14: Freaking Out.

7.4K 322 15
                                    

     Muzyka dudniła Abigail w uszach, kiedy przygotowywała kolejne drinki dla wyraźnie rozweselonej grupy studentów w rogu. Nie wiedzieć czemu, przypominali jej inną, tę, która zawitała tutaj pod koniec wakacji. Tym razem jednak nie było pomiędzy nimi bardzo pijanego chłopaka o bardzo niebieskich oczach i bardzo plączącym się języku. Tych znała zaledwie z widzenia – byli na ostatnim roku, kiedy przyszła do liceum. A teraz to ona zajęła ich miejsce, z coraz większym strachem myśląc o zbliżających się egzaminach końcowych.

      To nie tak, że kompletnie olewała naukę, wręcz przeciwnie – siedziała w książkach w każdej wolnej chwili i również przez to zarywała wiele nocy. Wiedziała, że w przeciwnym razie nie dałaby rady zdać matury nawet w pięćdziesięciu procentach, a bardzo zależało jej na dobrych wynikach. Chciała zająć się pisaniem, dlatego planowała zdawać na dziennikarstwo. Poza tym… była całkiem dobra z angielskiego i akurat nauka tego przedmiotu przychodziła jej z przyjemnością.

No i Louis uważa, że jestem utalentowana, a to chyba coś znaczy prawda? – w głowie dziewczyny po raz kolejny pojawiło się to imię. Ostatnio łapała się coraz częściej na myśleniu o nauczycielu, co coraz bardziej ją frustrowało, ponieważ taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Cholernie chciała wrócić do darzenia go niechęcią i trzymania dystansu, ale… miała z tym trudności dokładnie od dnia, w którym zatrzymał ją w samochodzie, łapiąc za rękę.

A może było to wtedy, gdy spotkali się na parkingu? Sama już nie wiedziała. Jednego tylko była pewna – kierunek, w którym zmierzała był zły. Bardzo, bardzo zły. Jakimś cudem nie potrafiła jednak zawrócić i wybrać właściwej drogi.

     Niall od jakichś piętnastu minut biegał po sali, przyjmując zamówienia napływających klientów i wycierając stoliki, Abigail natomiast stała za barem, przygotowując drinki. Musiała odwrócić się na chwilę, aby sięgnąć po butelkę czerwonego wina i pokroić kilka cytryn. Była pewna, że póki co miejsca za barem są jeszcze puste, dlatego nikt nie wymaga od niej pośpiechu. Słysząc ulubioną piosenkę, uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła cicho nucić, wiedząc, że i tak jej głos nie przebije się ponad ścianę dźwięku.

     Twarz dziewczyny zamieniła się jednak w zaskoczoną maskę, gdy odwróciła się i zobaczyła, kto siedzi za barem. Uśmiech zniknął z jej warg, zastąpiony opadniętą szczęką, a oczy urosły do rozmiarów talerzyków deserowych, kiedy wpatrywała się w twarz nowo przybyłego gościa. Oczywiście, nigdy nie wykluczała, że kiedykolwiek jeszcze go spotka. Wręcz przeciwnie,Smoothy było bardzo popularnym miejscem i istniała jedna szansa na sto, że z niektórymi osobami nigdy ponownie się nie zetknie. Miała jednak dziwną nadzieję, że akurat z kilkoma z nich dopisze jej szczęście i nie będzie narażona na zdemaskowanie.

     Najwyraźniej los nie był dla niej tak łaskawy, jak sądziła. Nic nowego, prawda?

     Na wysokim stołku barowym siedział szczupły brunet o śniadej skórze i pięknej twarzy o brązowych oczach i wysokich kościach policzkowych. Pamiętała go, pamiętała bardzo dobrze. To on ściągał Louisa ze stołu, kiedy ten nie był już w stanie kontrolować swojego zachowania. I to on uśmiechnął się do niej przepraszająco w progu. Nigdy wcześniej i nigdy później nie spotkała jeszcze jednej, tak podobnej osoby. Nie mogła się mylić.

     Co było najgorsze? Mina mężczyzny wyraźnie wskazywała, że również ją pamięta. I że nie przyszedł tutaj po to, aby miło spędzić czas.

- Abigail, prawda? – zapytał, postukując szczupłymi palcami o bar, kiedy Evans nerwowym gestem przesunęła dłonią po włosach. – Wiesz, mnie też ta zbieżność imion wydawała się przypadkowa. Nie sądziłem, że Louis może mieć aż takiego… farta.

prohibited | l.t.Where stories live. Discover now