32: When it all falls down.

6K 368 51
                                    

Chet Faker - I'm into you

- Abigail? Słuchasz mnie w ogóle?

Brunetka podniosła głowę znad zeszytu i lekko nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na siedzącą po drugiej stronie kuchennego stołu przyjaciółkę. Rebecca miała wyraz twarzy charakterystyczny dla ludzi, którzy nie są przyzwyczajeni do braku zainteresowania. A Abby konsekwentnie pracowała sobie na jej złość przez cały wieczór, wpuszczając jednym uchem to, co mówiła, a drugim – wypuszczając.

Teoretycznie powinna była przygotowywać się dzisiejszego wieczora do testu z matematyki, który czekał ją następnego dnia. Teoretycznie powinna była skupić się na znienawidzonych zadaniach, w rzeczywistości tylko marnujących jej czas. Teoretycznie powinna była poświęcić trochę czasu zaniedbywanej ostatnio przyjaciółce, dlatego w pokornym geście zadzwoniła do niej, proponując wspólną naukę.

Tylko, że zazwyczaj dzieje się tak, że nasze zamierzenia rozmijają się z brutalną rzeczywistością. I to właśnie był ten moment. Ponieważ za każdym razem, gdy Abigail próbowała wytężyć umysł i rozwiązać jedno cholerne ćwiczenie, przed jej oczami jak na złość pojawiały się jasnoniebieskie oczy i cudowny uśmiech, rozświetlający całą twarz. Zresztą, nie tylko i chyba właśnie to było największą torturą. Od tygodnia, podczas którego za wszelką cenę starała się unikać Louisa, w każdej minucie prześladowały ją obrazy ich wspólnie spędzonej nocy. Połączone z realnymi odczuciami, zupełnie tak, jak gdyby jego wargi zaledwie sekundę wcześniej sunęły po jej odkrytej szyi, a opuszki palców delikatnie gładziły boki. Widziała jego twarz, wykrzywioną w grymasie przyjemności i odrzuconą do tyłu głowę, gdy wspólnie osiągali szczyt i to naprawdę bolało. Ponieważ nie chodziło tylko o to, że tęskniła za tymi uczuciami. Tęskniła za nim.

Właściwie nie mogła wskazać konkretnej rzeczy. Być może był to sposób, w jaki się o nią troszczył, mimo, że wcześniej wydawało się jej to zupełnie niepotrzebne i irytujące. Może chodziło o ten dziwny dreszcz, przenikający całe jej ciało, gdy tylko mieli okazję się dotknąć. Być może o cholerne wyrzuty sumienia, za każdym razem, gdy obrazy tamtej nocy znikały, zastąpione projekcją twarzy Louisa wtedy, przed domem Liama. Jakby naprawdę go zraniła.

Jak gdyby to, co powiedział, było prawdą.

Uśmiechnęła się blado do swojej przyjaciółki, modląc się w duchu o brak podejrzliwych pytać i dociekań, do których Rebecca była zdolna. Zawsze mogła zwalić to na karb nadmiaru obowiązków. Bo na pewno nie mogła nawet wspomnieć o prawdziwej przyczynie swojego roztargnienia.

- Tak, tak – wymamrotała, nerwowo obracając pomiędzy palcami ołówek i przygryzając dolną wargę. Starała się złożyć w głowie zlepek słów, które docierały do niej pomiędzy kolejnymi wspomnieniami. – Mówiłaś o Shelly i Johnie, że znowu do siebie wrócili, prawda?

- Tak właściwie to o tym, że ze sobą definitywnie zerwali – poprawiła ją Becky z lekko skwaszoną miną. Po chwili jednak westchnęła, a irytację w jej oczach zastąpił niepokój – Dawno taka nie byłaś.

- Jaka? – zapytała Abigail, starając się za wszelką cenę nie przełknąć głośno śliny. Jeśli gra na czas jakkolwiek ją uratuje, to musiała się zdać właśnie na ten sposób.

- Nieobecna. Wiem, że masz dużo zajęć, ale dawno już nie musiałam wszystkiego powtarzać ci dziesięć razy. – Becca przekrzywiła lekko głowę, patrząc na nią teraz spod zmrużonych powiek. – Chodzi tylko o to… czy może jest coś jeszcze? A raczej… ktoś?

Och, akurat w tej sytuacji gra na zwłokę zupełnie odpadała. Każde zawahanie zadziałałoby na jej niekorzyść, a wiedziała, że w tych tematach jej kochana przyjaciółka jest jak niewyczerpalne źródło pytań. Dlatego prychnęła i roześmiała się krótko, ale pogardliwie, mając nadzieję, że na policzkach nie pojawiły się dwie wielkie i zdradzieckie czerwone plamy.

prohibited | l.t.Where stories live. Discover now