SŁUCHAJCIE FIREPROOF, BO NASI CHŁOPCY ROZWALILI SYSTEM I JARAM SIĘ STRASZNIE (PARTIA LOUISA ZASŁUGUJE NA UWAGĘ!) *.*
Louis znajdował się już w stanie głębokiego półsnu, gdy dzwonek telefonu wdarł się w jego zmęczony umysł. Ostatnio właściwie każdy jego dzień tak wyglądał – wracał do domu po całym dniu pracy i do późnego wieczoru zalegał na kanapie, sprawdzając prace uczniów lub bezmyślnie przerzucając kanały w telewizorze. Nawet Zayn poddał się po kilku próbach wyciągnięcia go do klubu lub na domówkę. Gdziekolwiek, byleby w końcu znowu wrócił do świata żywych.
Jakoś nie potrafił.
Każda godzina spędzona z klasą o profilu literackim wzbudzała w nim coraz większą potrzebę rozpieprzenia czegoś. Krzesła, ławki, nawet pierwszego lepszego ucznia, który wytrącił go z równowagi. Nikt nie widział, jak mocno pod swoim biurkiem zaciska dłonie w pięści, ryjąc paznokciami w skórze, aż pojawiła się krew, a napad agresji przechodził. Nie był nawet w stanie patrzeć na ostatnią ławkę pod oknem, wiedząc, że Abigail siedzi tam, zasłaniając twarz kurtyną ciemnych włosów i z całej siły pragnie uciec z tej – nagle cholernie klaustrofobicznej – sali. Podobnie jak Louis.
Jakimś cudem on nie potrafił jednak nadal żałować tego, co się stało. Wręcz przeciwnie – właściwie każdej nocy, gdy leżał samotnie w łóżku, obrazy tamtych wydarzeń nawiedzały go, wyszarpując urywany oddech z płuc i niemalże niezależnie od jego woli kierując dłoń pod materiał bokserek. Był już tak bardzo, bardzo zmęczony.
Ale jakoś nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego.
Tym razem jednak udało mu się na chwilę przysnąć. Jak tylko wrócił do domu, pozbył się koszulki, a ciemne spodnie zmienił na dresowe, o wiele luźniejsze. Nie tknąwszy obiadu, rzucił się na łóżko i właściwie przeleżał tak do tej pory, słuchając najnowszej płyty The Fray Helios. Myślał, że im starszy będzie, tym bardziej zmniejszy się liczba sentymentalnych momentów, z którymi skojarzy kawałki swojego ulubionego zespołu. Gówno prawda. Albo po prostu był mięczakiem, w co w sumie mógł uwierzyć.
Poza tym, wsłuchując się desperacko w słowa i analizując je, mógł odpędzić inne, o wiele mniej komfortowe myśli.
W ten sposób przeleżał właściwie do tej chwili, a im ciemniej robiło się na zewnątrz, tym bardziej jego powieki opadały, przynosząc długo wyczekiwany sen. Na początku miał wrażenie, że melodia Say When jest elementem jakiegoś popieprzonego snu, którego nawet już nie pamiętał. Im bardziej jednak się rozbudzał, tym bardziej czuł dziwne drżenie. Uporczywe i bardzo irytujące.
Zamrugał, przeciągając palcami po zarośniętych policzkach i mrucząc:
- Kurwa mać – zaledwie pięć sekund po przebudzeniu nie był w stanie wykrzesać z siebie nic bardziej ambitnego.
Uniósł telefon tak, aby ekran znalazł się na poziomie jego oczu i przez chwilę przyzwyczajał je do oślepiającego, zimnego światła. Cyfry składające się na numer dzwoniącego z nikim mu się nie kojarzyły. Ponadto… najwyraźniej nie figurował on w jego liście kontaktów.
A potem to poczuł. Mocne ukłucie, które kazało mu poderwać się szybko do pozycji siedzącej i rozbudzić w jednym momencie. Wydawało mu się, że bardzo temu dał jej tę karteczkę. Właściwie nawet dwukrotnie, chociaż pierwszego nie pamiętał, za bardzo zamroczony alkoholem. I to prawda, mogło do niego dzwonić niecałe sześć miliardów osób, to wcale nie musiała być ona.
Dlaczego w takim razie był niemalże pewien, że to właśnie głos Abigail usłyszy po drugiej stronie linii?
- Halo? – jego głos wydał mu się żałośnie piskliwy i zachrypnięty jednocześnie. Sam nie wiedział, czy jest to spowodowane nagłym rozbudzeniem, czy może zwyczajnym emocjonalnym napięciem.