Próbowałam wyrównać oddech, jednak nie było to takie proste, zważając na to, że nie codziennie spotykam wilka, który był monstrualnych rozmiarów i w dodatku wskoczył na leśną drogę, którą wracam z treningu do domu. Przecież to niemożliwe, po prawej stronie rozciąga się las, ale z drugiej tylko kilka drzew i ogrodzenie, które oddziela tą drogę od puszczy. Jakim cudem on się tu znalazł. Czułam że od dzisiaj będę wybierać dłuższą drogę, która co prawda prowadzi koło baru Exodus, ale chyba wolę spotkać paru pijanych gości, niż ogromnego wilka, który mógł mnie zabić. Nadal czuję prąd który przeszedł mnie, jak tylko go zobaczyłam. Nie wiem czy to oznaka panicznego strachu jednak był tak wyraźny że nie dało się go zignorować.
-Chyba zaczynasz szaleć, Katherine- powiedziałam do siebie po czym spojrzałam w stronę mojego blado niebieskiego domu, nie było granatowego lexusa na podjeździe, a to oznacza że mama z Vivienne już pojechały. Nadal czułam się okropnie, gdy przypomniałam sobie nasz poranek. Zachowałam się jak ostatnia suka i najdziwniejsze jest to że nawet nie wiem skąd wzięła się u mnie taka agresja, wcześniej nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, a już na pewno nie zapomniałabym o urodzinach babci. Kiedy znalazłam się przed drzwiami, wyjęłam powoli klucze, i już chciałam otworzyć drzwi kiedy ból po raz kolejny przeszył moją głowę, klucze spadły na ziemię, a ja odczekałam chwilę i kiedy przeszło sięgnęłam po nie, nie zdążyłam jednak znowu otworzyć drzwi, gdyż ktoś z drugiej strony szybko je pociągnął, a następnie wbiegł prosto na mnie sprawiając że spadłam na cztery litery.
-Katherine? Nic ci nie jest?- spytał Aiden. Spojrzałam na niego i kiedy zobaczyłam jego zdenerwowanie i przejęcie, momentalnie zapomniałam o bolących pośladkach.
-Coś się stało?- podał mi dłoń, a kiedy wstałam, rzucił szybko:
-Wrócę za kilka godzin, spakuj się i uspokój tatę, powiedz że potrzebują mnie jeszcze w szkole- krzyknął w drodze do samochodu.
-Aiden! Co się stało?!- nawet mnie nie usłyszał gdy z piskiem opon wyjechał z naszego podjazdu. Nie wiedziałam o co chodzi, jednak miałam złe przeczucia, on nigdy nie łamał przepisów drogowych, a tym bardziej nie zapominał tak łatwo, w końcu rano nieźle zalazłam mu za skórę. Nie miałam pojęcia co o tym myśleć, za to kiedy spojrzałam na dom po drugiej stronie ulicy, już wiedziałam że pani Cooper będzie miała świeży i smaczny temat do rozmów, przy mdłej zielonej herbacie, gdy wszystkie plotkary zbiorą się u niej w domu, w ten piątkowy wieczór. Mimo wszystko kiedy znalazłam się w domu grzecznie zaczęłam się pakować. Po pół godzinie gdy skończyłam, stwierdziłam, że się wykąpie bo do babci dojedziemy dopiero na ciemną noc a wtedy raczej nie będzie mi się chciało myć tylko spać. Szybko napełniłam wannę ciepłą wodą, po czym wlałam ulubiony jaśminowy płyn i zaczęłam najbardziej relaksacyjną czynność na świecie. Od razu umyłam też włosy, by mieć spokój na kolejne dwa dni. Dopiero gdy wycierałam już całe ciało ręcznikiem, coś do mnie dotarło- O cholera- powiedziałam, gdy zorientowałam się, że zostawiłam swój telefon w szafce na hali gimnastycznej. Spojrzałam na zegar 17:48- ty głupia, niemyśląca dziewczyno!- krzyknęłam na siebie, po czym lekko przetarłam ręcznikiem włosy, narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wybiegłam z domu, naciągając na mokrą głowę kaptur. Akurat dzisiaj Lilian zamykała halę o 18:00, rozumiem że czasem też chce mieć wolne, ale dlaczego właśnie dziś! Biegłam ile sił w nogach, mając jednak przed oczami sytuację z przed kilku godzin wybierając drogę przez miasto. Nie zatrzymałam się ani razu, mając w głowie zegar, który odliczał mi sekundy. O ile to w ogóle możliwe, kiedy znalazłam się przy ulicy na której był Exodus przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Słyszałam, że przed barem powstało jakieś zamieszanie, jednak nawet tam nie spojrzałam.
-Ty skurwysynie!- momentalnie się zatrzymałam, wszędzie rozpoznałabym ten głos, w końcu słyszałam go przez całe moje osiemnastoletnie życie. Ze strachem spojrzałam w stronę baru. Gwałtownie wciągnęłam powietrze, Aiden miał rozciętą wargę, podbite oko, a jego pięści wyglądały jakby przez godzinę bez przerwy walił w mur. Spojrzałam, na tego który stał po drugiej stronie. Widziałam go tutaj wcześniej, on w przeciwieństwie do mojego brata był nienaruszony. Tylko zaczerwienione kostki jego pięści pokazywały że się bił. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić, zadzwonić na policję? Nie, wtedy i Aiden będzie miał problemy. Zadrżałam gdy brązowowłosy uderzył Aidena z pięści w twarz.
CZYTASZ
Come If You Dare
WerewolfOpowiadanie w trakcie korekty. Przy poprawionym rozdziale występuje gwiazdka * ,,-Ja cię do tego doprowadziłam?! To ty mnie porwałeś, przetrzymujesz i ciągle ranisz!- krzyknęłam- chcę wrócić do domu! -Nie możesz! Teraz należysz do mnie, a twój dom j...