Anabelle
Porozmawiać?
O czym on chciał z nią rozmawiać? Tak po prostu po tym wszystkim co się wydarzyło teraz chciał rozmawiać? Próbowała to zrozumieć, jednak była zbyt zmęczona i zdezorientowana, aby myśleć w logiczny sposób. Nie chciała rozumieć. Przeczuwała, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nigdy nie wychodziło nic dobrego z tych rozmów, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Co takiego zrobiła, że Alexander, ten sam Alexander, który każdego dnia ją katował, miałby teraz inaczej się z nią obchodzić. Och, to oczywiste. Nie zrobiła niczego, a to na pewno była kolejna gierka z jego strony. Dawanie jej nadziei, że będzie lepiej, albo, że on się zmienił. Dla kogoś takiego nie było szans na zmianę. Anabelle nie chciała w nią wierzyć, a mimo to jak głupia łapała się każdej dobrej chwili. Nie raz była wściekła sama na siebie, że nie odsunie się od tego, tylko brnie do przodu. Zawsze boli mocniej, kiedy się okazuje, że to wszystko było tylko kłamstwem. Na pewno teraz jest tak samo. Bo dlaczego, dlaczego miałoby być inaczej? Ten dzień nie różnił się niczym od pozostałych, poza faktem, że podarował jej kilka niezbędnych rzeczy. Miał w tym swój cel. Zawsze ma. Wiedziała, że nabierała się na jego sztuczki. Za każdym razem, a było ich już kilka. Nie potrafiła jednak obojętnie obok tego wszystkiego przejść. Gdy tylko pojawiała się szansa na to, że przez krótki ułamek będzie lepiej... Po prostu się brała za to. Zaczynała momentami wierzyć, że będzie lepiej, a on się zmieni. To było śmieszne, myślenie w ten sposób. Nie miała pojęcia przez co musiał w życiu przejść mężczyzna, ani dlaczego taki był. Jednak cokolwiek się wydarzyło, o ile się wydarzyło, bo równie dobrze po prostu mógł się urodzić taki, nie miało znaczenia. Był potworem. Bezdusznym katem, który tylko czekał na moment, aby po raz kolejny uderzyć. W miejsce, gdzie najbardziej będzie boleć. A czy może być coś gorszego od fałszywej nadziei, którą się po chwili zabierze? Z całą pewnością to była świetna zabawa dla kogoś takiego jak on. A Anabelle była na tyle głupia, że w to wszystko wierzyła. I chociaż przejechała się na tym już tyle razy, to nie potrafiła się raz na dobrze od tego odsunąć.
Ze strachem w oczach wpatrywała się w siedzącego kawałek dalej wampira. Nie poruszył się nawet o milimetr od momentu, kiedy zapaliła lampkę. Światło nie było mocne, przez co nadal był skryty w mroku. Taki właśnie był – owiany mrokiem. Towarzyszył mu od zawsze. Już przy ich pierwszym spotkaniu Anabelle wyczuwała pewnego rodzaju nieprzyjemne wibracje. Jednak dopiero po czasie do niej dotarło dlaczego. Przebywała w towarzystwie wampirów przecież dużo razy. Chociażby w banku krwi, którą oddawała przez jakiś czas regularnie. I nigdy nie czuła się tak przy nich. Może nieco niepewnie, jednak nie tak jak przy Alexandrze. Może powodem dlaczego było to, że tamte wampiry były... cywilizowane? I nie miały zamiaru rzucić się na nią z kłami, aby rozszarpać gardło przy pierwszej okazji. Albo nigdy raczej nie dały jej powodu do tego, aby się bać. Była bezpieczna, prawda? Każdego miesiąca w książeczce zapisywana była data, godzina oraz miejsca, gdzie oddawała krew. A potem podpis wampira, który ją od niej przyjmował. Była bezpieczna. Dzięki temu, że dzieliła się swoją krwią była bezpieczna. Jak widać oddawanie jej nie zapewniło jej wystarczającego bezpieczeństwa. To co robił Alexander było nielegalne, a wampiry, które łamały ustawione przez siebie prawo, w zależności od tego jak bardzo złamały przepisy, podlegały karze. I najgorszą z nich była śmierć. Raz, tylko jeden raz widziała na własne oczy jak wykonywana była egzekucja na wampirze. To wspomnienie było bardzo odległe. Tak bardzo, że równie dobrze mogła je sobie po prostu zmyślić, chociaż czy byłaby w stanie zmyślić sobie zapach oraz uczucia, które jej towarzyszyły?
