W sobotę, dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej trzydzieści, bębenki Louisa Tomlinsona były konsekwentnie rozrywane przez dudniące basy. Zayn i Perrie starali się robić wszystko, aby nie czuł się jak piąte koło u wozu, ale ich starania częściowo szły na marne. Widział, jak z trudem hamują się od rzucenia na siebie, a przynajmniej – chociażby chwycenia za dłonie, co byłoby naprawdę dobrym rozwinięciem obiecującej znajomości.
Pół godziny wcześniej podjechali pod kamienicę, w której mieszkała Edwards i odebrali ją, wystrojoną w stylu hippisowskim – w długą, wzorzystą sukienkę, sznury koralików i skórzaną kurtkę, stanowiącą wątpliwe ocieplenie do czego szatyn zdążył się już przyzwyczaić. Natomiast z rozbawieniem obserwował, jak Malik ledwo powstrzymuje się od zerkania na nią co jakiś czas. Po raz pierwszy jego oczy wyglądały tak, jakby wypalił co najmniej trzy skręty – bez napoczęcia chociażby jednego.
Louis zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie wygląda identycznie, gdy w pobliżu jest Abigail, ale nie czuł się tym specjalnie zażenowany. Jeśli nie potrafił temu zapobiec – po co w ogóle sobie cokolwiek wyrzucać?
Zwłaszcza, że wszystko zostało już powiedziane.
Nie rozumiał do końca, dlaczego, ale tego dnia wyszykował się wyjątkowo starannie. To znaczy - Nie rozumiał do końca, dlaczego, ale tego dnia wyszykował się wyjątkowo starannie. To znaczy – bardziej, niż zwykle. Przez godzinę stał przed szafą, z cierpiętniczą miną przesuwając wzrokiem po T-shirtach, koszulach, swetrach i niezliczonej ilości par wąskich spodni. W końcu wybrał czarne dżinsy, luźną, szarą koszulkę z dość dużym dekoltem i sportową marynarkę. Od pewnego czasu lubił eksponować swój tatuaż, znajdujący się tuż pod obojczykami. Włosy pozostawił w nieładzie po tym, jak Zayn stwierdził, że wygląda jak prawdziwy, rasowy dupek. W ich języku był to komplement.
Zastanawiające, skoro i tak nie miał zamiaru nikogo dzisiaj wyrwać.
Oczywiście, czuł na sobie kilka zaciekawionych spojrzeń już od momentu pojawienia się w klubie. Kilka obserwatorek zdążył już namierzyć, żadna jednak nie wydawała się dość interesująca. Dziwne. Kiedyś nie miał takich problemów, często wręcz zdarzały się wieczory, kiedy jego gustu zdecydowanie nie można było nazwać wybrednym.
I, Boże, naprawdę starał się nie porównywać żadnej z nich do Abigail. Serio. Nie zastanawiał się przecież, gdzie jest, co robi i czy przypadkiem jakiś skurwysyn nie próbuje jej obmacywać. Oczywiście, że nie. Właśnie dlatego wypił w domu dwa szybkie shoty. Przecież w ogóle nie musiał się rozluźniać.
No i wcale nie warknął na Malika, gdy ten posłał mu na wpół zdegustowane i na wpół rozbawione spojrzenie, jakby domyślał się przyczyny tej rozgrzewki. Nigdy w życiu.
- Chryste, rozluźnij się – jak na zawołanie usłyszał tuż przy swoim uchu głos najlepszego przyjaciela. Zayn najwyraźniej skorzystał z okazji, że Perrie podeszła do baru, aby przywitać się z bliską znajomą i przy okazji – zamówić drinki i teraz próbował go podnieść na duchu. – Wyglądasz jak typowy nauczyciel na dyżurze. Mało brakuje, żebyś zaczął wyciągać stąd ludzi za uszy.
- Aż tak źle? – jęknął Louis, prostując się i biorąc głęboki oddech. – Dobra, postaram się.
- No – Malik klepnął go w ramię, po czym wyprzedził go lekko, dostrzegając wolną sofę niedaleko parkietu. – Chcę zobaczyć starego Louisa, a nie jakiegoś spiętego dziadka.
- Pieprz się – mruknął Tomlinson, bez protestu podążając za przyjacielem.
Tak szybko, jak zajęli miejsce i dołączyła do nich Perrie, radosnym głosem ogłaszając, że drinki zaraz się pojawią i może w tym czasie poszliby zatańczyć – akurat ta sugestia była wyraźnie skierowana do Zayna – Louis zorientował się, że ten wieczór nie będzie należał do najłatwiejszych.