Rozdział 12 Ranisz mnie...

8.4K 381 19
                                    

-Katherine, wstawaj- ktoś szturchnął mnie w ramię. Powoli podniosłam powieki, było ciemno, ale już wiedziałam gdzie jesteśmy. 

-Która godzina?- spytałam, przeciągając się na tyle, na ile pozwalały mi pasy w samochodzie. 

-Po dwudziestej- pokiwałam głową, po czym wysiadłam kierując się wprost do naszego domu. Kiedy znalazłam się już w środku pierwsze co zrobiłam to poszłam do łazienki, po tej długiej drzemce nie czułam się zbyt dobrze. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na swoje odbicie, potargane włosy, cienie pod oczami i bledsza niż zazwyczaj cera nie prezentowały się najlepiej. Z grymasem na twarzy wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do kuchni, nalałam sobie szklankę wody i wypiłam duszkiem. Odetchnęłam głęboko, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. 

Od: Dean Arvey

Wracałem do domu i zobaczyłem, jak przejeżdżacie przez bramę naszego osiedla. Możemy teraz się na chwilę spotkać?  

Do: Dean Arvey

Jasne, za 10 minut pod moim domem? 

Od: Dean Arvey 

Ok :) 

Miałam całe 10 minut, żeby doprowadzić się do porządku. Świetnie. Chwyciłam za butelkę i zaczęłam nalewać sobie drugą szklankę, gdy poczułam to okropne uczucie w ustach, nie zwiastujące niczego dobrego. Postawiłam naczynie z hukiem na blacie, przy okazji rozlewając jej zawartość, nie to jednak było teraz ważne. Jak sprinter pobiegłam do łazienki i zawisłam nad białym zlewem. Momentalnie zaczęłam kaszleć i wypluwać krew, która zgromadziła się w moich ustach. Tym razem trwało to znaczenie dłużej, niż dwa dni temu. Po kilku minutach czułam, jakbym miała zaraz wypluć własne płuca. 

-Katherine! Wszystko ok?!- dobijał się Aiden. Cholera, musiał usłyszeć. 

-Tak! Zakrztusiłam się sokiem!- skłamałam gładko, czując że powoli wchodzi mi to w nawyk. 

-Na pewno?- szybko, przemyłam twarz i zaczęłam wycierać zlew. 

-Tak! Już wychodzę!- krzyknęłam, ostatni raz sprawdzając swoje odbicie. Zanim zdążył zapukać jeszcze raz, otworzyłam drzwi- i czego się tak dobijasz? W tym domu są jeszcze dwie łazienki- powiedziałam lekko złośliwie, idąc do przedpokoju. Musiałam ochłonąć, a tym bardziej zniknąć z zasięgu wzroku Aidena, który był tak blisko od przyłapania mnie.  

-Zamierzasz gdzieś wyjść?- spytał, gdy wkładałam moje adidasy. 

-Nie widać? Przez ostatnie trzy dni, nieźle sobie popuściłam, Lilian mnie zabije, jak mnie zobaczy. 

-Nie sądzisz, że jest trochę za późno? 

-Dwudziesta? Proszę cię, wrócę zanim rodzice przyjadą- powiedziałam, chwyciłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. O cholera. Zupełnie zapomniałam o Deanie. Nie mogłam się teraz wycofać i wyjść garażem, już mnie zauważył. Z podniesioną głową, podeszłam do niego. 

-Cześć- rzuciłam neutralnie. 

-Hej, wybacz, pewnie jesteś zmęczona, ale musiałem się czegoś dowiedzieć- mówił na jednym wdechu. 

-Dobrze, Dean spokojnie. Masz rację musimy porozmawiać, ale nie tutaj. Może pójdziemy do parku? 

-W porządku- zanim zdążył jakkolwiek zareagować wyminęłam go i pierwsza ruszyłam we właściwym kierunku. W drodze, panowała między nami niezręczna cisza- Katherine- spojrzałam na niego- to co stało się na festiwalu.. 

-Wiem Dean, oboje wygadywaliśmy głupoty. Nie wiem czy wiesz, ale nigdy wcześniej nie piłam i te pięć piw było dla mnie naprawdę pokaźne- zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę, niestety nie pomogło za dużo. Złapał mnie za łokieć i odwrócił w swoją stronę.  

Come If You DareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz