W pierwszej chwili serce Abigail zamarło. Zbyt skoncentrowana na ramionach Louisa, oplatających jej ciało i ustach, szepczących uspokajające słowa i całujących ją zachłannie, nie rozpoznała głosu najlepszego przyjaciela. Dopiero, gdy Tomlinson głośno wciągnął powietrze i odsunął się, tak, aby mogła zobaczyć postać za jego plecami, dostrzegła chmurne spojrzenie brązowych oczu i dłonie nerwowo wciśnięte w kieszenie. Dłonie zaciśnięte w pięści.
Z jednej strony poczuła obezwładniającą ulgę, ponieważ spotkanie Liama było najmniejszym złem. On przynajmniej już wcześniej orientował się w sytuacji i mogła mu stuprocentowo zaufać. Z drugiej jednak – świadomość, że zobaczył ich w tak intymnej sytuacji, z tak bliska sprawiła, że jej policzki oblał ciemny rumieniec, a ona sama wbiła spojrzenie w czubki swoich sandałków.
Louis najwyraźniej nie czuł wstydu, a uczucie zupełnie odwrotne – złość i irytację. Wyłamując palce, Abigail usłyszała jego głos, ociekający ironią i zniecierpliwieniem:
- Niestety, nie za bardzo ci to wyszło. Przeszkadzasz.
Evans podniosła wzrok, zerkając najpierw na Louisa, a dopiero później posyłając w stronę najlepszego przyjaciela błagalne spojrzenie. Liam zdawał się jednak tego nie dostrzec, zajęty cichą walką na spojrzenia z własnym nauczycielem. Boże, to nawet brzmiało żałośnie, więc jak musiało wyglądać?
Rysy twarzy Tomlinsona stężały, zlewając się w kamienną maskę. Nie mogła odgadnąć absolutnie żadnych uczuć, które mogły nim targać. Jego dłoń już dawno zniknęła z pleców Abigail, ale nadal stał wystarczająco blisko, aby mogła go dotknąć. Nie zrobiła tego jednak, zbyt onieśmielona obecnością Payne’a.
Ten natomiast, w odpowiedzi na cierpkie słowa nauczyciela, prychnął ironicznie. Pierwszy raz widziała go takiego. Otwarcie pokazującego swoją niechęć do drugiej osoby, niechęć graniczącą z agresją. Wiedziała, że jedynym powodem, który hamuje go od wszczęcia bójki, jest właśnie ona.
- Cóż, przepraszam w takim razie, że przerwałem wam ten uroczy moment – praktycznie wycedził Liam, celowo podkreślając dwa ostatnie słowa. Uświadamiając jednocześnie Tomlinsonowi, jak bardzo jego wściekłość była nie na miejscu – ale myślę, że lepiej, że to ja wam przerwałem, niż… no nie wiem… pani Edwards, która zaraz wyjdzie pana szukać?
Pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu to on przekonywał Abigail do Louisa, twierdząc, że jest porządnym gościem. Teraz, obserwując całą scenę z boku, miała wrażenie, że wszystkie cieplejsze uczucia i sympatia znikły, zastąpione czystą złością i prawie, że nienawiścią.
Tomlinson wyprostował się odruchowo, rzucając szybkie spojrzenie ponad ramieniem Liama, w głąb ulicy. Obydwoje zauważyli błysk strachu w jego oczach, a Payne postanowił to wykorzystać. Uśmiechając się ponuro, pozwolił, aby jego ramiona opadły, a usta opuściło stwierdzenie:
- No właśnie. Zakładam, że nie pomyśleliście o tym, że ktoś może was zobaczyć, prawda?
- Ja… - Tomlinson zająknął się, zmęczony udawaniem obojętnego. Nigdy taki nie był. Wyjął dłonie z kieszeni i zacisnął je w pięści, po obu stronach swojego ciała, sfrustrowany. – Abigail wybiegła, nie chciałem, żeby…
- Też tam byłem, panie T. – przerwał mu Liam, jakby zmęczony słuchaniem kiepskich wymówek. Cały czas przy tym konsekwentnie unikał spojrzenia Evans, nie będąc w stanie skonfrontować się z nią akurat w tym momencie. – Widziałem, dlaczego wybiega.
- Myślę, że to zdecydowanie nie jest twoją sprawą… - zaczął Louis, zwężając oczy w wąskie szparki i robiąc krok w stronę bruneta. Jego ręce drżały i Abigail miała wrażenie, że za chwilę uniesie dłonie, aby chwycić Liama za koszulę i częściowo odciąć mu dopływ powietrza.