20: Don't be jealous, Abigail.

7.4K 378 48
                                    

Myślała, że może po tych kilku dniach – w które wliczał się również długi weekend – ponowne ujrzenie go nie wywoła w niej takich emocji. Przez ten czas zdołała uporządkować sobie w głowie pewne sprawy. Louis to tylko nauczyciel, fakt, że spotkali się w klubie nie ma tutaj nic do rzeczy. Będzie zachowywała się tak, jakby ich kłótnia w ogóle się nie zdarzyła – nie mogłaby przecież wywlekać prywatnych spraw na forum szkolnym, prawda?

Jednak z chwilą, kiedy zobaczyła go, zbierającego ludzi na boisku szkolnym przed wyjściem na obiecany spektakl w teatrze… Jego jasnobrązowe włosy, częściowo schowane pod beanie, z których jedynie grzywka opadała mu zawadiacko na czoło, usta rozciągnięte w uśmiechu, błyszczące, niebieskie oczy i te zmarszczki, pojawiające się za każdym razem, gdy opanowywała go wesołość… Wiedziała już, że będzie to o wiele trudniejsze, niż przypuszczała.

Zwłaszcza, gdy dołączyła do grupy, a on spojrzał na nią przelotnie. Na krótką chwilę uśmiech znikł z jego twarzy, a blask w oczach zgasł. Próbowała zrobić cokolwiek, chociażby grzecznie się przywitać, ale te ułamki sekund sprawiły, że nabrała pewności. On nadal pamiętał. I najwidoczniej nie potrafił przyjąć obojętnej postawy. Nieważne, że chwilę później ponownie uniósł kąciki ust do góry – co w odczuciu Abigail wyglądało trochę sztucznie – i odwrócił się do niej plecami, pod pretekstem przywołania gestem kilku chłopaków.

Tkwili w tym bagnie oboje, nieważne, jak bardzo chcieli to ukryć.

- Dobra, ludzie! – Zawołał pięć minut później, usiłując zapanować nad grupą rozgadanych maturzystów. Abigail starała się nie zwracać uwagi na dziwne uczucie tęsknoty, które skręciło jej wnętrzności, jak tylko usłyszała jego delikatny, odrobinę łamiący się głos. – Idziemy, naprawdę wam się spodoba!

Minął Abigail, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem, a przechodząc, rozsiał dookoła ten przyjemny zapach, który tak dobrze pamiętała. Zadrżała lekko, co natychmiast przykuło uwagę Rebecki.

- Zimno ci? – Zapytała, grzebiąc w torbie. – Poczekaj, dam ci rękawiczki.

- Nie, dzięki. – Uśmiechnęła się do niej uspokajająco, wkładając dłonie w kieszenie. – Chodźmy już, inaczej Tomlinson będzie się wściekał.

- Błagam cię, on się nigdy nie wścieka. – Stwierdziła Becky, wpatrzona w plecy nauczyciela. Plecy obleczone dżinsową kurtkę, która również boleśnie zapadła Abigail w pamięć. – No, może oprócz tej jednej akcji, kiedy zasnęłaś na lekcji, a on…

- Daj spokój, Becka, nie chcę o tym gadać. – Warknęła Evans. Przyjaciółka nachmurzyła się, najwidoczniej obrażona za takie traktowanie, ale brunetka nie miała teraz głowy do przepraszania kogokolwiek.

Abigail próbowała podczas dziesięciominutowej drogi do teatru skupić swoją uwagę na czymś innym. Rozmawiała z kilkoma osobami o głupotach, rozglądała dookoła, jakby pierwszy raz widziała cholerne Doncaster, ale to wcale nie sprawiało, że jej wzrok nie wracał uporczywie do szczupłych pleców i szarej beanie naciągniętej na karmelowe pasma. Pieprzony Tomlinson i jego urok osobisty.

Od czasu do czasu widziała profil mężczyzny, kiedy zwracał głowę w kierunku któregoś z uczniów. Czasami wybuchał śmiechem,  a wtedy jego twarz rozświetlała się, jak gdyby padł na nią mały promyk słońca. A Abigail… dlaczego wcześniej nie zauważyła, że jest… zwyczajnie piękna? Zwłaszcza wtedy, gdy się uśmiechał.

Och, zamknij się. – Upomniała się w myślach, sfrustrowana tym, co pojawiało się w jej głowie.

Nie mogła doczekać się chwili, w której usiądzie w ciemnej sali, na miękkim fotelu i będzie mogła chociaż przez dwie godziny skupić uwagę na czymkolwiek innym.

prohibited | l.t.Where stories live. Discover now