(One Republic - Say (All I Need)) - tak, mam na nich fazę :D
Wnętrze baru powoli pustoszało, a jego ostatni klienci konsekwentnie wytaczali się na zewnątrz – samodzielnie bądź asekurowani przez trzeźwiejszych przyjaciół. Abigail zerknęła na duży ścienny zegar, widoczny z zaplecza – dochodziła pierwsza trzydzieści. Westchnęła cicho i wróciła wzrokiem do zwitków banknotu, które przez cały wieczór zasilały kasę pubu. Ten dzień nie należał do najbardziej udanych, ale nie można było się dziwić – w środku tygodnia raczej niewiele osób miało ochotę na popijawy, mając przed sobą perspektywę wczesnego wstawania następnego ranka. Nie licząc alkoholików i bezrobotnych – właściwie stałych bywalców tego miejsca.
Oczywiście, że wróciła do pracy. Jak mogłaby tego nie zrobić? Liam wyglądał, jakby miał pęknąć z gniewu, gdy obserwował jej przygotowania do wyjścia w poniedziałkowy wieczór. Jednak w gruncie rzeczy niewiele mógł zdziałać. Evans wiedziała, że się martwi – sama również przepłakała całą noc po niedzielnym zajściu i jeszcze kawałek następnego dnia – również w szkole. Później jednak… nie miała pojęcia dlaczego, ale stał się spokojniejszy. We wtorkowy wieczór, gdy zadzwoniła do niego z propozycją spotkania usłyszała, że dzisiaj nie da rady, ponieważ ma coś ważnego do załatwienia. Spławił ją szybko, a jedyne, co zdołała usłyszeć przed rozłączeniem się, to mamrotanie drugiego męskiego głosu. Mogłaby przysiąc, że skądś go kojarzy, ale miała za mało czasu, aby zorientować się, do kogo należy.
Dzisiejszego dnia Liam w ogóle nie wspominał o jej wyjściu do pracy. Zaproponował nawet z zadowoloną miną, że ją odprowadzi, na co przystała bardzo szybko. Nie mogła powiedzieć, że nie czuje strachu – Clark nie pojawił się w poniedziałek w barze, co wcale nie znaczyło, że nie zrobi tego dzisiaj. Na każde skrzypnięcie drzwi, przebijające się ponad muzykę reagowała drgnięciem i spłoszonym zerknięciem w stronę wejścia. Odrobinę otuchy dodawał jej Niall, którego widziała pierwszy raz od niedzielnego zajścia – w poniedziałek odbywała zmianę z nową barmanką, dlatego nie mieli za bardzo okazji się ze sobą skontaktować. To jednak wcale nie oznaczało, że czuła się całkowicie bezpiecznie i dlatego przez cały wieczór kręciła się jedynie w obrębie sali, starannie unikając ciemnego korytarza.
- Prawie fajrant – powiedział Niall, który nieoczekiwanie pojawił się obok niej. Zerknął na zawartość kasy i skrzywił się lekko. – Kiepski utarg, no nie?
- Jak w każdą środę – stwierdziła obojętnie Abigail, zatrzaskując szufladkę i zwracając się w kierunku blondyna. Zauważyła, że Horan jest bledszy, niż zwykle, a oczy ma bardzo przekrwione, jakby nie zamykał ich od kilku dni. – Spałeś w ogóle ostatnio?
- Żartujesz? – westchnął Niall, przeciągając dłonią po zmęczonej twarzy. – Myślałem, że po wrześniowych zaliczeniach dadzą nam trochę spokoju, ale coś ty. Kuję jak głupi od kilku dni i póki co nie widzę żadnych efektów.
- Może powinieneś wziąć sobie urlop? – podsunęła Abigail zmartwionym głosem. – W przeciwnym razie długo tak nie pociągniesz.
- Dam sobie radę – zbył ją Niall z lekkim uśmieszkiem na ustach. Który zresztą znikł tak szybko, jak się pojawił, gdy lekko zmarszczył brwi i przypatrzył się jej czujnie. – Za to ty… Trzymasz się jakoś?
Evans odwróciła wzrok, zabierając się za czyszczenie najbliższego kufla. Obawiała się tej rozmowy i konsekwentnie od niej uciekała. Nie chciała być traktowana jak ofiara, nie chciała, aby ktokolwiek się nad nią litował. Wystarczyło jej upokorzenie, które czuła, gdy wszyscy zbiegli się, zaintrygowani niecodzienną sceną, a ona nie miała siły na nic innego oprócz siedzenia na zimnej posadzce i przyjmowania uspokajających gestów Danielle i Liama.