Rozdział 46 Zdrajca

5.1K 299 30
                                    

-Hunter? Kim jest Lucas?- nastąpiła chwilowa cisza, po której złapał mnie za dłoń i splótł ją ze swoją.

-Twoim przyjacielem ze szkoły.

-Nie kojarzę go, przeniósł się skądś?

-On..-lekko się zaciął, a dzwoniący telefon tylko go uratował- przepraszam, to ważne. Poczekaj chwilkę- nie miałam nic do gadania, szybko wyszedł zostawiając mnie samą. Nienawidziłam czekać, tym razem też tak było. Wydawało mi się, że minęła już cała wieczność. W którymś momencie nie wytrzymałam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Powoli zsunęłam swoje nogi ze szpitalnego łóżka i chwytając ramę podniosłam się. Ból mięśni lekko mnie przyćmił, ale nie zamierzałam się poddawać. Pokonałam dwa kroki i jak się okazało, to był mój limit. Z głośnym jękiem uderzyłam kolanami w zimną posadzkę. Jak zawsze musiałam postawić na swoim, i jak zawsze źle to się skończyło.

-Katherine!- głos który mnie zawołał nie należał do Huntera, za to bardzo dobrze go znałam.

-Tato? Co ty tu robisz?

-Pytanie raczej brzmi, co ty robisz na ziemi?- pomógł mi wstać i powrócić na łóżko.

-Lubię wyzwania.

-To wiem, masz to po matce.

-Za to po tobie mam, niesamowite bujne włosy- zaśmiałam się i dotknęłam swoich blond kosmyków.

-Czyli to co najlepsze- zawtórował mi- lepiej powiedz jak się czujesz i czy dobrze cię tam traktują.

-Oprócz tego, że czekanie na odzyskanie wzroku strasznie mnie frustruje, to czuję się znakomicie. Rodzina Huntera dobrze mnie traktuje, ale czasami.. mam wrażenie że starają się coś przede mną ukryć.

-Cóż, każda rodzina ma swoje sekrety, być może jak tylko odzyskasz pamięć, wszystko stanie się jasne.

-Właściwie, zaczęłam powoli przypominać sobie, niektóre momenty.

-Naprawdę? To świetnie!

-Tak, tylko jak na razie nic nie rozumiem i czuję coraz większy mętlik w głowie.

-Nie przejmuj się Maleństwo, to minie, musisz tylko poczekać- i tu leżał mój problem, nie chciałam, a raczej nie umiałam zaczekać- a teraz chodź, zabiorę cię do domu.

-Do domu? Naszego?- podekscytowanie, wręcz we mnie zawrzało.

-Szczęśliwa? Dawno cię tam nie było.

-Przeszczęśliwa, ale co z Hunterem? On był tu..

-Dostał ważny telefon z pracy i szybko musiał się tam znaleźć, więc zadzwonił po mnie- zdążył spokojnie zadzwonić do mojego taty, ale mnie już nie raczył poinformować. Znakomicie.

***

-Co jest? Nie za bardzo mam teraz czas- powiedziałem nerwowo, patrząc na drzwi za którymi znajdowała się Kath. Kath która powoli zaczęła sobie wszystko przypominać.

-Zapewniam cię, że zaraz znajdziesz trochę czasu. Levande znów zaatakowało, tym razem naszą posiadłość. Są bliżej niż myśleliśmy- lekko pobladłem.

-Co z Vivienne i Nicole?

-Są bezpieczne, aczkolwiek mała nieźle się wystraszyła.

-Pilnuj ich jak oka w głowie, zaraz tam będę- rozłączyłem się i czym prędzej zadzwoniłem do pana Hope, ktoś musiał zająć się Katherine pod moją nieobecność.

***

Mała dziewczynka wychyliła się zza drzwi, łudząc się że jest całkowicie niewidzialna i sprytna niczym szpieg. Nic jednak nie umyka Keithowi, który stał przy oknie, obserwując w nim jej odbicie i zastanawiając się jak może wyjść ze swojej tragicznej sytuacji. W końcu to Vivienne wykonała pierwszy krok, pukając delikatnie w drewniane drzwi.

Come If You DareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz