- No kogo jak kogo, ale ciebie to się w ogóle nie spodziewałam! - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Byłam zszokowana. Pomimo faktu pogodzenia się z okrutną rzeczywistością, jaką było życie w Belle Reve, po cichu wciąż liczyłam na jakiś ratunek. Tliła się iskierka nadziei, że Książę Zbrodni jednak mnie stąd wyciągnie. Fantazja to wyjście awaryjne. Niemal tak dobre, jak szaleństwo. Sam fakt, że ktoś się pofatygował, żeby mnie wyzwolić zza krat, był dość niespodziewany. Ale nie mogłam się pozbierać. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby to... Lawton przyszedł mnie uratować!
- Dziękować będziesz później, Caro – warknął spod swojej maski. Ledwo go zrozumiałam, bo zagłuszyła jego słowa.
- Dlaczego wygląda mi to na jakiś podstęp? - dalej nie ruszyłam się z miejsca. Taksowałam Deadshot'a czujnym spojrzeniem. Jego obecność tutaj wydawała się absurdalna, bezpośrednie obwieszczenie, że przyszedł mnie uwolnić, było jeszcze dziwniejsze. Skąd mogłam wiedzieć, że jego intencje są czyste. Co prawda, dogadaliśmy się, ale nie byłam głupia. Lawton nie polubił mnie na tyle, żeby mi pomagać. Tym bardziej, to wszystko wydawało się podejrzane. Pozostawałam nieufna, mierząc go tylko uważnym wzrokiem. Nie skakałam z radości, nie emocjonowałam się. Niech sobie nie myśli, że będę go całować po nogach. On coś knuje. Czuję to...
- Długo będziesz się jeszcze podejrzliwie przyglądać? - mruknął rozdrażniony i zdjął maskę – Może nie jesteś tego świadoma, ale ucieczka z więzienia to nie jest skoczny spacerek po lesie – podszedł do mnie i nie czekając na moją odpowiedź, podniósł i zarzucił sobie na ramię – Mówiąc prościej, musimy spierdalać – warknął i wybiegliśmy z mojej celi.
- Niczego nie rozumiem! - piszczałam cicho. Na jego barkach było mi niewygodnie i niewiele brakowało, żebym spadła. Denerwowała mnie jego upartość i fakt, że niesie mnie jak worek ziemniaków.
- Tym lepiej – warknął i zwolnił kroku – Wcale nie jesteś lekka, Caro – postawił mnie na ziemi. Dość gwałtownie, co boleśnie odczuły moje stopy – Nie wlecz się – warknął, nawet na mnie nie czekając.
- Ja mówię od razu – szepnęłam – Uciec z celi, to wcale nie jest wielka filozofia – szybko go dogoniłam. Floyd uważnie rozglądał się po pustych, więziennych korytarzach. Nie opuścił nawet na chwilę lufy karabinu. Jego wzrok mógł przecinać szkło. Miał determinację w oczach. Wydawał się niewzruszony moimi słowami – Ale znaleźć wyjście – zacmokałam – To już gorsza sprawa – westchnęłam ciężko, szukając z nim kontaktu wzrokowego.
- Kobiety – prychnął, nawet na mnie nie patrząc – Zmysł orientacji często u was zawodzi – zaśmiał się cicho.
- Szczególnie w moim przypadku – zawtórowałam mu, ale szybko zrzedła mi mina. Szliśmy długim korytarzem. Prawie identycznym z (wtedy), gdy próbowałam uciec na własną rękę. Mam nadzieję, że Lawton wie, co robi.
- Nie strzelisz focha? - prychnął.
- Szkoda życia na obrażanie się, Floyd – poklepałam go po ramieniu. Wzdrygnął się i rzucił mi wściekłe spojrzenie – Czemu jesteś taki oschły? - spytałam go. Lawton nie był najsympatyczniejszym facetem na świecie, ale maska gbura też do niego nie pasowała. Musiało być w tym coś więcej.
- Muszę się skupić, Caro, a ty mi to utrudniasz – warknął i nagle przycisnął mnie do ściany.
- Dobrze już, złośniku – wyszczerzyłam się – Teraz się zamknę, ale później mi wszystko wyjaśnisz, ok? - przechyliłam głowę.
- Marzenia ściętej głowy – odsunął się.
- Mojej? - zachichotałam upiornie.
- Szczególnie – syknął i przepuścił mnie przodem. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam przed siebie. Lekko kręciło mi się w głowie. Lawton pachniał intensywnymi, męskimi perfumami. Ich zapach trochę mnie odurzył. To jeden z tych rodzajów wody kolońskiej, która sprawia, że kobieta ma zdrożne myśli...
CZYTASZ
Get Insane ♦♥♦ Joker x Juliet
FanfictionSpokojna egzystencja Juliet nabiera żywszych barw, gdy spotyka na swej drodze Jokera, niesławnego Księcia Zbrodni. Zmuszona do zagrania w niebezpieczną grę psychopaty, odkrywa mroczną stronę swojej osobowości, tworząc z nim toksyczną relację i porzu...