19: Maybe it's a bit too much?

8.3K 373 50
                                    

Louis cicho zamknął za sobą drzwi, nie chcąc budzić Zayna, który najprawdopodobniej spał. Nic dziwnego – zbliżała się trzecia w nocy, o tej porze robił to każdy normalny człowiek. Z tym, że szatyn zdecydowanie nie zaliczał siebie do tej kategorii. Nie teraz, kiedy gonitwa myśli zapędziła go na sam skraj obłędu. Nie wiedział, której czepić się jako pierwszej, nie wiedział, co powinien ogarnąć najpierw. Być może był pewien tylko jednego – wydarzenia dzisiejszego wieczoru zmieniły wszystko. Relację z Abigail – i tak do tej pory trudną, ale na zupełnie innym poziomie, przynajmniej z jego strony – w szczególności.

Okay, gówno prawda. Nie powinien był okłamywać samego siebie, przynajmniej w myślach. To, co działo się między nimi, nigdy nie można było z łatwością podpiąć pod poprawne stosunki nauczyciela i uczennicy. Nie, gdy Abigail znała go od zupełnie innej strony. I nie, gdy Louis zaczął czuć tak nieodpartą potrzebę wsiąknięcia w jej życie. Właściwie za wszelką cenę.

Nie miał pojęcia, kiedy właściwie przekroczył niepisaną granicę. Zupełnie tak, jakby stało się to wbrew jego woli i poza świadomością.

Westchnął głęboko i powoli zsunął się po drzwiach frontowych, ostatecznie siadając na podłodze. Uniósł obie dłonie i wplątał je we włosy, chowając głowę w podciągniętych kolanach. Próbował zatrzymać potok wspomnień z dzisiejszego wieczoru, które zalewały jego umysł i nie pozwalały spokojnie odetchnąć. Zastanawiał się, ile z tego, co powiedziała Abigail było prawdą, a ile – zwykłą kalkulacją, obliczoną jedynie na zranienie go. Nikomu by się do tego nie przyznał, bo przecież to chore, prawda? Nauczyciel, który przejmuje się słowami zbuntowanej uczennicy. Śmieszne. Żałosne.

Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam.

- Pojechałeś do niej, prawda?

Louis drgnął, słysząc zaskakująco przytomny głos swojego przyjaciela. Uniósł wzrok, napotykając jego poważne i zatroskane spojrzenie. Zayn ubrany był w dresowe spodnie, w których zazwyczaj spał, ale jego twarz wyraźnie wskazywała na to, że nie zmrużył oka nawet na chwilę. Stał w wejściu do swojej sypialni, oparty o framugę i przyglądał się Tomlinsonowi, podczas gdy on sam czuł się jeszcze bardziej mały i żałosny niż zwykle.

- Tak. – Odezwał się Louis, po czym odchrząknął cicho. Nie sądził, że jego głos może być tak zachrypnięty i chropowaty, a jednak.

Malik bez słowa odepchnął się barkiem od futryny i podszedł do współlokatora. Kiedy znalazł się tuż przy nim, wyciągnął rękę, a Louis chwycił ją, dźwigając się z miejsca. Zaraz po tym, nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony szatyna, odwrócił się i skierował swoje kroki do kuchni. Tomlinson w tym czasie ciężkim gestem zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę, nie przejmując się nawet tym, gdzie upadnie.

Szczęk szkła dochodzący z kuchni kazał Louisowi domyślić się, że jego przyjaciel w lot pojął, czego mu teraz najbardziej potrzeba. Tak, zdecydowanie miał wielką ochotę upić się i zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin. Nie przywoływać co minutę wściekłej twarzy Abigail, kiedy w dobitnych słowach dawała mu do zrozumienia, aby się odpieprzył. I nie zastanawiać się nad tym, jak właściwie, do kurwy nędzy, będą dalej wspólnie funkcjonować w jednej szkole.

Usiadł na kanapie w salonie, opierając ręce na kolanach i chowając twarz w dłoniach. Część adrenaliny, która płynęła w jego żyłach podczas pokonywania drogi do baru i rozmowach z Abigail już zniknęła, pozostawiając wyłącznie dziwną ciężkość i senność. Wiedział, że mimo tego i tak nie zaśnie. Wolał więc po prostu stracić przytomność w chwili, gdy przekroczy granicę tolerancji alkoholu. Pragnął tego jak jeszcze nigdy w życiu.

prohibited | l.t.Where stories live. Discover now