-Gdzie wyjście byli!? Powinniśmy wyjechać już dawno temu!- pierwszy raz widziałam, żeby tata był tak zły.
-Musiałem dłużej zostać w szkole, aby pomóc sprzątać- powiedział spokojnie Aiden, po czym spojrzał na mnie- i zadzwoniłem po Katherine, żeby mi pomogła, więc właściwie i tak jesteśmy wcześniej.
-I nie mogłeś odebrać telefonu, żeby mnie o tym poinformować?!
-Rozładowała mi się bateria- tata przerzucił wzrok na mnie.
-Ja zostawiłam swój w szafce na hali, a że pani Lilian zamknęła ją wcześniej, nadal go nie mam.
-W takim razie pojedziesz bez niego, bo wyjeżdżamy natychmiast- jęknęłam w duchu, jedyne o czym teraz marzyłam, to ciepłe łóżko, a nie kilka godzin ciągłej jazdy. W tej kwestii nie miałam jednak nic do gadania, więc po pół godzinie wyjeżdżałam już z Vernon kierując się prosto do Chicago. Tamtego dnia musiałam już być tak zmęczona, że nawet nie pamiętałam twarzy Aidena, która jak na ostro poturbowaną wcale nie wyglądała.
***
Dokładnie wiedziałem dokąd pojechali i kiedy. Jeśli wybrałbym motor, mógłbym ich nawet dogonić zanim wyjechaliby z lasu. W momencie kiedy chwytałem za kask, ktoś położył rękę na moim przedramieniu. Blake.
-Hunter, miałeś iść do Alfy i Luny- przekląłem pod nosem, ale posłusznie cofnąłem rękę i ruszyłem w kierunku drzwi. Tych poleceń nie mogłem zignorować, zresztą nikt nie mógł, jeśli Alfa coś do ciebie mówi, nieważne czy jesteś jego rodziną czy przyjacielem, musisz być całkowicie uległy, jeśli jednak w jakiś sposób i tak się z tym nie zgadzasz, zostajesz Omegą. Samotnym wilkiem, który nie podlega nikomu i niczemu, jednak jest też dużo słabszy i narażony na ataki ze strony innych zmiennych, ze względu na brak swojego terytorium, swojego miejsca na tym świecie. Zapukałem do drzwi, a te natychmiast się otworzyły ukazując moją matkę, najwyraźniej musiała na mnie czekać. Wciągnęła mnie za rękę do środka, po czym przytuliła mocno. Stała tak chwilę, po czym oddaliła się i spojrzała mi głęboko w oczy.
-Hunter czy ona jest..?- nie dałem jej dokończyć.
-Nie- odetchnęła głęboko.
-To dobrze. Posłuchaj, nigdy więcej nie rób takich głupich rzeczy, a już tym bardziej, nie zbliżaj się do tej dziewczyny- nie wiedziałem o co jej chodzi, zdawałem sobie sprawę że nabroiłem, ale chyba nie na tyle, żeby tak reagować.
-Dlaczego? Co jest w niej takiego, że mi zabraniasz, o co chodzi z tą całą rodziną?
-Nie jesteście powiązani, więc to nie ma znaczenia. Słuchaj matki- odezwał się mój ojciec, siedzący w fotelu.
-Właśnie że ma, wkrótce mam przejąć twoją pozycję, więc muszę wiedzieć na co uważać i jak się z nimi obchodzić- westchnął ciężko.
-Udajesz potulną owieczkę, a tak naprawdę wilka masz za skórą- zaśmiał się mój ojciec- masz rację, powinieneś wiedzieć.
-Jonathan, nie. Po co mu..
-Marie, już niedługo to on przejmie piecze nad naszym stadem, nie uważasz że teraz to my musimy zapracować na jego zaufanie?- moja matka nie była przekonana, ale też nic nie powiedziała, gdy zaczynał mówić mi w końcu prawdę.
-Jak wiesz razem z twoją matką żyjemy już spory szmat czasu- tak, 267 lat to rzeczywiście ,,spory" kawałek- Elizabeth Hope jest na tym świecie jeszcze dłużej.
-Ile?
-Cóż, przewyższa nas o ponad 150 lat, a to sprawia, że ma za sobą dużo więcej przeżyć i doświadczeń niż my. Po pierwsze, była ściśle powiązana z naszą rodziną.
CZYTASZ
Come If You Dare
WerewolfOpowiadanie w trakcie korekty. Przy poprawionym rozdziale występuje gwiazdka * ,,-Ja cię do tego doprowadziłam?! To ty mnie porwałeś, przetrzymujesz i ciągle ranisz!- krzyknęłam- chcę wrócić do domu! -Nie możesz! Teraz należysz do mnie, a twój dom j...