Get Insane LXXXI

1.2K 82 27
                                    

''I ponownie w tej celi tkwię,

ucieczka nie powiodła się,

lekami otępili mnie,

depresja powoli mnie żre

Czy to jest jawa, czy już sen

prosto w odmęt obłędu brnę...''

Ostrożnie otworzyłam oczy i ze złością zaczęłam wodzić wzrokiem po więziennej celi. To nie jest sen. Nie pstryknę palcami, bo koszmar nie zniknie. Wszystko jest tak, jak było...

Wstałam gwałtownie z podłogi i podeszłam do drzwi. Uderzyłam w nie pięściami, a po celi rozniósł się głuchy odgłos. Ze złością przyłożyłam głową w twardy metal. Miałam ochotę niszczyć, rozwalać. Mierzenie się z ciężkimi wrotami nie było jednak dobrym pomysłem. Głowa szybko odczuła skutek mojej lekkomyślności, dlatego musiałam przyłożyć zimną dłoń do czaszki, żeby jakoś ukoić pulsujący ból. Syknęłam wrogo, klnąc na czym świat stoi i marudząc na jego niesprawiedliwość, po czym wróciłam na swoje miejsce. Ponownie ulokowałam się na podłodze, oparta o metalową ramę więziennego łóżka.

Moje ciało połaskotał kujący chłód. Zwinęłam się bardziej i objęłam podkurczone nogi ramionami. Przez chwilę udało mi się zachować trochę ciepła. Ale nie na długo. Lodowaty powiew ponownie dał o sobie znać, otulając mnie mroźną mgłą. Zaszczękałam zębami i wślizgnęłam się pod kołdrę. Owinęłam się w nią niczym w kokon i patrzyłam pustym wzrokiem w krwawą inskrypcję. Posoka zdążyła już zaschnąć, ale przekaz wiadomości dalej był jasny i wyraźny. LOST. Zagubiona. Czy czułam się zagubiona? Wtedy, kiedy postanowiłam rozdrapać sobie świeżą ranę i wypisać to nad łóżkiem, rzeczywiście mogłam się czuć zagubiona. Lepsze jest pytanie, czy dalej się tak czuję?

Poczucie porażki mocno ugodziło moją ambicję. Pociesza mnie jedynie myśl, że nie wiadomo, czy byłam blisko wyjścia, czy wręcz przeciwnie. Mogłam wiedzieć, że zbliżam się do wrót wolności, a wtedy niepowodzenie bolałoby bardziej. Nie zmienia to faktu, że i tak cierpię z powodu klęski...

Rozgrzałam się pod tą kołdrą, więc rozpostarłam jej zwały niczym motyl, który pierwszy raz porusza skrzydłami. Spoglądałam w stronę drzwi. Miałam cichą nadzieję, że Joker przejął się moim telefonem i przyjdzie mnie uratować...

Jak bardzo się przeliczyłam... Dni mijały, a w drzwiach nie stanął zielonowłosy. Nie wiem, czemu sądziłam, że przyjdzie po mnie. Przecież doskonale wiedziałam, że poleganie na Księciu Zbrodni jest niedorzeczne. Ale wiedziałam, że w pojedynkę nie dam rady stąd uciec. Jestem niedoświadczona w tych sprawach i w dodatku za bardzo rozkojarzona. Chcąc nie chcąc, stałam się damą w opresji...

Drzwi celi otworzyły się szeroko i do środka wszedł strażnik. Żywił do mnie ogromną, nieukrywaną nienawiść. I vice versa. Koleś miał żal, że zabiłam Pete'a. Ja miałam żal, że zabiłam tego śmiecia na próżno.

- Żarty się skończyły, Caro – mężczyzna omiótł mnie spojrzeniem, podszedł i usiadł na łóżku, gdzie ja opierałam się o ścianę, przytulając się do poduszki.

- Żarty zawsze się kończą – smętnie gapiłam się w zakrwawiony róg bety.

- Próbujesz popełnić samobójstwo już trzeci raz w ciągu miesiąca – w jego głosie dało się słyszeć zdenerwowanie.

- To jedyne wyjście – zaszczyciłam go pustym spojrzeniem. Dałoby się przysiąc, że tyle czasu w Belle Reve wyjałowiło ze mnie radość i optymizm, a sama ja stałam się szara i nijaka. Miałam wrażenie, jakby ulatywało ze mnie życie. Nawet chore, brutalne wizje o torturach na chamskich strażnikach, nie wywoływały u mnie uśmiechu i dreszczyku emocji. Zaczęłam się lubować w okaleczaniu samej siebie i rozsmarowywaniu krwi na ścianach, chcąc zaznaczyć swoją obecność. Nawet bez leków byłam otępiała i przymulona jak zombie. Już nie promieniałam jak kiedyś. Byłam tylko kolejnym, szarym więźniem Belle Reve. Nawet moje słońce, skryło się za czarnymi chmurami depresji...

Get Insane ♦♥♦ Joker x JulietOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz