1: Meet Abigail.

27.7K 508 12
                                    

Abigail miotała się po swojej sypialni, wiedząc, że jeśli zabawi tutaj jeszcze pięć minut, to najprawdopodobniej będzie musiała szukać sobie innej pracy. Chwilę wcześniej właściwie na oślep przebrała się w roboczy strój, na który składały się biała koszula z kołnierzykiem i czarne, krótkie spodenki. Dwa razy zaklęła głośno, o mały włos nie uderzając głową o umywalkę w niewielkiej łazience, gnana jękami młodszej siostry, dochodzącymi zza drzwi. Jakby to wszystko działo się pierwszy raz.

Bezładnie wrzucała najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, starając się nie zwracać uwagi na rozbawione spojrzenie swojego przyjaciela. Liam był - oczywiście - na wygranej pozycji, ponieważ to Abby musiała biec na złamanie karku do baru, jak tylko uporała się z bandą młodszego rodzeństwa, podczas gdy on najspokojniej w świecie półleżał na jej łóżku i przyglądała się temu wszystkiemu. Oczywiście, musiała mu oddać sprawiedliwość - jakimś cudem zagonił trójkę dzieciaków do stołu i za pomocą - a to było jedyne logiczne wytłumaczenie - magicznych sztuczek zmusił je do jedzenia.

Jak tylko zapukał do drzwi frontowych rodzinnego domu Evansów i zobaczył rozczochraną Abigail z obłędem w oczach wiedział, że pomoc potrzebna jest od zaraz. Bez zbędnych słów zajął się dziećmi i pozwolił przyjaciółce na spokojnie zabrać się za przygotowywanie obiadu. Zdawał sobie sprawę, że w jej pracy spóźnienia są niewybaczalne - podczas wakacji wielokrotnie odprowadzał ją na nocne zmiany, nie chcąc, aby sama włóczyła się po mieście.

- Spokojnie, zdążymy. - powiedział, obserwując, jak dziewczyna o mały włos nie upuszcza telefonu komórkowego, po czym ze złością wpycha go do torby. Swoją drogą, niby taka mała rzecz, a pomieściła chyba już połowę jej domu... - Masz jeszcze dwadzieścia minut, a idziemy tam może z siedem.

- No właśnie, dwadzieścia! - zawołała brunetka, unosząc obie ręce w górę, przez co torba, którą trzymała w ręku, pacnęła ją w głowę. Liam za wszelką cenę starał się zdusić wybuch śmiechu, ale zmarszczone brwi Abby świadczyły o tym, że chyba nie najlepiej mu to wychodzi. - Zostaje trzynaście, podczas których muszę się ogarnąć i stanąć za barem. Nadal jest tak różowo, huh?

- Czemu właściwie jesteś taka zestresowana? - zapytał Liam, siadając na łóżku i patrząc na nią odrobinę poważniej. - To znaczy... nie twierdzę, że normalnie się nie ciskasz, kiedy masz niedoczas, ale jednak te trzynaście minut cię tak nie przeraża.

Abigail westchnęła, starając się włożyć czarne balerinki i przy tym nie wywrócić. Payne wobec tego podniósł się i podszedł do niej, po czym pozwolił, aby położyła swoją dłoń na jego ramieniu, przenosząc tym samym ciężar swojego ciała. Dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością i odparła:

- Szef mówił, że dzisiaj jest jakaś specjalna impreza... Grupka podobno mała, ale oferowali mu niezłą sumę za możliwość zamknięcia baru. Ten, kto to organizuje, musi być strasznie nadziany, a George przecież nigdy nie przepuściłby takiej okazji. - skrzywiła się lekko, myśląc o swoim przełożonym.

Musiała przyznać, że właściciel baru nigdy nie zalegał z pensją, zawsze płacił ustaloną sumę, a czasami nawet odpalał dodatkową kasę za efektywność. Mimo wszystko... Abby nie podobało się to, że dla większej ilości pieniędzy potrafił pozwolić, aby niektórzy klienci pozwalali sobie na zbyt wiele wobec barmanek. I barmanów. A ochronę wzywał tylko wtedy, gdy jego pracownicy zwyczajnie nie mogli sobie z nim poradzić.

Mimo wszystko jednak musiała mieć tę robotę. I dlatego za wszelką cenę nie mogła się spóźnić.

- Wiesz, są też dobre strony, nie? - powiedział Liam, przepuszczając przyjaciółkę w drzwiach. - Co jak co, ale George zawsze odpali wam coś ekstra. Może i tym razem?

prohibited | l.t.Where stories live. Discover now