Czas mijał, a zielonowłosy nie wracał. Szczerze wątpiłam w to, że znowu go zobaczę. Mogło dojść przecież do tego, że klaunowi znudziło się moje towarzystwo i postanowił mnie porzucić. Tak jak niektórzy pozostawiają swoje psy przywiązane do drzewa i odchodzą. Nieczułe kanalie...
Minut ubywało, a ja zastanawiałam się, co zrobić. Od czasu do czasu zerkałam przez szybę lub lusterka, czy jednak Joker nie postanowił wrócić. Głupia byłam, że miałam ten cień nadziei.
Wyobraźnia podpowiadała mi różne dziwne scenariusze, automatycznie przypomniałam sobie wszystkie horrory z motywem lasu i zaczynałam dostawać gęsiej skórki... Dlaczego w takich chwilach myślę o czymś, co nie tylko nie pomoże mi w danej sytuacji, ale jeszcze zasieje ziarenko strachu i niepewności...
Jaką mogę mieć gwarancję, że w tym lesie nie mieszkają kanibale, albo psychopata z siekierą? I nie ma najmniejszego sensu dopatrywać się logiki, skoro sama należę do osób niebezpiecznych. W takich momentach budzi się mentalność ofiary...
To mogłoby potwierdzić teorię doktora Cartera, świadczącą, że nie jestem chora. Moja fascynacja torturami i zamiłowanie do zabijania, mają inne podłoże. To właściwie gorsze niż typowe zaburzenia psychiczne, bo tak to można by było mnie wyleczyć. A skoro teoretycznie nie jestem obłąkana, to znaczy, że tylko ja mogę na siebie wpłynąć, jeśli będę chciała. Żadne terapie czy leki nie zadziałają. Jedynie Juliet Caro, może powstrzymać swoją wewnętrzną bestię. A jeśli Juliet Caro nie chce, to jest prawdziwą zakałą dla miasta...
Zdecydowanie za długo siedziałam w tym samochodzie. Nie wiem, na co liczyłam. Na to, że Joker wróci? Absurd.
Czekanie nie miało żadnego sensu. Jeśli nie chciałam spędzać nocy w lesie, musiałam już teraz próbować z niego wyjść. Korzystając z okazji, że zielonowłosy nie może mi zwrócić uwagi, przetrząsnęłam półki w lamborghini. Udało mi się znaleźć naboje do pistoletu i jeden granat. Przeładowałam pistolet, a granat upchnęłam w torebce. Upewniłam się jeszcze, czy nie ma jakiegoś powerbanka, czy czegoś podobnego. Tak to mogłabym naładować telefon i do kogoś zadzwonić...
Samotne koczowanie w aucie sprawiało, że czułam się niepewnie. Z jednej strony chciałam jakoś wyjść z lasu, ale z drugiej obawiałam się, że zgubię drogę. Aczkolwiek, wieczne oczekiwanie w samochodzie też nie było zbyt mądre. Żeby się wydostać, muszę wyjść, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że utknę gdzieś w tych zaroślach, albo będę błądzić w nieskończoność. Zostanie w samochodzie, jest bezpieczniejszą opcją. Przynajmniej, dopóki nie odważę się go opuścić...
Zablokowałam drzwi dla pewności i skuliłam się na siedzeniu. Myślenie pod presją nigdy nie było czymś, w czym się specjalizowałam. Popadałam w lekką panikę i zaczynałam czuć żal i gniew, że Joker mnie tu zostawił na pastwę losu. Spodziewałam się, że takie rzeczy mogą mieć miejsce, ale i tak byłam wściekła.
Powoli ogarniał mnie strach i paranoja. Miałam wrażenie, że drzewa przybierają dziwne kształty i zmierzcha szybciej niż zwykle. Brałam pod uwagę opcję, że na szybko odblokowuję drzwi i biegnę przed siebie, nie oglądając się. Jednocześnie chowałam głowę w kolana i łudziłam się, że to tylko zły sen. Otworzę oczy i będę w swoim domu. Nie, nie apartamencie klauna. Swoim domu rodzinnym, gdzie będę mogła się przytulić do rodziców i zapomnieć o troskach...
Właśnie sobie uświadomiłam, jak cholernie mi ich brakuje. Tak narzekałam na to rodzinne spotkanie, a teraz oddałabym wszystko, żeby zobaczyć twarz nawet tej wścibskiej Edi... Wszystko mnie przerastało, a samotność i lęk nie poprawiały mojego samopoczucia...
Biłam się z myślami, czy zostać, czy iść, a czasu ubywało. Dość długo siedziałam w samochodzie, co źle wpływało na moją psychikę. Z oczu kapały łzy, czułam się zagubiona.
CZYTASZ
Get Insane ♦♥♦ Joker x Juliet
FanfictionSpokojna egzystencja Juliet nabiera żywszych barw, gdy spotyka na swej drodze Jokera, niesławnego Księcia Zbrodni. Zmuszona do zagrania w niebezpieczną grę psychopaty, odkrywa mroczną stronę swojej osobowości, tworząc z nim toksyczną relację i porzu...