Rozdział 34 Wieczność

5K 278 8
                                    

 Coś na osłodę :) 

****************

 Jej przyśpieszony oddech, słyszałem go wyraźnie. 

-Słucham?- nie odpowiedziała nawet słowem- halo? 

-To..- serce mi zadrżało, gdy wypowiedziała to jedno słowo, nie potrzebowałem więcej potwierdzeń wiedziałem że to ona. 

-Kath?! To ty?- połączenie zakończyło się, a ja przestałem wstrzymywać powietrze w płucach. Moja mała kruszyna, jest gdzieś tam, sama. Sama, ale bezpieczna. Z nami też byłaby bezpieczna. Warknąłem na mojego wilka, nie chcąc wysłuchiwać jeszcze jego zawodzeń. Nie uciszaj mnie! Dobrze wiesz, tak jak i ja, że miejsce naszej mate jest tutaj! Masz ją odnaleźć, lub zrobię to za ciebie! Ani mi się waż! Najpierw przywrócimy pokój między nami, a Levande, później Katherine będzie tylko nasza. Doprawdy? Nie myślisz że będzie za późno? Po za tym jesteś zwykłym tchórzem, nawet jeśli sprowadzisz ją z powrotem, nie będziesz miał odwagi żeby ją przemienić, a wtedy znów pojawi się niebezpieczeństwo, i co zrobisz? Ponownie ją odtrącisz? Udasz że nie żyjesz? Czy zranisz na tyle aby sama odeszła? Nie chciałem tego robić. Ale zrobiłeś.  

*** 

-Ty.. jesteś..- widziałam że Lucas nie mógł znaleźć odpowiednich słów- ale jak?- sama byłam zszokowana nieco innym faktem. 

-Ty też- powiedziałam nawiązując do jego życia związanego z istotami nadprzyrodzonymi. 

-Kurwa.. To dlatego tak bardzo mnie do ciebie ciągnęło! Jesteś pieprzoną Luną, ale jak? Jako człowiek?- nie zwracając uwagi na jego ostatnie słowa zawrzało we mnie. 

-Więc dlatego się ze mną zaprzyjaźniłeś? Przez cholerny znak Luny?! Bo pachniałam jakimś uzależniającym gównem?! Właściwie jest to nawet logiczne, wy i ten wasz głupi świat wilków, wróżek, wampirów i cholera wie czego jeszcze!- byłam zła, chociaż to raczej mało powiedziane, byłam wściekła. 

-Charity uspokój się, uwierz mi, sam też jestem w niezłej dupie. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę kim jesteś? Nie powinno cię tu nawet być! To nasz teren!  

-Nasz? Czyli Corwin, Avril.. 

-Tak- złapałam się rękoma za głowę i potargałam swoje blond włosy. 

-To jakaś paranoja, z jednego bagna wpadłam w drugie- powiedziałam, a mój ton powoli zamieniał się w płaczliwy. 

-Czy ty uciekłaś?- spojrzałam na niego gwałtownie- Charity, musisz mi powiedzieć prawdę, czy ty opuściłaś swoje stado? I czy ktoś cię zmusił do zostania Luną?

-To nieważne- do pomieszczenia wszedł Jason, a za jego plecami zobaczyłam pozostałą trójkę- musimy oddać ją do jej stada. 

-Jason! Przestań, ona sama jest roztrzęsiona. 

-Mam to w dupie Avril! Wiesz co nam grozi za przetrzymywanie jej na naszym terenie. Ona jest Luną do cholery, co gorsza być może także uciekinierką- spojrzał na mnie nieprzyjemnie- czy ty wiesz na co narażasz swoje stado dziewczyno!? 

-Nasze także- dodała Sharon. 

-Shar!- krzyknęła oburzona Avril- spójrz na nią! Myślisz że dałaby radę sama uciec i zdradzić swoje stado!? Dlaczego od razu zakładacie najgorsze? 

-Avril, proszę cię, uspokój się skarbie- Corwin położył swoje dłonie na jej ramionach, chcąc ją uspokoić. 

-Nie dotykaj mnie! Dobrze wiem że myślisz tak samo jak oni!- od tego wszystkiego zrobiło mi się duszno, a głowa zaczęła strasznie boleć. 

Come If You DareOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz