Louis był wypompowany. Mniej więcej po drugiej lekcji zaczął marzyć o powrocie do domu, wypiciu piwa i rozłożenia się przed telewizorem. To nie tak, że dzieciaki były złe, jasne, że nie. W sumie zareagowały na nowego – i na dodatek młodego nauczyciela – bardzo pozytywnie. Wykazali chęć do współpracy… oprócz jednej dziewczyny. Abigail? Chyba tak miała na imię.
Teraz, kiedy znalazł się w końcu w domu i z westchnieniem ulgi rzucił w kąt torbę i skopane z nóg buty, mógł w spokoju zastanowić się nad całym dniem. Nie wyłączając przy tym dziwnego zachowania jednej z jego nowych uczennic. Był jeszcze w stanie zrozumieć przysypianie na lekcji, w końcu sam robił to w liceum nie raz, a poza tym – nie wszyscy przestawiali się tak szybko na tryb wczesnego wstawania. Jednak jej zachowanie, kiedy zatrzymał ją na dosłownie pięć sekund po zajęciach… Sposób, w jaki zareagowała na jego słowa, – które przecież nie były ani niegrzeczne, ani zarozumiałe, sam tego nienawidził u nauczycieli – i oczywista ironia, z jaką wymówiła zwrot panie profesorze wywołały u szatyna dziwne wrażenie. Wrażenie, że ta dziewczyna go po prostu nie cierpi.
A tego już kompletnie nie potrafił zrozumieć. Przecież się nie znali, ba – nie mógł skojarzyć, aby kiedykolwiek wcześniej miał przyjemność ją spotkać. Poza tym… wstyd się przyznać, ale przeszkadzało mu, gdy ktoś go nie lubił. W liceum był jednym z tych dzieciaków, które mimo dziwnych akcji i nie zawsze wysokich wyników w nauce, potrafiły zjednać sobie serca uczniów i rówieśników urokiem osobistym. A kiedy ktoś, tak jak ta cała Evans, skreślał go na wstępie, bez konkretnych powodów… Czuł potrzebę udowodnienia, że się myli.
Cholernie dziecinne zachowanie, ale nic nie mógł na to poradzić, po prostu.
- Jak tam, panie profesorze? – Louis nie miał pojęcia, kiedy Zayn wszedł do domu. Odczuł natomiast mały wstrząs, kiedy Malik rzucił się na kanapę obok niego, wzdychając głośno. – Boże, co za dzień. Czasami żałuję, że wziąłem tę robotę. Być miłym przez osiem godzin to katorga dla psycholi.
- Czyli coś dla ciebie. – wymamrotał sennym głosem Tomlinson, nawet nie otwierając oczu. Szczerze mówiąc, zapomniał nawet o piwie. Jedyne, czego pragnął, to sen, bo najwidoczniej skutki niedawnej imprezy jeszcze dawały o sobie znać. – I jeśli chcesz, to zacznij pracować w szkole. Wtedy zrozumiesz, co to znaczy katorga.
- Aż tak źle? – Zayn spojrzał na niego z udawanym przerażeniem, szeroko otwierając oczy. – Włożyli ci na głowę kubeł ze śmieciami? Przykleili do krzesła? Mów, jestem cholernie ciekawy.
- Nie, byli naprawdę w porządku. – może jeśli zacznie ignorować jego zagrywki, to sam się w końcu zorientuje, że to nie czas na żarty. Przynajmniej nie dzisiaj. – Chcieli współpracować, ale to chyba dlatego, że są zdesperowani przez stężenie starych ludzi w tej szkole. Mam tam trochę punków, trochę aspirujących raperów i trochę różowych lali. No i metale też są, oni zawsze się znajdą. Ale poza tym… jest naprawdę okay.
- Skoro nie miałeś z nimi problemu – Zayn w końcu spoważniał, a Lou otworzył oczy i obrócił głowę w stronę przyjaciela, cały czas trzymając ją na oparciu kanapy – to dlaczego mam wrażenie, że czymś się przejmujesz?
- Po prostu… Jezu – Tomlinson prychnął ze złością, prostując się i przecierając dłonią oczy w poirytowanym geście – dzisiaj zwróciłem uwagę jednej dziewczynie, która przysypiała na lekcji… i zatrzymałem ją na chwilę po zajęciach. A ona… sam nie wiem, czemu, ale zachowywała się tak, jakby mnie nienawidziła. Dosłownie.
- No wiesz, przerwałeś jej drzemkę – stwierdził Malik z iskierkami rozbawienia w brązowych tęczówkach. – Sam przecież tego nienawidziłeś, nie? Pamiętam, jak dziś. Zasypiałeś dosłownie na każdej lekcji, która nie zaczynałaby się przed jedenastą.