przejmować tym, że coś mu powie, a może wręcz przeciwnie. Tak czy inaczej, nie czuł zagrożenia na tyle, aby faktycznie zacząć się z powodu ich rozmowy denerwować i wyrywać sobie włosy z głowy.

Beauty and The BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz