Rozdział 37 Ostatni

5.8K 283 30
                                    

Nic mi się nie zgadzało. Wszystko było jednym wielkim bałaganem, ale po prostu nie potrafiłam inaczej, nie umiałam po prostu go odepchnąć, więc jak idiotka wtuliłam się w jego klatkę piersiową, oczekując że będzie to trwać wiecznie. Oczywiście wszystko co dobre, musiało się też skończyć. Brązowowłosy delikatnie odsunął mnie od siebie i dotknął dłonią mojego policzka.

-Bardzo boli?- z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, dopiero po chwili przypomniałam sobie o uderzeniu jakim zostałam obdarzona.

-Nie, nie tak bardzo jak twoje kłamstwo- wyszeptałam i poczułam jak spina swoje wszystkie mięśnie. Nie chciałam być niemiła, ale nie umiałam ukryć swoich uczuć, nie przy nim.

-Nie rozmawiajmy o tym tutaj.

-Nie chcę czekać, jaką mam pewność, że ponownie nie znikniesz mi z oczu?- zaskakując sama siebie, położyłam rękę na jego szyi i przyciągnęłam go do siebie patrząc mu prosto w szare, głębokie oczy- kiedy tak niespodziewanie odszedłeś, uświadomiłam sobie jedno, potrzebuję cię. Potrzebuję cię, Hunter i chociaż chciałbym skłamać, nie mogę inaczej.

-To przez więź mate- przeciął tymi słowami powietrze, niczym ostrzem które zraniło również moje serce.

-Być może, ale nic na to nie poradzę, ty także.

-A co jeśli się mylisz?- zmarszczyłam brwi- co jeśli znam sposób na to, byś była wolna? Jeśli wiem jak pokonać wpojenie?

-Gdyby tak było, już dawno byś to zrobił- zaśmiał się ponuro.

-Masz o mnie za dobre mniemanie Kath, prawda się taka, że jestem jebanym egoistą. Byłem ciekawy, chciałem spróbować czegoś z człowiekiem, zabawić się i to zrobiłem.

-Przestań. Kłamiesz.

-Skąd taki pomysł? Czujesz mój puls? Przyśpieszony oddech? Nie, a dlaczego? Bo jesteś człowiekiem Katherine, niczym więcej. Mamy wojnę, nie dam rady jej zwyciężyć, chroniąc również ciebie.

-Nie trzeba mnie chronić!- prychnął.

-Czyżby? Czyli pięć minut temu nie potrzebowałaś pomocy? Mogło cię zabić zwykłe drzewo, a co dopiero prawdziwy przeciwnik- w moich oczach zebrały się łzy, miał rację, ale co mogłam z tym zrobić? Narodzić się na nowo?

-Przepraszam..

-Nie ma za co Katherine. To po prostu twoja natura.

-Kath!- do moich uszu dobiegł radosny krzyk. W następnej sekundzie, Grace już obejmowała mnie mocno ramionami- jak dobrze cię widzieć. Nic ci nie jest?

-Nie- obejrzała mnie od stóp do głów i znów powróciła do załzawionych oczu.

-Coś cię boli?

-Fizycznie czy psychicznie?- spytałam oschle patrząc to na nią, to na Huntera.

-Oh Katherine- jęknęła i znów mnie przytuliła- tak bardzo cię przepraszam, przysięgam to wszystko po to byś była bezpieczna.

-Nie prosiłam o to- zacisnęłam pięści.

-Nie musiałaś, dzieci nie pyta się o zdanie- to co powiedział Hunter, sprawiło że zawrzało we mnie.

-Doprawdy? Jakoś nie przeszkadzało ci to że jestem dzieckiem, kiedy rozrywałeś moją bluzkę na strzępy- ponownie spiął się i odwrócił wzrok.

-Spokojnie, porozmawiamy w domu, jak emocje opadną- powiedziała Grace, zgodziłam się i czekałam aż któreś zrobi pierwszy krok. Wykonał go Hunter i podszedł do mnie, nawet nie patrząc mi w oczy. Widząc jak wyciąga swoje dłonie, odsunęłam się przewidując jego ruch.

Come If You DareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz