-To kiedy w końcu nam ją pokażesz? Chyba nie zamierzasz całego życia trzymać jej pod kloszem?
-Keith, przestań. Mówisz mi o tym każdego dnia, zrobię to dopiero gdy sama będzie tego chciała- odpowiedziałem po raz setny słuchając tego samego pytania.
-Jasne- prychnął- a pytałeś w ogóle? Czy tylko tak wywnioskowałeś? Nie znam się na tym, ale słyszałem że związek opiera się na relacji DWÓCH osób- powiedział ironicznie- więc wypadałoby ją też uwzględnić, nie uważasz?
-Możesz przestać się wymądrzać? Zamiast tego mógłbyś zacząć pracować. Im szybciej to skończymy tym szybciej pójdę do Kath, a ty w końcu dostaniesz to czego chcesz.
-W takim tempie, to ty się do czterdziestki nie wyrobisz- warknąłem ostrzegawczo na jego ciętą uwagę- a pamiętaj że ona ma trochę krótszy termin ważności, i nie może czekać aż wielki pan Alfa zdobędzie się na kolejny krok.
-Ty lepiej martw się o siebie. O ile się nie mylę, z naszego rocznika zostałeś jedynym samotnym- zazgrzytał zębami.
-Moja wina że pan idealna fryzura, zawsze zasłania swoim napakowanym cielskiem cały ekran? Perły zawsze najtrudniej znaleźć w oceanie pełnym mułu- zaśmiałem się na jego porównanie.
-Może zamiast wypełniać te papiery, powinieneś zacząć pisać wierszyki dla naszych dzieciaków?-rzuciłem z nad stosu kartek. Dużo bardziej wolałem trenować wilkołaki niż siedzieć za biurkiem, ale ktoś to musi robić. Odkąd Grace wróciła ze studiów w Detroit nie wypuszcza Blake ze swoich pazurów nawet na chwilę, a Keith.. Cóż.. Ze zgrozą patrzyłem jak układa wieżę z kart, i tylko czekałem aż wszystko runie. Tak więc krótko mówiąc, na tego przygłupa nie można było liczyć. Moja frustracja pogłębiała się jeszcze bardziej kiedy myślałem o Kath która jest teraz sama w moim pokoju, a mogłaby być ze mną i nie oszukujmy się, robić dużo ciekawsze rzeczy.
-Dobra widzę że zaraz zwiędniesz, idź do niej, ja dokończę- powiedział pewnie Lightwood, podniosłem jedną brew do góry.
-Ty? Dokończysz? Raczej zbierzesz i rzucisz w kąt, a nam w przyszłym miesiącu odetną prąd, ogrzewanie i wodę. Nie dzięki. Ty myj się jak chcesz, ale ja mam wewnętrzną potrzebę brania prysznica chociaż raz dziennie.
-Wielki i mi czyścioch, lepiej się przyznaj że to Hope przeszkadza smród zmokłego psa, i nie chce przez to cię drapać za uszkiem..aaa- przewidując mój ruch zwinnie uskoczył przed dostaniem porządnego kopa prosto w.... no właśnie. Nie uchronił się jednak przed lecącym w jego stronę zszywaczem który trafił prosto w jego przemądrzałą łepetynę- Boże powiedz mi jak ta dziewczyna z nim wytrzymuje...a nie chwila, jednak cię nie znosi. No to przyjemniej wiadomo czemu- zaśmiał się i odrzucił biurowe narzędzie, które zostawiło na jego czole małe rozcięcie.
-Czy ty naprawdę nie umiesz być choć przez chwilę cicho?
-Oczywiście że tak, jakbyśmy rzucili te głupie papiery w cholerę, przemienili i poszli na małe polowanie, od razu bym się zamknął.
-Nie miałbyś wyjścia- podkreśliłem wiedząc że pod postacią wilka, mówienie jest po prostu fizyczne niemożliwe.
-Czepiasz się. Cisza to cisza- zaśmiałem się przeglądając kolejny dokument. Nagle do pomieszczenia wpadł Eric, czarnowłosy beta który jest jednym z tropicieli stada.
-Coś się stało?- spytałem przeczuwając coś złego.
-Pojawili się na granicy..
-Co?! Przecież od tylu lat był spokój.
-No to najwyraźniej się skończył- warknął Keith, który w jednym momencie spoważniał.
Przyjdź do mnie w tej chwili- usłyszałem w głowie polecenie wydane przez mojego ojca, nie zastanawiając się długo ruszyłem we właściwym kierunku.
CZYTASZ
Come If You Dare
WerewolfOpowiadanie w trakcie korekty. Przy poprawionym rozdziale występuje gwiazdka * ,,-Ja cię do tego doprowadziłam?! To ty mnie porwałeś, przetrzymujesz i ciągle ranisz!- krzyknęłam- chcę wrócić do domu! -Nie możesz! Teraz należysz do mnie, a twój dom j...