O ile dobrze pamiętała to było między dwunastym, a czternastym rokiem życia. Czyli, kiedy jeszcze wszystko było w porządku. A przynajmniej tak się jej wtedy wydawało. Wracała ze szkoły razem z dwiema koleżankami, Chloe i Margaret. To były jej przyjaciółki, bardzo się lubiły i zachodziło na to, że to będzie przyjaźń na całe życie. I pewnie taka by była, gdyby nie to, że poza szkołą nie mogła się z nimi widywać, a o wyjściach poza dom, nawet na plac zabaw, który był naprzeciwko domu!, nie było mowy. Zostały powroty i przychodzenie do domu. Aż dziwne, że i tego jej nie zabroniono. W końcu na każdym kroku czyhały krwiożercze wampiry. Szły roześmiane, wspominając lekcję wf-u, kiedy to chłopak ze starszej klasy, miał na imię Andrew, rozciągał się i koszulka nieco mu zawędrowała do góry ukazując nagi brzuch. Jako, że Andrew był chłopakiem za którym się rozglądały dziewczyny nie było nic lepszego od kawałka ciała chłopaka, prawda? Całą drogę do domu o tym przedyskutowały, a następnie każda na głos wypowiadała swoje imię z nazwiskiem chłopaka i decydowały u której najładniej to brzmi. Prawda jednak była taka, że nazwisko Campbell ładnie brzmi z każdym imieniem. Ostatecznie wygrała Margaret, jednak po cichu Ana wciąż uważała, że najlepiej wypadła ona. Andrew i Anabelle Campbell. Oboje mieli imiona na „a" i dobrze razem brzmieli, ale nie chciała psuć Margaret dobrego humoru, więc jedynie pogratulowała przyjaciółce, a następnie zatrzymały się przy budce z lodami. Było dość ciepło, aby sobie pozwolić na gałkę czy dwie. I właśnie w momencie, kiedy Anabelle zapłaciła za swoje miętowe lody z głównego placu dochodziły różne krzyki. Danesmoor nie było dużym miasteczkiem, a na pewno nie tak dużym jak Londyn. Jednak wciąż było dość spore, ale na upartego można wszędzie było dojść na piechotę. Dziewczyny zaciekawione tym co się stało, razem z lodami podeszły znacznie bliżej. Żaden dorosły ich nie zatrzymał. Żadna matka nie powstrzymała trzech ciekawskich dziewczynek. Żaden ojciec nie huknął, aby się nie zbliżały. Rodziny zabierały czym prędzej swoje dzieci, nastolatki uważające się za dorosłych przepychały się bliżej łokciami, a starsze osoby mamrocząc pod nosami odchodziły pospiesznie. Została zaledwie grupka osób, w tym trzy dziewczynki, których nie powinno tam być. Jakimś cudem udało im się przepchnąć do przodu, przy okazji brudząc ludzi lodami, ale ci zdawali się tego nie zauważyć. Widok, który zastały całkiem je poraził. Płomiennorude włosy klęczącej na ziemi dziewczyny były w nieładzie, ułożyły w dziwny, niezrozumiały sposób. Zupełnie jakby przez bardzo długi czas biegła, a kiedy przestała dodatkowo jeszcze je poczochrała. Za nią stał wysoki mężczyzna, ubrany w garnitur. Na pierwszy rzut oka było widać, że to jeden z tych z wyższej półki. Nieco przykucnął, aby złapać dziewczynę za gardło, zaciskał na nim długie, blade palce z siłą imadła, a twarz dziewczyny z każdą chwilą robiła się sina. Wampiry raczej nie mogły tak po prostu tracić tchu. Chwilę zajęło zrozumienie Anabelle, że była świeżakiem. Rozejrzała się dookoła, jakby szukając pomocy w kimś obcym. Bardzo chciała, aby ktoś ją stąd zabrał. Sama nie potrafiła się odwrócić i odejść, nie mogła też zostawić dziewczyn. Jej wzrok po chwili padł na leżącą kupkę ubrań niedaleko. Po bliższym przyjrzeniu się prawda uderzyła ją prosto w oczy – to nie były tylko ubrania. Chyba pisnęła, ale nikt, nawet ona sama, nie zwrócił na to uwagi. Każdy z niecierpliwieniem wyczekiwał na to co stanie się z rudą dziewczyną. Ludzie coś krzyczeli, przepychali się do przodu. Z powodu tylu głosów trudno było rozróżnić co kto mówił, Anabelle powoli się w tym wszystkim gubiła, a jedyne na czym się potrafiła skupić to krwawa kupka ubrań. Mała, naprawdę malutka...
CZYTASZ
Beauty and The Beast
VampireŚwiat nigdy nie był taki jak sobie to wyobrażaliśmy. Nikt nie spodziewał się tego, że pewnego dnia z mroku wyłonią się istoty o których do tej pory tylko czytaliśmy w książkach. Wszystkie historie, filmy i seriale okazały się jednak być prawdą. Z po...