(Mała rada - jeśli nie możecie odtworzyć muzyki z yt, bo akurat jesteście na telefonie, a macie tę piosenkę w swoim odtwarzaczu - koniecznie włączcie The Fray - Look After You :) Enjoy! xx)
- Ej, ślicznotko! Kopsnij jedno piwo, najlepiej ze sobą w zestawie!
Abigail przewróciła oczami, pewna, że dobrze podchmielony klient nie może tego zobaczyć. Bez słowa dopisała kolejny kufel do długiej listy zamówień i podążyła w kierunku baru, przy którym Niall – jak zwykle w weekendy – uwijał się jak w ukropie. Sobota zawsze była ciężkim dniem, niezależnie od tego, czy akurat wypadło jakieś święto, czy nie. Ludzie znajdowali setki okazji do wypicia kilku kolejek i spędzenia czasu poza domem. Evans zupełnie nie potrafiła ich zrozumieć. Wiele by dała, aby właśnie w tym momencie siedzieć w swoim pokoju i czytać jakąś bezmyślną lekturę.
Marzenie ściętej głowy.
- Cztery duże piwa, jedno małe, dwa razy whisky z colą i pięć setek czystej. – Wyrecytowała na jednym oddechu słowa zapisane na kartce, po czym dodała nieco ciszej – A jeśli ten koleś w rogu jeszcze raz zrobi jakąś idiotyczną uwagę, to wyleję mu coś z tego na głowę, przysięgam.
- Wiesz, że nie możesz tego zrobić, prawda? – upewnił się Niall, patrząc na dziewczynę z autentycznym przerażeniem w oczach.
Abigail bardzo lubiła Horana, ale czasami zastanawiała się, czy jego niedomyślność jest wynikiem wyłącznie zmęczenia. Miała wielką nadzieję, że tak, ponieważ w przeciwnym razie chyba nie byłby w stanie ogarnąć pracy i studiów – w dodatku na dość trudnym kierunku – naraz.
- Boże, pewnie, że wiem – westchnęła, stawiając z brzękiem tacę na kontuarze i podpierając się łokciem o lśniącą powierzchnię. Chwile czekania na zamówienia były dla niej błogosławieństwem. – Tylko, że sami się proszą.
Niall jednak nie do końca skupiał się na jej słowach. Nalewając piwo, patrzył gdzieś ponad głową dziewczyny. Abigail miała wrażenie, że jego wzrok utkwiony jest w miejscu, w którym znajdowało się wejście do klubu. Zdziwiona, podążyła za spojrzeniem blondyna, jednocześnie mówiąc:
- Mógłbyś czasami mnie słuchać, o co…
Jej głos zamarł, kiedy zaledwie kilka metrów od siebie zauważyła osobę, której w sumie nie spodziewała się tutaj zobaczyć. Oczywiście, myślała o nim od ostatniego popołudnia w teatrze, przypuszczała, że nawet za często. W najbardziej niespodziewanych momentach – kiedy gotowała obiad dla rodziny albo ślęczała nad pracą domową – nachodziło ją to obezwładniające uczucie, które pojawiło się dokładnie wtedy, gdy Louis szeptał ciężkie słowa wprost do jej ucha. Słowa, które odtwarzała w swojej głowie wciąż i wciąż, jak zdartą płytę.
Nie sądziła, że zobaczy go tutaj ponownie, trzeci raz z rzędu, ubranego w dżinsową kurtkę, pod którą włożył szarą bluzę z kapturem i dresowe, miękkie spodnie. Nigdy nie widziała go w takim wydaniu, ale… o dziwo, wcale nie wyglądał źle. Wręcz przeciwnie. Całości dopełniała nieodłączna, jak widać, beanie na głowie i przenikliwe spojrzenie, jak zwykle skoncentrowane właśnie na niej.
- Powiedziałbym, że znowu masz gościa, ale chyba już zauważyłaś – mruknął Niall, zauważając, że jego przyjaciółka wyraźnie zbladła, zaciskając palce na tacy. – Słuchaj, jeśli chcesz, mogę go stąd jakoś dyskretnie wykurzyć.
Po tych słowach Abigail ocknęła się i drgnęła, ponownie skupiając uwagę nie tylko na niebieskookim szatynie, który właśnie zmniejszał dystans między nimi, ale i na otoczeniu. Zanim Tomlinson zdążył podejść do niej i kompletnie zdekoncentrować, zeskoczyła ze stołka i pospiesznie zaczęła ustawiać wypełnione kufle i kieliszki na tacy.